czwartek, 23 września 2021

Od Serafina cd. Echa

Promienie słońca prześlizgują się pomiędzy liśćmi drzew, przyjemny, ciepły wiatr w łagodnych porywach próbuje raz od czasu przewrócić psotnie stronicę w czytanej przez maga księdze. Serafin z cichym westchnieniem, po raz kolejny, przyblokował palcami unoszącą się nieznacznie stronę i, również po raz kolejny, przeklął sam siebie w myśli z powodu tego dość niecodziennego pomysłu, by zamiast studiować arkana magii w swoim lokum, zrobić to dla odmiany na dworze. Podobno świeże powietrze dobrze robi, a tak przynajmniej słyszał gdzieś na gildyjnym korytarzu. Jak się jednak okazało, siedzenie pod chmurką, czy pod drzewkiem nie było tak owocne jak się początkowo spodziewał. Większość czasu zabijał jakieś irytujące owady, lub był zmuszony do upominania krokodyla, by nie rzucał się wściekle na wszystko co się rusza.
Magister Magicus był tego dnia wyjątkowo kłopotliwy i mag szczerze nie miał pojęcia co mu dolega. Czyżby brak towarzystwa? Ale czy jakiekolwiek lokalne zwierzę mogłoby zostać jego towarzyszem bez obaw o własne życie? Nie, żeby go to obchodziło. Nie od strony potencjalnie zagrożonego zwierzęcia rzecz jasna, bo dla sallandirskiego maga liczył się tylko dobrostan krokodyla, który podczas tego przydługawego rozmyślania gdzieś po prostu zniknął.
Pozwalając sobie wpierw brzydko zakląć w obcym języku, mag podniósł się i rozejrzał. Jak daleko mógł odejść Magister, skoro w pobliżu nie było żadnego zbiornika wodnego, który pozwoliłby mu w tempie ekspresowym przedostać się zbyt daleko od właściciela, by siać chaos, zniszczenie, apokalipsę i nienawiść do gatunku krokodylego? Odpowiedź przypływa sama, niby niesiony na wietrze liść. Krokodyl błyska ciemnozielonym cielskiem całkiem niedaleko, tuż przy placu treningowym na którym to ktoś ostro wywija kijem. Albo miotłą. Albo jakąś faktyczną bronią, z tej odległości trudno ocenić. Serafin zamknął księgę zdecydowanym ruchem dłoni, a kiedy strony uderzyły o siebie z cichym trzaskiem, przedmiot zniknął. Zaciekawiony, podążył tropem Magistra i przystanął przy krokodylu, w milczeniu obserwując poczynania mężczyzny.
Przyłapany na obserwowaniu, podszedł. Nieśpiesznie, z charakterystycznym dla siebie przekonaniem o własnej wspaniałości, jakby świat tylko czekał na jego kolejny ruch.
― Tak, to mój krokodyl. ― odpowiedział uprzejmie, chowając dłonie w obszernych rękawach czarnej szaty. Wiatr lekko poruszył materiałem, promień słońca zatańczył w złotym, okrągłym kolczyku, zdobiącym prawe ucho maga ― Magister, nie rusz. ― polecił mrukliwie krokodylowi, nie zaszczycając go jednak nawet spojrzeniem, jakby i bez tego wiedział co pupil sobie zamierza.
Magister nie ruszył.
― Nieczęsto spotyka się człowieka tak wprawionego w tańcu z miotłą ― stwierdził tonem nadzwyczaj neutralnym i przechylił nieznacznie głowę w bok, przyglądając się mężczyźnie. Choć sam typem wojownika zdecydowanie nie był i stronił od wszelkich sztuczek z bronią, to jednak znaczną część życia spędził w pałacu, a tam, całkiem często obserwował ćwiczenia gwardzistów strzegących ich komnat. Podziwiał wprawę i zręczność, dyscyplinę. Co zaś łączyło bezpośrednio sallandirskich gwardzistów z obcym to pewna władczość w ruchach i absolutna pewność swojego ciała. Pierwsze uważał za pociągające, drugie za klasyczne dla kasty wojowniczej ― Strach pomyśleć, co mógłbyś zrobić z bronią. ― w ciemnych oczach maga zagościł trudny do zidentyfikowania ognik, jakby mężczyznę podpuszczał do dalszych popisów, a jednocześnie aż sam palił się do pokazania co sam potrafi. Choć być może był to jedynie efekt wywołany niefortunnym promieniem słońca prześlizgującym się po twarzy?
― Jestem Serafin ― przedstawił się bez większego zaangażowania ― Jeden z magów. A ty?
― Magister, nie rusz. ― wtrącił znów, całkiem niespodziewanie, a czterometrowy krokodyl zasyczał z niezadowoleniem. Serafin obrzucił go niezobowiązującym spojrzeniem, ani przez chwilę nie wątpiąc w swoją władzę nad zwierzęciem.
Magister nie ruszył.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz