poniedziałek, 13 września 2021

Od Apolonii CD. Sophie


Aktorka zarzuciła nogę na nogę, westchnęła cicho, niby zanuciwszy jedynie sobie znaną melodię. Potrzebowała chwili skupienia, momentu spokoju i choć siedział przed nią gość, którym, według zasad wszelakiej kurtuazji oraz uprzejmości, należało czym prędzej się zająć, tak niezbyt miała przejąć się biedną Sophie czekającą na jakikolwiek ruch ze strony aktorki – w końcu ktoś musiał obmyślić plan działania i pomyśleć, w który czuły punkt należałoby uderzyć, by zdobyć konkretne informacje. A przecież każdy, mianujący się doświadczonym oczywiście, szpieg w takim działaniu powinien mieć już jakąś wprawę.
Nie należało jednak wybiegać również za bardzo w przyszłość, bo czasami warto było spojrzeć na sprawy czysto przyziemne, materialne. 
 — Sophie – zaczęła powoli Apolonia, sięgając po kolejne winogrono. Podrzuciła owoc w palcach, złapała go pomiędzy opuszki i wrzuciła prosto pomiędzy pulchne wargi. — Czy ty, słońce, masz w ogóle gdzie spać? Nie sądzisz chyba, że codziennie będziesz przyjeżdżać do stolicy? Wierzchowca zamęczysz. Albo, co gorsza, osiedlisz się w bursie? — prychnęła, z prychnięciem unosząc i ramię. Oparła się łokciem o fotel, a blady polik opadł na tak podpartą dłoń.
— Nie, nie, mam swój pokój u profesora von Hohenheim, to w pobliżu uniwe…
— Bzdura! Nie pozwolę swojemu współpracownikowi przecież spać wśród studentów, o wygodę adiutanta też należy dbać, a kujące pierwszoroczniaki czy zachlani w umór żacy w śledztwie nam nie pomogą, wręcz będą uznani za natrętne muchy. Jeszcze będą ci śpiewać pijackie przyśpiewki pod oknem! — Prędko dostrzegła błysk przerażenia w oczach biednej alchemiczki. — Nie patrz tak na mnie, niewyspany szpieg to, za przeproszeniem, szpieg nawet nie do dupy. Tacy w najlepszym wypadku zazwyczaj kończą jako skompromitowani ludzie bez jakichkolwiek możliwości, żeby nie wspomnieć o tych, co wyspali się dopiero na stryczku. Nawet tak niepozorne sprawy wymagają dbałości o szczegóły. A o szczegół zadbać nie można, gdy zaspane oczy nie mogą go dostrzec.
Sophie podniosła brwi, marszcząc swe czoło, ale w końcu pokiwała głową w zgodzie. W końcu ciężko było zaprzeczyć podstawionym jej przez Apolonię faktom.
— A więc postanowione. — Wstała z fotelu z całą swą aktorską gwałtownością i wyjątkową werwą, która musiała ukrywać się gdzieś pod jej alabastrową, wcale niezapowiadającą takiej energii, skórą. Ciemne, jeszcze niespięte w jakąkolwiek fryzurę włosy gwałtowność ta pobudziła do zafalowania na smukłych ramionach. — Czym prędzej skontaktuję się ze znajomym właścicielem kilku apartamentów, na pewno bardzo chętnie jeden z nich nam udostępni. To taktowny i dyskretny człowiek, nie będzie dopytywał się po co nam mieszkanie, a przy okazji będziemy mieć miejsce do ewentualnych narad i — tu uśmiechnęła się ciutkę złowieszczo, a w topazowym oku błysnęła jakaś bliżej nieokreślona, aczkolwiek niebezpieczna iskra — konkretnych działań. Potrzeba nam będzie siatki wszelakich kontaktów, jakichkolwiek świadków, podsumowując, po prostu ludzi. Ja bardzo chętnie rozpocznę poszukiwania ich w towarzystwie kupieckim, tym bogatszym, ale obawiam się, że w środowisku naukowców raczej nie zostanę ciepło przyjęta. To dosyć hermetyczna przestrzeń i chyba nie uda mi się ich przekonać do zdradzenia swoich sekretów na śliczne spojrzenie, czyż nie? — zapytała kobieta, opierając się o parapet.
Uchyliła okno, chcąc wpuścić do pomieszczenia odrobiny świeżego powietrza.
— Niestety moja wiedza alchemiczna ogranicza się jedynie do składu i destylacji drogich trunków.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz