wtorek, 28 września 2021

Od Talluli CD. Ophelosa

Czuła na swej sylwecie zimne spojrzenie szarych, pastuszkowych oczu, obecnością nagiej, rudowłosej pannicy zupełnie nie przejętych, kiedy ta chowała pod grubą warstwą ręcznika czerwone kosmyki włosów, dalej próbując pozbyć się z nich jakichkolwiek resztek, przypominającej o niedawnej kąpieli, wody. I niejedna dziewuszka pod wzrokiem przystojnego blondyna, by raźnie się zarumieniła, piersi próbując szybciutko zakryć ubraniem lub chowając się w przybrzeżnej trzcinie, bo w końcu takiego zachowania od młodych dziewcząt oczekiwano – zachowania mającego pieścić męskie ego, wystarczająco już siebie pewne i pełne. Jednakowoż czarodziejka, większość swych lat spędzając w gronie elit, ich absurdalnych zabaw oraz niemoralnych skłonności, nigdy dziewczęcej wstydliwości nie nabyła, swą samoświadomością dawno przeganiając tych, co tak lubili się w drobnych gonitwach z młodocianymi kokoszkami.
W dodatku, spojrzenie chłopaczyny wcale jej nie przeszkadzało – wręcz przeciwnie. Wreszcie nie musiała mieć do czynienia z kolejnym półgłówkiem, śliniącym się na widok odkrytych piersi i uciekającym wzrokiem, kiedy ktokolwiek zdoła go przyłapać na gorącym uczynku. Znajdujący się zaraz obok mężczyzna był całą tą sytuacją tak samo niewzruszona, jak ona sama. Tallulah niezwykle to doceniała.
— Obawiam się, że nie jestem od tego, by zapewniać im jakiekolwiek atrakcje. — Szybkim ruchem ręki odrzuciła jasny materiał na bok, zaraz łapiąc za złożoną w równy kwadracik, białą suknię. Podniosła się z miejsca, prostując swe odzienie, a wilgotny włos spłynął falą po bladych, piegowatych ramionach. — Jak tak im brak niematczynej piersi, niech zaczną się wreszcie ganiać za wiejskimi trzpiotkami. Jestem pewna, że chętnie niejedno im pokażą. — Sprawnie przełożyła przez głowę warstwę bawełny, zaraz wsuwając szczupłe rączki w szerokie, przewiązane dopiero u nadgarstka, rękawy. Zadziorny uśmieszek wkradł się na porcelanowe lico czarodziejki, kiedy wreszcie obdarzyła nieznajomego spojrzeniem swych ciemnych tęczówek. — Ja zostanę przy ładnych, dobrze wychowanych panach.
Smukłe dłonie powędrowały w stronę kobiecego karku, szybkim, zamaszystym ruchem wyciągając końcówki wilgotnych kosmyków zza koronkowego kołnierzyka. Dopiero wtedy zdecydowała się nareszcie wsunąć na siebie dolną część bielizny, a cichy chichot wydostał się spomiędzy pełnych, koralowych ustek. Niczego więcej się nie spodziewała.
— Ach, z tego co zdążyłam już zauważyć, gildia pełna jest ekscentrycznych osobistości — odparła, ponownie kucając obok jasnowłosego, który to postanowił przysiąść zaraz przy nieznajomej mu dziwie. Wyciągała rączki po resztę swych własności, powolutku układając je w swym wiklinowym, niedużym koszyczku. — Dobrze. I mi przyda się odrobina spokoju i ciszy. — przyznała, kiwając lekko głową. Kolejnych ucieczek oraz gonitw miała już zwyczajnie dość, z wolna tracąc siły na kontynuowanie wypraw w poszukiwaniu bezpiecznej przystani, gdzie nie dosięgną ją chciwe łapska królewskiej żandarmerii. Jednak nawet po przekroczeniu granic swej ojczyzny, nie czuła się wolna od ciągnących się za nią problemów.
Wzruszyła ramionami, nieśmiała iskierka uciechy błysnęła w modrym oku.
— Pozwoli, pozwoli. Tallulah Barbeau, niezmiernie mi miło. I chętnie pogawędziłabym jeszcze dłużej, ale chyba coś spłoszyło twoje owieczki, drogi Chryzancie. — Wskazała otwartą dłonią na puchate stworzonka, rozbiegające się właśnie na wszystkie strony gęstej polany. Potrzebowała krótkiej chwili, by dostrzec jak dwie z nich gnają ku granicy pobliskiego lasu. A zagubione w lesie owieczki rzadko kiedy długo pożyły. — Jak ładnie poprosisz to może pomogę ci je uspokoić.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz