czwartek, 9 września 2021

Od Talluli CD. Hotaru

Cichutki jęk Hotaru dotarł do uszu czarownicy, wciąż pochylającej się nad jedną ze starych szafek, z której ciemnych kątów próbowała właśnie wyjąć ładniejsze już nieco sztućce, te, które zdołały uchować się przed dłońmi nieuważnych gildyjczyków, czy co dzień nakrywającą do stołu Iriną. Smukły kręgosłup, okryty materiałem granatowej koszuli oraz ciemną, zamszową kamizelką, wystrzelił ku górze, spojrzenie modrych tęczówek wędrowało po całej szerokości pomieszczenia, chcąc jak najszybciej dostrzec to, co w chwilę stało się młodej, ciemnowłosej kobiety utrapieniem. Cmoknęła koralowymi ustkami, z wolna zbliżając się w stronę Hotaru i dopiero kiedy Tallulah znalazła się zaraz obok sylwety swej towarzyszki, dostrzegła spływającą po smukłym palcu, stróżkę wciąż ciepłej krwi, wędrującej pospiesznie po całej długości dziewczęcej rączki.
Wargi dziwy ułożyły się w nieśmiały uśmieszek, skromny, lecz pełen pewności siebie. Wzruszyła ramionami, podciągnęła rękawy koszuli, a rozpuszczony, ognisty włos przełożyła przez ucho.
— Daj, zaraz się tym zajmę. — Barbeau chwyciła niespodziewanie za bladziuchną dłoń tancerki, tylko po to, by zaraz zamknąć ją w delikatnym uścisku swych długich paluszków, zupełnie jak matule, nieraz mające w zwyczaju ogrzewać rączki maluczkich pociech swoimi własnymi. Ciche, niezrozumiałe dla Hotaru słówka uciekły spomiędzy ust rudowłosej. Znajdująca się w przewiązanym przy pasie baniaku, woda, na rozkaz czarodziejki, płynnym ruchem wydostała się ze swego ciasnego więzienia, zgrabnie przecinając kuchenne powietrze i ostatecznie lgnąc do wewnętrznej strony kobiecych dłoni. Tallulah uniosła leciutko jedną z rąk, wykonała nią odpowiedni ruch, a gęsty bąbelek wody wylądował na czubku zranionego paluszka, momentalnie gojąc ranę, po której zaraz nie było już ani śladu. Poluźniła uścisk, pozwalając Hotaru nieco lepiej przyjrzeć się zagojonej skórze.
— Widzisz? I po problemie. — Dziwa pokręciła głową, skrzyżowała ręce na piersiach. — Wreszcie moje umiejętności przydały się do czegoś więcej, niż robienia maści i zaparzania ziółek. Na katar, na zadrapania, na stawy, na bóle pleców. Ziółka na sen, ziółka na jelita, ziółka na ból gardła. Czego tylko dusza zapragnie.
A dusze gildyjczyków pragnęły wiele.
Choć nie tak wiele, jak defroscy uczeni, którym nieraz przytakiwała w wielkich salach Akademii, zbyt obawiając się ich gromiących spojrzeń i przepełniającego głos jadu, jak iferskie elity, te same, robiące z niej kolejną aktorzynę, zwykłą laleczkę do cudzych pociech i interesów; jak ten, który po nagłym zniknięciu swej córki, we wcześniejszych Talluli uwagach, dostrzegł jedynie czystą impertynencję. Mimo iż pomóc chciała, mimo iż nigdy nie pozwalała sobie na mniej lub gorzej, każdy swój obowiązek wypełniając z należytą mu sumiennością. Wystarczyło jednak kilku niespostrzeżonych szeptów, kłamliwych słówek z równie kłamliwych ust, by ta, która cały swój żywot poświęciła jednemu władcy, od samego początku wiedząc, gdzie prowadzi główna droga, zyskała miano zdrajcy i królewskiego wroga.
Prosił o rady i rad mu udzieliła. Do zguby i nieszczęścia doprowadziła go jedynie ignorancja.
— Ufam, że to dla ciebie żadna nowość — odparła, spoglądając na drugą kobietę zza warstwy grubych, długich rzęs. — Że też tam w swoich stronach macie takich jak ja, magią się zajmujących i z pomocy magii korzystających. Nie chciałabym, żebyś się teraz wystraszyła i uciekła z krzykiem, budząc przy okazji każdego, któremu zachciało się dzisiaj pospać akurat nieco dłużej. — Cichutki śmiech uleciał spomiędzy pełnych ustek. — Wybacz. Głupi żart.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz