wtorek, 7 września 2021

Od Ophelosa CD. Talluli

Siwe oczęta nie opuszczały wcale kobiecych ramion, nawet jeżeli tak powinno zrobić się według kanonu i wszelakiego dobrego, rycerskiego wychowania. Ale przecież Chryzant za rycerza już dawno się nie uważał, przedstawiając się wszystkim jako skromny, jasnowłosy pastuszek – i choć grzecznym był, i za uprzejmego również się uważał, tak nie w pastuszkowym zachowaniu byłoby zdjęcie własnego spojrzenia z pięknej, czającej się w wartkiej wodzie strumyka, niewiasty. Zwłaszcza, gdy ta w swej całej okazałości ukazywała się jako pewna siebie i wcale swego ciała nie wstydliwa. Dobrze, bo przecież nic co ludzkie, obcym im miało nie być, a ciało w ostateczności było tylko ciałem. Czasami ładniejszym, czasami brzydszym, ale przecież o gustach dyskutować nie należało.
Blondwłosy parsknął cichym i lekkim śmiechem na wspominkę o młokosach chowających się po krzakach, w bałwochwalczych i wręcz rozpaczliwych próbach starających się choć zerknąć na nagą pierś.
— Podglądają, bo nie widzieli żadnej piersi prócz tej matczynej — stwierdził, podpierając się dłońmi o własne biodra. Siwe oczka błysnęły z rozbawieniem, Chryzant uśmiechnął się, a w uśmiechu tym pokazał i zęby, i zmarszczki na polikach, tak szeroki to uśmiech był. Zarzucił głową, chcąc pozbyć się loków klejących się do czoła. — A że ciekawi świata, to chcą zobaczyć ciut więcej, niż własną familię — zauważył w końcu, zadzierając bródkę i plącząc swe ręce na klatce piersiowej. — Bo co to za atrakcja, matczyna pierś dla dziecka?
Palce zastukały w przedramiona, czoło zmarszczyło się na chwilę, by leniwy wzrok, w końcu opuszczając sylwetkę kobiety, mógł przenieść się na pasące się w pobliżu owce. Wyjątkowo spokojne i wyjątkowo niepłochliwe. Świetnie.
— A i owszem, że z gildii, chyba zbyt ekscentryczny jestem, by przynależeć gdziekolwiek indziej — odpowiedział, zerkając raz pytająco na kobietę, a raz na kawałek ziemi tuż obok niej. Ruch oczu powtórzył, a gdy nie usłyszał jakichkolwiek protestów, pozwolił sobie przysiąść się do tajemniczej nimfy.
Przecież nie mogła być niebezpieczną; poza wodą nie wciągnęłaby go w toń, nie skusiłaby pięknym głosem, by zanurzyć się pod taflę i już nigdy zza niej nie wyjrzeć.
— Przytułek nie najgorszy, ja przynajmniej nie narzekam, jeżeli mam być szczerym — mruknął i położył prawą ręką tuż za plecami, chcąc ciut lepiej wesprzeć się, by nie runąć plecami na zieloną i prawdopodobnie całkiem nieźle barwiącą ubrania trawę. Ta połaskotała wnętrze dłoni, niby witając się z jej właścicielem, jak ze starym przyjacielem. — Spokój, cisza, czasami, jak ktoś spragniony przygody, to ruszy się gdzieś dalej. Ale ja? — prychnął, wzruszając ramionami. — Dla mnie to wieczne wakacje, czego chcieć więcej. — Uniósł siwe spojrzenie, tak na wszelki wypadek jeszcze raz chcąc zerknąć na owce. Te nie ruszały się z miejsca, nadal pasąc się spokojnie. I w końcu uśmiechnął się szeroko, chcąc się po ludzku, a nie po książęcemu czy rycersku, przywitać. — Chryzant jestem, jeżeli panienka oczywiście pozwoli się mi przedstawić.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz