sobota, 11 września 2021

Od Isidoro cd. Inanny

Isidoro odetchnął w duchu z ulgą widząc, jak wąż grzecznie owija się wokół ręki Inanny, jak przywiera całym ciałem, chłonąc ciepło jej skóry, a jego łeb układa się pokornie na jej ramieniu. Teraz przypominał bardziej fantazyjną ozdobę, niż żywe stworzenie, wydawał się też całkowicie pasować do postaci bardki, jakby jej ramię było dokładnie miejscem dla niego.
Kolejne rozdroża przeznaczenia, na których udało im się wybrać tę najlepszą drogę.
Astrolog martwił się jednak, co będzie na następnym rozwidleniu.
W odpowiednim momencie złapał Inannę za nadgarstek - nie było czasu na wyjaśnienia, Isidoro pociągnął ją w dół i oboje klapnęli na bruku, schowani za jakimiś beczkami.
— Znajdźcie sprawców całego tego zamieszania. Ja zajmę się resztą. — Usłyszał słowa, na które czekał.
— Teraz — powiedział do Inanny i pociągnął ją w prawo.
Kobieta bez problemu podążyła za nim, sprawnie idąc w kucki i oszczędnie wspierając się o ziemię, gotowa w każdej chwili ruszyć biegiem, jeśli okaże się, że strażnicy ich dostrzegli.
Jak na razie strażnicy tego nie zrobili, ale intensywnie nad tym pracowali.
Isidoro przemieścił się za jakieś skrzynki, zerknął między dwiema deskami, ale wciąż leżące w skrzynce jabłka skutecznie zasłaniały mu widok. Astrolog zacisnął usta, poruszył się niespokojnie. Zerknął do tyłu na Inannę, pokazał palcem drugi stragan. Problem był tylko taki, że między tym straganem, za którym się chowali, a kolejnym, znajdowała się opustoszała alejka, którą właśnie patrolował strażnik. Isidoro wiedział, że nie mogą czekać - jeśli spędzą w tym miejscu za dużo czasu, w końcu inny strażnik po prostu ich znajdzie. Musieli iść dalej, po prostu musieli.
Bardka zmierzyła wzrokiem mężczyznę, przygryzła wargi, następnie jej spojrzenie prześlizgnęło się po resztkach innych, pogruchotanych straganów. Jej dłoń opadła na bruk, Inanna przez chwilę czegoś szukała, a potem między jej palcami pojawił się orzech włoski. Musiał przyturlać się ze straganu z bakaliami i jakimś cudem nie zostać rozgnieciony przez biegnący tłum. Inanna zważyła orzech w dłoni, chuchnęła na niego na szczęście, a następnie rzuciła.
Niewielki pocisk gwizdnął w powietrzu, trafił w złamaną belkę. Ta zakołysała się, jakby niepewna, co dalej robić, przechyliła z wahaniem i w końcu runęła, ciągnąc za sobą resztkę wiaty, która jeszcze stała. Strażnik odwrócił się w kierunku rabanu, postąpił kilka kroków. Inanna i Isidoro wyprysnęli zza swojej zasłony.
Inanna dopadła drugiego straganu pierwsza, odwróciła się tylko po to, by zobaczyć, jak Isidoro leży plackiem na środku drogi. Strażnik zaczął się odwracać.
Kobieta sięgnęła, złapała Isidoro za barki i jednym szybkim ruchem wciągnęła za stragan. Astrolog nie narzekał, że właśnie wytarł bruk - skinął tylko Inannie głową w podzięce i oboje ruszyli dalej.
Szli częściowo na czworaka, czasem w kucki. Zamierali, skuleni, gdy któryś ze strażników rozglądał się między straganami. Przebiegali w okamgnieniu, kiedy któryś się odwracał. Inanna za każdym razem zapobiegliwie łapała Isidoro za ramię, pilnowała, żeby manewr przebiegał sprawnie.
Im bardziej oddalali się od nieszczęsnego handlarza egzotycznymi zwierzętami, tym łatwiej było. W końcu dopadli jakiegoś wąskiego zaułka i tyle ich widzieli.


Odważyli się zatrzymać dopiero kilka przecznic dalej. Isidoro niemal wypluwał płuca, wspierał dłonie na ugiętych nogach, z wizgiem łapał powietrze. Twarz miał czerwoną, grzywka przylepiła mu się do przepoconego czoła. Inanna stała, oddychając głęboko, z dłońmi wspartymi na biodrach.
— Żyjesz? — spytała, patrząc z niepokojem na astrologa.
Isidoro kaszlnął, pokiwał głową. Stali tak jeszcze przez chwilę, aż mężczyzna nie złapał oddechu na tyle, by chociaż móc się wyprostować. Inanna w zamyśleniu błądziła opuszkami po łuskach węża. Ten trwał spokojnie, jakby chłonąc nową rzeczywistość, w której jest mu ciepło i nie grozi mu zdeptanie.
— Na bazarach bywa chaotycznie, ale to dzisiaj… — Inanna urwała, niepewnie przeniosła ciężar z nogi na nogę. — Nie można byłoby inaczej, bez tego wszystkiego?
Isidoro pokręcił głową. Tak, to było naturalne pytanie. Na które musiał odpowiedzieć, był to Inannie winien jako astrolog.
— To nie ostatni handlarz — powiedział w końcu. — Za jakiś czas przybędzie kolejny, z klatkami pełnymi zwierząt. Jeśli… jeśli ludzie za mało by się przestraszyli po tym, co wydarzyło się dzisiaj, wpuściliby go do miasta. Tylko… część zwierząt tego handlarza będzie chora, ich choroby przeszłyby na ludzi. Zaraza trwałaby tygodniami, byłyby ofiary… S-setki... — Wzrok Isidoro nagle dziwnie się rozmył, astrolog potrząsnął jednak głową i wrócił spojrzeniem do Inanny. Oczy bardki były dużo bardziej okrągłe, niż zazwyczaj. — Ale teraz ludzie się boją. Są straty materialne, więc władze miasta też się boją. Gdy następny handlarz przyjdzie, skonfiskują mu zwierzęta. I zajmie się nimi tamta kobieta. Ta, która nas szukała. To czarodziejka - bardzo zdolna. Ona wyleczy zwierzęta, nie pozwoli, by stała im się krzywda i dopilnuje, żeby wróciły tam, gdzie ich miejsce. — Isidoro wziął głębszy oddech. — Było ciężko. Ale wszyscy żyją.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz