poniedziałek, 20 września 2021

Od Lei cd. Hotaru

Grupa kilkunastu mężczyzn wymieniała ze sobą kuksańce i docinki, czekając na swoją kolej przy stole. Między nimi można było dostrzec dwie postawne kobiety, które pod względem muskulatury niewiele ustępowały nawet Spike'owi: nie mogłam doczekać się wyników zawodów, tym bardziej, że mężczyzna zdawał się już zapomnieć o niedawnym urazie i jego tubalny głos, przypominający o zasadach przebiegu całości, docierał nawet do ostatnich rzędów gapiów.
Razem z Hotaru ustawiłyśmy się dość blisko zawodników: choć tancerka dorównywała wzrostem większości zgromadzonych tu kobiet, sama nie mogłam się poszczycić tym samym, zatem wyprzedzały nas głównie podekscytowane dzieci, głośno kibicujące ojcom. Marion wywijała radośnie piąstkami, w krótkich przerwach odgryzając kolejne kęsy jagodzianki, którą wcześniej prędko zgarnęła ze stosu.
— Mam jeszcze miejsca na liście, jeśli chcecie — Jerry najwyraźniej pomagał przy organizacji, stanął bowiem obok nas z tabelką wypełnioną nazwiskami. Zdziwiłam się, widząc schludne literki stojące w karnym, równym rządku, lekko pochylone w lewo.
— Może następnym razem — stwierdziła Hotaru.
— Popatrzymy tu sobie — poparłam dziewczynę, teatralnie cofając się o pół kroku.
— Rozumiem, rozumiem. Rozłożyłybyście wszystkich na łopatki, a Spike'a nie można dobijać po amputacji — pokiwał głową, jakby współczująco, po czym zaraz odbiegł w stronę kolejnych chętnych.
Zawodnicy mieli mierzyć się ze sobą na prawe ręce, w razie obopólnej zgody była jednak możliwość siłowania się na lewą: chóralnie każdy zgodził się tak zrobić podczas tury z poszkodowanym Spikiem, choć on sam deklarował, że w razie potrzeby zmierzy się i na niesprawną rękę, na co pani Harriet zareagowała wymownym chrząknięciem, znaczącym mniej więcej "Nie ma takiej opcji".
Kątem oka zauważyłam, że w tylnych rzędach zapanowało pewne ożywienie: wychwyciłam, jak dłonie wysupłują z kieszeni brzęczące monety i wsypują je do słomianego kapelusza, przy okazji wypowiadając różne, powtarzające się co jakiś czas imiona - zwykle "Spike". Widać ludzie czerpali emocje nie tylko z uczestniczenia w zawodach bezpośrednio, ale też poprzez zakłady.
— Wyobraź sobie, jaką frajdę mieliby tu pozostali gildyjczycy — szepnęłam do Hotaru, gdy zawodnicy losowali swoje numerki. Aby nie męczyć ich niepotrzebnie, zrezygnowano z początkowego pomysłu, by każdy walczył z każdym, zamiast tego dobierano przeciwników na podstawie ich cyfr i kto wygrał, przechodził do kolejnej tury.
— Cały festyn byłby ich — zgodziła się, a ja parsknęłam śmiechem, wyobrażając sobie, co by było, gdyby faktycznie zebrała się tu cała ferajna. Bałagan murowany.
Pierwszymi uczestnikami był Spike i niewysoki chłopak, który wyglądał na młodszego o kilka lat od mężczyzny. Choć dobrze zbudowany i szeroki w barach, zbladł lekko na widok przeciwnika.
— Dajesz, Chris, pokaż parę w łapach! — zachęciła go jedna z kobiet. Ten odwrócił się i uśmiechnął, spięte ramiona opadły. Wciąż nie wydawał się jednak być zadowolony z tego, na kogo trafił już na samym początku.
— Tylko nie licz na taryfę ulgową — ostrzegł, wyraźnie jednak żartobliwym tonem.
— Nigdy w życiu — drugi mężczyzna z powagą pokiwał głową i zaczął rytmicznie poruszać barkami, przygotowując je do wysiłku.
Tom dmuchnął w gwizdek - chyba bardzo zadowolony ze swojej roli - po czym obaj uczestnicy spięli mięśnie, próbując przechylić dłoń przeciwnika, dopingowani entuzjastycznymi okrzykami. Palce gwałtownie zwiększyły uścisk, na rękach uwidoczniły się żyły, w oczach błyszczała determinacja. Powoli jednak Spike wywalczył sobie przewagę i kiedy tylko knykcie Chrisa dotknęły drewnianych desek, świst gwizdka po raz kolejny przeciął powietrze.
Uścisnęli sobie dłonie - tym razem już z dużą mniejszą siłą, za to szerszymi uśmiechami - i Spike cicho powiedział do przeciwnika kilka słów, na co ten zachichotał i odpowiedział, zdawał się być jednak dość przygaszony. Na jego twarz zaraz wrócił pogodny wyraz, gdy opadły nań ramiona dziewczyny, która wcześniej dodawała mu animuszu, a teraz postanowiła docenić wysiłek Chrisa, składając na porośniętych rudą brodą policzkach pocałunki. Inni klepali go po plecach, chwaląc głośno za dobry występ.
I tak mijały kolejne tury - grupa zaczynała się przerzedzać, a ludzie coraz głośniej dopingowali swoich faworytów. Pani Harriet z kolei za każdym razem, gdy występował Spike, czujnie obserwowała syna i miętosiła w palcach rąbek fartucha.

< Hotaru? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz