wtorek, 21 września 2021

Od Mattii do Diny

Lato mijało zbyt szybko.
Ledwie Mattii udało się odespać Paradę Bogów, której długa noc obdarzyła gildyjczyków bezchmurnym niebem i łagodnym ciepłem wciąż rozgrzanego powietrza, gdy aura zupełnie się zmieniła, przynosząc z sobą tchnienie nadchodzącej jesieni. Świat zapachniał wilgocią, niebo schowało się za stalowoszarymi chmurami, i coraz mocniej było widać, jak skracają się dni. Astrolog mimowolnie pogrążył się w nieco nostalgicznym nastroju, a wyglądając przez zmyte deszczem okno myślał o tym, że niedługo minie półtora roku, odkąd wraz z bratem przybył do gildii. Gdyby się zastanowić, było to bodaj najbardziej obfitujące w wydarzenia półtora roku w ich życiu.
Mattia odsunął się w końcu od okna, podszedł do stojącego na komodzie lustra i spojrzał w swe odbicie. Poprawił nieco przekrzywioną chustę pod szyją, odgarnął grzywkę, choć nie było to potrzebne, i przez chwilę zawiesił wzrok na blasku tkwiącego w uchu szafiru. Było popołudnie - zwyczajowa pora, gdy Mistrz wzywał gildyczyków, jeśli miał do nich jakieś sprawy, tego dnia zaś wypadło tak, że Mistrz miał sprawę do Mattii. I jeszcze jednej osoby, której astrolog nie zdążył zapoznać, mężczyzna czuł jednak, że widać ma się to wkrótce zmienić.
Do gabinetu Cervana dotarł idealnie o czasie - nie przybył spóźniony, ani też nie pojawił się niestosownie przed umówioną godziną. Choć w sumie może trudno było tu mówić o czymś takim, jak umówiona godzina, skoro Mistrz nie umawiał się w żaden sposób z Mattią. Astrolog po prostu zobaczył w swych wróżbach, że wkrótce będzie potrzebny, toteż udał się do gabinetu tak, jak robił to już wiele razy.
Cervan powitał go tak, jak zawsze - skinieniem głowy zza stosu ksiąg i papierów, które bez wytchnienia wertował, przekładał i przepisywał. Przez umysł Mattii przeszła krótka myśl, że może teraz, skoro do Gildii dołączyło aż tyle nowych osób, Mistrzowi nie przydałaby się czasem jeszcze jakaś para rąk do pomocy, prócz Ignatiusa. Isidoro wspominał, że będzie to nieuniknione, ale ponoć dopiero gdy liczba członków Gildii bardziej zbliży się do okrągłej setki, zaś Mattia zastanawiał się, czy w związku z tym nie będzie najpierw konieczna przebudowa całej kuchni.
Po chwili do gabinetu przyszła też druga osoba - Mattia wstał, skłonił się jej i przedstawił. Nie umknęła mu bardzo jasna skóra i równie jasne włosy - jaśniejsze chyba nawet niż jego własne. Mężczyzna zaczął zastanawiać się, skąd może pochodzić jego nowa towarzyszka.
— Niedawno przyszedł do mnie list od pana Vaughana - to kupiec z Taewen, prosił o pomoc w odnalezieniu porwanej córki — zaczął Mistrz, wyciągając jakąś kartkę z biurka i rozkładając ją przed sobą.
Mattia uniósł nieco brwi - zastanawiał się, którzy z jego znajomych mogą przebywać obecnie w Taewen i czy jego szerokie kontakty w towarzystwie nie okazałyby się może przydatne w tym wypadku.
— Czy wiadomo cokolwiek o porywaczach? Ujawnili już swoje żądania? — spytał.
Cervan pokręcił tylko głową.
— Na razie nie, jednak pan Vaughan ma trochę typów i zawarł w swojej wiadomości nazwiska i podejrzenia.
Astrolog pokiwał głową - cóż, jeśli Vaughan był kupcem, nie byłoby dziwnym, by ktoś postanowił uciec się do szantażu, by wymóc na nim to czy tamto, jednak porwanie dziecka było zdecydowanie bardzo siłowym rozwiązaniem i Mattia zaczął się zastanawiać, na ile w rozwiązaniu tej kwestii będzie potrzebna siła i umiejętność walki. Bo jeśli będzie, on nie na wiele się tu przyda. Jego główną (i właściwie jedyną) bronią było słowo, nic więcej. Zerknął na siedzącą na drugim krześle Dinę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz