wtorek, 28 września 2021

Od Inanny CD. Isidoro

Słowa astrologa rozmyły się w ciemnościach wieczora, w głuchej przestrzeni czarnej alejki, ginąc gdzieś przy samych jej krańcach, w zimnym kamieniu prześmierdłego bruku. Oddech ugrzązł na moment w młodych płuckach, śniade paluszki zadrżały, a wylegujący się na ramieniu bardki wąż, poruszył się nieznacznie, zaraz dostrzegając przerażenie swej nowej towarzyszki. Obrazy pożogi przebiegły przez umysł jasnowłosej, pozostawiając na nim czarne ślady, niby kształt końskich kopyt na warstwie wilgotnej ściółki, kiedy stała jeszcze moment w bezruchu, wciąż wpatrując się złotymi, wielkimi ślepkami w cień stojącego nieopodal Isidoro.
Widziała zarazy. Pamiętała zarazy. Ciągnące się po ulicach stosy martwych ciał, roznoszący się odór zgnilizny i krzyki. Te przeklęte krzyki, każdej nocy wybijające się poza grube ściany domostw, docierające prosto do wrażliwych uszu młodej, wystraszonej dziewuszki o białym włosie i złotych piegach. Chowała przyjaciół, patrzyła, jak cierpią, wiją się w agonii, kasłając i się krztusząc, poszukując resztek niezbędnego do przetrwania powietrza, gdy skóra zwyczajnie parzyła, wychodzące na niej bąble także, setki doprowadzając do szaleństwa. I jakimś sposobem, jej samej choróbska się nie imały. Być może kapłani nigdy się nie mylili. Być może faktycznie nosiła w sobie jakąś boską cząstkę, chroniącą ją przed losem zgubionych.
Przełknęła nerwowo ślinę.
— R-rozumiem — odparła cichutko, ledwo słyszalnie, tak by nikt, choć w alejce znajdowali się sami – wąż, astrolog i pewna, nagle już nie tak wyraźna, nieuśmiechnięta i nieenergiczna, bardka – nie zdołał dosłyszeć w ów słowie nagłego załamania. Pokiwała głową, jakby sama spróbowała się właśnie przekonać do isidorowej racji, ponownie wracając do tu i teraz. — Masz rację. Tak, tak, masz rację, zdecydowanie. — Śniade paluszki zacisnęły się w piąstkę, Innana tupnęła nóżką, zbierając się w sobie, walcząc z jakimikolwiek resztkami burzliwych wspomnień, chcąc raz jeszcze odciąć się do obrazów wcale nie tak do końca zapomnianych, aż wreszcie brązowe ustka wykrzywiły się w uśmiechu, leciutko tylko przekłamanym. — A teraz już chodźmy, dobrze? Jestem troszkę zmęczona, nasz nowy, gadzi przyjaciel pewnie też. Pod Mokrym Gnollem, nie? Tam odpoczniemy i zobaczymy się z Rosario. Bo chcemy zobaczyć się z Rosario, prawda?
Zniknęła za najbliższym zakrętem, nie czekając dłużej na swojego towarzysza.
Objęła smukłymi paluszkami metal klamki, jego zimno szczypnęło smagławą skórę, po czym otworzyła ostrożnie drzwi, krótkim krokiem wpraszając się do środka. Chaos mieszających się rozmów, jak i żwawe dźwięki wygrywanych przez orkiestrę pieśni, uderzył uszka gildyjczyków, jeszcze nie do końca wypoczętych po wywołanym przez niech, rynkowym bałaganie. Inanna przystanęła w niemym osłupieniu, ślepia Isidoro skakały z sylwety na sylwetę, skrzętnie badając nowe otoczenie, a żółte łuski młodego węża zalśniły pod światłem licznych świec, choć hałas okazał się na tyle trudny do zniesienia, że ten schował trójkątny łepek za szyją bardki, nieco mocniej zaciskając swe tułowie wokół dziewczęcego ramienia.
Złote, kobiece ślepia, błyskające radością i czystym podekscytowaniem, sprawnie wychwyciły zmieszane, wcześniej już poznane twarze, teraz tylko nieco bardziej zmęczone i nieco bardziej niemrawe. Rosario przechyliła drewniany kufel, jednym, sprawnym susłem dopijając resztki piwa, aż wreszcie spomiędzy śniadych, kobiecych ustek wydostał się donośny śmiech czystego rozweselenia. Zeskoczyła ze stołka, koścista dłoń powędrowała do rękojeści, uwiązanego przy pasie, sztyletu – zupełnie jakby tym samym chciała ukazać reszcie świętujących, że nie warto osoby kapitan bez potrzeby zaczepiać.
— Już się bałam, że was tutaj nie zobaczę — odparła, sprawnie przekrzykując głosy innych oraz brzmienia rozegranych instrumentów. Ani Isidoro, ani Inanna nie odpowiedzieli jednak na jej słowa, na co Rosario ściągnęła ciemne brewki, a w jej dużych oczach przemknął cień zwątpienia. — A wy co tacy posmutniali? Gwiazdeczko — zwróciła się do bardki — ty w szczególności. Niech mnie, nie mówcie tylko, że byliście świadkami tego, co niedawno wydarzyło się na miejskim ryneczku? Psia krew, że też mnie coś takiego ominęło. — Prawa ręka piratki wylądowała na ramieniu bardki, lewa na ramieniu astrologa, aż wreszcie pociągnęła ich dwójkę ku jednemu z wolnych stolików. Dziarski uśmieszek wciąż nie spływaj z ciemnej twarzyczki pani kapitan. — No już, czas się rozchmurzyć. Wypijemy i o wszystkim sobie pogadamy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz