sobota, 11 września 2021

Od Inanny CD. Hotaru

Inanna zeskoczyła sprawnie z przedostatniego schodka, a podeszwy fikuśnych sandałów odbiły się echem od pustych, starych desek, wybijając odpowiedni rytm dla ciemnych, tańczących na szczycie ostatniego słupka poręczy, paluszków. Szeroki uśmiech, jak to miał w zwyczaju, przyozdabiał młode lico dziewuszki, złote ślepia iskrzyły w blasku, przedostającego się przez grube szyby, słońca. Jasnowłosa promieniała szczęśliwością niby gwiazda swą ciepłą poświatą, błogostanem ni jak mającym się do ich sytuacji. Pieniędzy zabrakło, nie tylko na wieczorne wygody, ale i na jedzenie, niezbędne w tym przypadku do podróży powrotnej. Umiejętności polowania obu kobietom brakło, Inanna na tutejszych, leśnych owocach nie znała się wcale i była niemalże pewna, że również Hotaru mogłaby mieć problem z odróżnieniem, które jagody do spożycia się nadawały, a które nie. A przecież młoda bardka dnia bez posiłku wyobrazić sobie nie potrafiła, nie po tak wielu, spędzonych w gildii dniach, gdzie co dzień mogła rozkoszować się rewelacyjną kuchnią, równie rewelacyjnej pani Iriny.
Wyśpiewywana przez Inannę melodia, choć subtelna i dość prosta, rozniosła się po głównym pomieszczeniu, zaraz zwracając na siebie uwagę każdego, kto obecnie zajadał się wczesnym obiadem czy rozkoszował gorzkim smakiem jasnego piwa. Zapach pieczonych ziemniaków dotarł do śniadego noska, na co brzuch bardki zaburczał, dając się wyraźnie we znaki. Dziewczyna westchnęła cichutko. Nie było co się jednak na zapas martwić, na cztery obiady miało im jeszcze starczyć – dwa dla tancerki, dwa dla balladzistki. Ściągnęła brewki w pewnym zmartwieniu.
Tylko dwa?
— Witam piękną panią, w ten jakże piękny dzień! — Łokieć jasnowłosej wylądował na powierzchni drewnianego baru, oczy błysnęły zawadiacko zza ściany grubych rzęs, a ciemne usta rozchyliły w uśmiechu, ukazując równe, białe ząbki. Stojąca w ciemnym kącie, starsza kobieta, odwróciła pytające spojrzenie w stronę Inanny, ukazując bardce swą, wcale już nie tak piękna, fasadę. Młode dziewczę zaśmiało się nerwowo, kiedy złote ślepka wylądowały wreszcie na licu karczmarki. Cóż, chociaż dzień faktycznie był piękny. — Mam nadzieję, że poranek udany, co? W końcu trochę ludzi się kręci — kontynuowała, przewracając wzrok w stronę klienteli.
Kobieta burknęła coś pod nosem, wzruszyła ramionami.
— Czego panieneczka sobie życzy? — W głosie karczmarki dało się wyczuć sporą dozę fałszywej życzliwości. Nieprzyjemny, zimny dreszcz przebiegł po całej długości dziewczęcego kręgosłupa, opuszki smukłych palców odbijały się od blatu w sobie tylko znany rytm. — Mamy dzisiaj pieczonego kurczaka, może napar jaki, pokoju na kolejną noc? Chyba że pani z koleżaneczką nas już dzisiaj opuszczają.
— Tak, tak, właśnie, co do pokoju i pieczonego kurczaka. Mam pewną propozycję, nie do odrzucenia. Obu stronom wyjdzie ona na dobre, zaręczam. A więc widzi pani, sprawa wygląda tak, że- — nie zdołała dokończyć, kiedy starsza pannica urwała jej wypowiedź, niezgrabnie wsuwając się pomiędzy słowa bardki. Inanna ściągnęła brwi w wyraźnym niezadowoleniu.
— Już dej se spokój. Nie, żadnego dogadywania się nie będzie, nie chcę już o tym słyszeć ani słowa. Albo płacicie, albo wynocha — fuknęła karczmarka. Inanna szybko dostrzegła malującą się na pomarszczonym licu irytację, z wolna podsycany gniew, tlący się w szarych, nieobecnych tęczówkach. Zacisnęła dłonie w drobne piąstki, zerknęła spojrzeniem wielce błagającym. Nieznajoma była jednak nieugięta.
— Ale-
— Bez dyskusji.
Pięści jasnowłosej z hukiem wylądowały na drewnianej powierzchni baru, schodząca ze schodów Hotaru, słysząc nagły hałas, podskoczyła leciutko w miejscu, wyraźnie się jakiejkolwiek burdy nie spodziewając. Inanna zaraz poczuła na swych plecach spojrzenia reszty klienteli, zwyczajnie niezadowolonej, że ktokolwiek próbował przerwać spokój, w którym mogli cieszyć się podanym im jedzeniem. Ręka karczmarki poszła w ruch, szara ściera, śmierdząca tanim piwskiem i brudna od wycieranych ochłapów, przysoliła w delikatne, dziewczęce rączki, na co z krtani bardki wydostał się wysoki pisk. Przysunęła rączki do swych piersi, próbując uśmierzyć ból wydmuchiwanym z ust powietrzem. Zaraz na ramieniu złotookiej pojawiła się dłoń jej towarzyszki.
— Więcej powtarzać się nie będę. Pakować manatki albo zara zięcia zawołam i spakuje je za was.
— Dobrze już, dobrze. Zrozumiane, przyjęte do wiadomości. Na bogów, nawet normalnie porozmawiać nie można, kto to widział. W życiu bym nie pomyślała, że tak trudno się z tutejszymi dogadać — ciągnęła, z wolna odprowadzana przez Hotaru w drugi kąt pomieszczenia. — Dogadać, co ja mówię? Siliāti, o żadnym dogadywaniu nie było nawet mowy. Przerwała mi w połowie i-
Tancerka zerknęła wyczekująco w stronę bardki. Inanna zachichotała cichutko pod nosem.
— Przepraszam, troszkę się rozpędziłam. W każdym razie, ze śpiewania i tańców nici. Chyba musimy poszukać jakiegoś innego miejsca. O, a może uliczne przedstawienie?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz