niedziela, 26 września 2021

Od Ayrenn cd. Sophie

Reagować trzeba było szybko i Ayrenn – choć zdecydowanie nie sprawiała wrażenia osoby, która może tu cokolwiek zdziałać, zwłaszcza z jedną ręką – do takiego szybkiego działania się zabrała. Szybkim spojrzeniem obrzuciła zestawione na sobie skrzynie, przez ciało popłynęło wezwanie magii, tak znajome i tak miłe, jak muśnięcie jedwabiu o nagą skórę. W turkusowym oku błysnęła iskra, spomiędzy warg wydobyły się słowa zaklęcia w melodyjnym, elfickim języku, którego Ayrenn zdecydowanie prościej było używać niż tego, którym posługiwali miejscowi.
Pierwsza skrzynia odezwała się jękiem przeciążonego drewna, które wyjątkowo chętnie poddałoby się prawom fizyki, gdyby nie magia. Elfka zmarszczyła nieznacznie jasną brew, zdecydowanym ruchem dłoni machnęła w bok, posyłając ją pod ścianę. W ślad za nią popłynęła także i druga skrzynia, która z lekkim szurnięciem wylądowała tuż obok tej pierwszej. Trzecia skrzynia była już jedynie formalnością i bez najmniejszego oporu poddała się jej woli.
Kolejne zaklęcie zmusiło trzymające wieko gwoździe do wyskoczenia, tym samym sprawiając, że dobranie się do pękniętej butelki z odczynnikiem stało się jedynie formalnością w której Ayrenn pomóc już nie mogła. Choć żyła na tym świecie przeszło dwieście lat, o alchemii wiedziała jedynie tyle, że istnieje. Gdyby chodziło o duchy, lub zwierzęta, to owszem, działałaby dalej, ale tak? Mogła jedynie przerzucić strumień magii w powietrze, wzmagając przeciąg i jednocześnie zakotwiczyć całą resztę przedmiotów w miejscu, by nie narobić kobiecie zbędnego bałaganu i troski.
Alchemiczka zajęła się ratowaniem sytuacji, wprawnie dobierając się do uszkodzonej butelki. Czuły, elfi nos od razu wychwycił w powietrzu znaczną różnicę, smrodliwość spadła, ale mimo to Ayrenn wciąż nie wstrzymała hulającego po powietrzu wiatru, który targał jej ubraniem i włosami. Odczekała jeszcze moment, by jasnowłosa potwierdziła pomyślne zakończenie operacji i zwinnym ruchem dłoni wypuściła kotłujący się wicher na korytarz, by przeciął pozostałe pomieszczenia budynku, zabierając w tej sposób ze sobą szkodliwe opary. Widmowa ręka lekko zamigotała, kiedy elfka zakończyła bieg zaklęć.
― Wiatr powinien zebrać ten smród ze sobą, ale nie jestem pewna kto jeszcze mógł się tego nawdychać ― odezwała się po krótkiej chwili ciszy poświęconej na obserwację alchemiczki ― Czy to coś groźnego? Te opary? Być może trzeba byłoby powiadomić Mistrza i sekcję medyczną? ― zaproponowała, szczerze zatroskana stanem pozostałych członków Gildii. I jak na zawołanie, jakby w odpowiedzi na to zmartwienie, ktoś na dole właśnie rąbnął głucho o podłogę, zapewne wpierw potykając się o jedno ze zgubionych jabłek. Elfka skuliła się w sobie od huku, przymknęła oczy z przepraszającą miną i zaklęła w duchu, obelgi kierując w stronę własnej niezdarności i nieuwagi. Powinna sprzątnąć te cholerne gruszki z jabłkami, zanim ktoś się o nie zabije, albo kręgosłup połamie.
Ręka znów zamigotała, tym razem od kolejnego zaklęcia, które ruszyło zalegające po całym budynku jabłka i gruszki, zmuszając je do przymusowego lotu na pierwsze piętro, do laboratorium alchemicznego.
― Hm, mam nadzieję, że jednak się nie zabił. ― orzekła, bardziej sama do siebie, niż do Sophie, słysząc dobiegający z dołu, mocno podirytowany męski głos. Ups.
― Pomóc ci jeszcze coś poprzestawiać? ― dopytała, kiedy ostatnie, nieco poobijane, jabłko spoczęło w porzuconym przy drzwiach koszyku ― Chyba jeszcze się nie urządziłaś do końca, a z magią zawsze będzie prościej i szybciej. ― uśmiechnęła się łagodnie do kobiety, naprawdę chcąc pomóc, a nie jedynie rzucić mglista propozycję i się ulotnić ― Ach, jestem Ayrenn. ― dodała po chwili, przypominając sobie o bardzo podstawowej kwestii, do których nigdy tak w zasadzie nie miała głowy, niezbyt obyta w towarzystwie i niezbyt orientująca się w tym jak zawierać znajomość z kimś kto nie jest na przykład borsukiem, bądź innym szopem praczem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz