piątek, 17 września 2021

Od Antaresa cd. Lei

Antares stał z kłębem futra w ręku nieco dłużej, niż ten drugi potrzebował na to, by się mu dobrze „przyjrzeć".
„Jesteś pewien?" wykrztusił rycerz, gdy mag podzielił się z nim swoim wyrokiem.
„Tak, do ciężkiej cholery! Sprawdziłem, nie pomyliłbym się! I poza tym - to się wszystko ładnie składa. Ja od początku wiedziałem, że ten pieprzony znachor to jakaś śliska menda."
Rycerz niemal niezauważalnie zmarszczył brwi.
„Co ci się składa?"
„Cała ta historia, geniuszu! Normalny człowiek już dawno by to ogarnął, ale tobie zawsze trzeba wszystko tłumaczyć po pięć razy. Popatrz - mamy tego blond-pajaca, mamy też Lily i tego jej tam chłoptasia. Lily ewidentnie ma swoje preferencje, nawet się już z tym chłoptasiem zaręczyła. Nasz stulejarz nie może tego przeżyć, więc odwala czarnomagiczne chuj-wie-co i taki tego efekt. Chłoptaś Lily zaginął, a po pewnym czasie okazuje się, że w lesie grasuje jakiś przerośnięty misiek. Ludzie skrzykują się, żeby drania ubić, ale idzie im kiepsko, bo czarnomagiczne bestie to nie taka prosta sprawa. Pamiętasz, jak tamten cymbał mówił, że misiek nie atakuje od razu? To wcale nie była jakaś zajebista taktyka na pożarcie myśliwego - koleś nie chciał walczyć ze swoimi, co nie? Może próbował nawiać, może próbował się porozumieć, cholera go wie. No ale efekt był, jaki był..." Mag zrobił lekką pauzę. „Weź się zastanów - ile razy był już rozpierdol, bo jakiś frustrat nie wyrobił, że mu panna nie dała, co?"
Antares zacisnął lekko usta. Mag jak zwykle sypał wulgaryzmami na lewo i prawo, ale niestety miał rację, jego wyjaśnienie było niczym nitka, która łączyła ze sobą rozsypane chaotycznie koraliki. Rycerz podchodził jednak ostrożnie do jego wyjaśnień i nie był przekonany, czy chce dzielić się dokładnie wszystkimi z Leą.
„To wcale nie musi być Jesper, wyciągasz zbyt daleko idące wnioski. To może być jakiś jego nieudany eksperyment, czarna magia jest przecież niebezpieczna!"
„Nie wylałbyś wody z buta mając instrukcję wypisaną na podeszwie, poważnie…"
Prawdą było, że obaj mężczyźni zbyt wiele razy widzieli już, jak gwałtowne ludzkie emocje doprowadzały do katastrofy, której z powodzeniem można byłoby uniknąć, gdyby tylko jedna ze stron po prostu ustąpiła. Dla rycerza było naturalne, by postawić uczucia drugiej osoby ponad własnymi i wydawało mu się, że nie posunąłby się do zrobienia czegoś niezgodnego z kodeksem rycerskim, gdyby wybrana przez niego niewiasta odmówiła bycia damą jego serca.
Chyba.
Rycerz przeniósł spojrzenie na Leę. Stała ledwie parę kroków dalej, opierając się o pień drzewa, przymykając oczy. Antares milczał przez chwilę, próbując odwlec moment, gdy jego słowa znów zburzą spokój i sprawią, że Lea posmutnieje. Mimowolnie jego wzrok zatrzymał się na kosmyku rudych włosów, który wymsknął się spod kaptura i nabierał złotych refleksów w popołudniowym słońcu.
— To ta sama aura czarnej magii, którą czuć było u Evendera — powiedział w końcu.
Bezsilnie patrzył na kalejdoskop emocji malujący się na twarzy dziewczyny, nie będąc w stanie zaoferować jej żadnego sensownego wsparcia. Jak zwykle zresztą.
— Co on najlepszego zrobił... — jęknęła Lea, z twarzą ukrytą w dłoniach.
„Rusz się chłopie. Niewiasta się tu zaraz popłacze, a ty jak zwykle stoisz jak ten kołek w płocie."
Antares podszedł bliżej, wyciągnął rękę, tak samo jak Lea wyciągnęła ją do niego poprzedniego dnia, ale zaraz się rozmyślił i cofnął dłoń. Wtedy Lea chciała pocieszyć go dotykiem i Antares nadal czuł miłe ciepło rozlewające się od jego ramienia. Miał jednak wrażenie, że w drugą stronę to by nie zadziałało - że jego okute metalem dłonie stworzone są do trzymania broni, nie do pocieszania kogokolwiek.
„Dureń jesteś i tyle."
— Nie może tak być. To trzeba odwrócić — powiedział z mocą, wracając zaraz do tego, co powinien tu robić jako rycerz. Nie miał roztkliwiać się nad sobą ani zamartwiać sytuacją, tylko swoją wolą działania i niezłomnością stanowić wzór i opokę dla wszystkich wokół.
— Jak? Potrafiłbyś przełamać ten czar?
„Za chuja. Wybacz, chłopie. I przeproś ode mnie Leę."
W oczach Lei pojawiła się nadzieja, ale Antares mógł jedynie pokręcić głową.
— Przepraszam, ale niestety nie. Moja wiedza magiczna nie sięga tak daleko…
„…ale można by przycisnąć tego żałosnego przegrywa. Jak się mu dobrze wpierdoli, to na pewno odkręci cały ten syf. Wygląda na gościa zdolnego zsikać się w portki na widok wyciągniętego miecza."
— … ale niemożliwym jest, żeby Evender rzucił czar kompletnie nie mając pojęcia, co robi. Musiał… coś przeczytać, skądś zdobyć wiedzę. Kogoś się poradzić. Jeśli jego działania wyjdą na jaw, może uda się go przekonać, żeby zdjął klątwę, a jeśli nie… — Antares na chwilę urwał, zamyślił się. — Mamy przynajmniej jakiś punkt zaczepienia. Nie jest tak, że Adam to jedyny mag w okolicy, że jeśli on nie cofnie swojego czaru, to będzie koniec.
Jego pewność siebie chyba zaczynała działać. Antares sam wierzył w swoje słowa, wierzył w to, że całość da się naprostować, a samego Evendera uda się przyprowadzić przed oblicze sprawiedliwości, by poniósł karę za swój występek.
— Myślę, że dobrze byłoby udać się do burmistrza i porozmawiać najpierw z nim — kontynuował, ale ku jego zaskoczeniu Lea pokręciła głową.
— Najpierw musimy porozmawiać z tym niedźwiedziem. Czymkolwiek… kimkolwiek jest. Musimy chociaż spróbować się z nim porozumieć.
Zielone oczy Lei błyszczały determinacją. Wciąż na ich dnie czaił się smutek, ale nie był to ten ciężki rodzaj smutku, który sprawiał, że człowiek czuł się bezsilny i przytłoczony rzeczywistością. Nie, tym razem był on źródłem siły, tym co pchało naprzód.
Antares sam poczuł, że tak jak jego wola działania udzieliła się Lei, tak teraz wraca do niego ze zdwojoną siłą, wzmocniona empatią i emocjami dziewczyny. Rycerz uśmiechnął się.
— Chodźmy. Ale musimy zbliżyć się ostrożnie.
— Żeby nie poczuł, że chcemy go skrzywdzić — dokończyła Lea.
— To też. Nie chcę go przestraszyć.
Antares wolał nie dodawać, że chciał też sprawdzić, ile z człowieka faktycznie zostało w bestii. Nie miał pojęcia, czy ten drugi czasem się nie myli i czy bestia to faktycznie nie jest po prostu jakiś przedziwny eksperyment, czy to jednak Jesper, czy może jeszcze ktoś inny. Czy przemiana ciała nie wpłynęła za mocno na jego umysł, czy to co widzieli nad jeziorem to czasem nie był pojedynczy przebłysk wyższych uczuć i samoświadomości, a potwór tak naprawdę był agresywny. Wiele pytań i niepewności, Antares zaś nie zamierzał ryzykować. Nie wtedy, kiedy u jego boku była Lea. Obiecał sobie, że nie dopuści do tego, by stała jej się krzywda.
— Nim za nim pójdziemy, obiecaj mi jedną rzecz — powiedział, a jego głos stał się nagle głębszy, poważny. — Przez cały czas będziesz stać za mną i nie będziesz robić żadnych ryzykownych rzeczy. A gdyby… gdyby jednak doszło do walki i zrobiło się naprawdę źle, po prostu odwrócisz się i uciekniesz, nie oglądając się za siebie. Przysięgałem Mistrzowi, że tak jak opuściliśmy Gildię, tak do niej powrócimy - cali i zdrowi. Tobie zaś przysięgam, że cokolwiek się tu wydarzy, wrócę do ciebie o własnych siłach i nie przysporzę żadnych smutków.
„Najwyżej zhajcujemy połowę lasu, ale mówi się trudno, nie?"

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz