środa, 29 września 2021

Od Williama cd. Antaresa

    Miał wrażenie, jakby ktoś coś mówił. Jednak było to na tyle niewyraźne, że nie mógł wywnioskować, kto to był i jakie słowa wychodziły z jego ust. Jedyne co był w stanie stwierdzić to to, że otaczała go ciemność. Do tego powoli zaczynał odczuwać wzrastający ból głowy. Musiała minąć chwila zanim udało mu się rozpoznać, że ktoś wołał jego imię. Wtedy to postanowił spróbować otworzyć oczy. W tym momencie wydawało mu się to nie lada wyzwaniem. Pierwsza próba nie przyniosła żadnego skutku. Jednak po kilku kolejnych w końcu mu się udało. Na początku przestraszył się, że coś było nie tak z jego wzrokiem, ponieważ nadal otaczała go ciemność. Dopiero po chwili gdy zauważył zarys dobrze mu znanej osoby, zrozumiał, że po prostu jest noc. Na szczęście z jego oczami było raczej wszystko w porządku.
- Will?! - usłyszał ponownie. Teraz już mógł śmiało powiedzieć, że wiedział, kto był osobą, która go wołała. Antares.
- Co… aghhh… moja głowa - jęknął, kiedy ból z tyłu głowy przybrał na sile.
Spróbował usiąść, dopiero teraz orientując się, że leżał na jakiejś ławce. Od razu poczuł, jak rycerz asekurując go, pomógł mu w owej czynności.
- Wszystko w porządku?
- Tak jakby… Głowa mnie boli, ale chyba raczej to nic bardzo poważnego, bo nie mam innych objawów - wysilił się na odpowiedzenie dłuższym zdaniem, mimo że jedyne na co miał ochotę to z powrotem położyć się i usnąć, aby nie czuć bólu.
Zaraz jednak przypomniał sobie o tym, że powierzono mu misję, że spotkał się z dawnymi przyjaciółmi. Wiedział, że zaraz wydarzy się coś złego i po prostu nie mógł siedzieć bezczynnie. Podniósł się gwałtownie, przez co na chwilę stracił równowagę, ale dzięki szybkiej reakcji Antaresa, nie upadł na ziemię.
- Dziękuję - wymamrotał, stając o własnych siłach.
- Może nie powinieneś jeszcze się podnosić?
- Nieważne jak ja się czuję. Najważniejsze aktualnie jest powstrzymanie Kristy i Ariela. Nie możemy ich nie doceniać. Gdy znałem ich jeszcze w akademii, dało się od razu zauważyć, że oboje są cholernie inteligentni. Zrobienie czegoś po cichu i tak aby żaden ślad nie kierował na nich, nie byłby dla nich żadnym problemem. Jedyny powód dlaczego wiemy o ich obecności tutaj, to fakt, że rozpoznali mnie i chcieli pozbyć z obrazka. Musimy dowiedzieć się co dokładnie planują i spróbować zapobiec temu. Później zajmiemy się pomniejszymi sprawami jak moje samopoczucie - od razu zaczął powoli iść przed siebie, rozglądając się wokół z nadzieją, że nie odpłynął na jakiś długi czas i rodzeństwo znajdowało się jeszcze gdzieś w pobliżu, z nadzieją, że uda mu się zapobiec temu, co mogli planować.
Momentalnie schował się za rogiem, chwytając przy tym Antaresa, aby zrobił to samo, gdy z daleka zauważył zarys dwóch sylwetek. Podejrzewał, że byli to Kristy i Ariel. Spojrzał na rycerza i przyłożył palec do ust na znak, aby byli cicho. Lekko wychylił się, by mieć pewność, czy słusznie obstawiał. Dopiero teraz jak byli trochę bliżej zauważył, że to naprawdę byli oni. Jednak nie byli sami. Ariel trzymał kogoś w swoich ramionach. Jakąś kobietę. Przez głowę Williama przechodziło tysiące myśli. Musiał szybko działać, a to, że wiedział, że rodzeństwo było tak inteligentne jak on, a nawet bardziej, bo jakby nie patrzyć na to, niestety zazwyczaj dostawali lepsze oceny od niego i plasowali się wyżej w “rankingu”, wcale mu nie pomagało. Atak z zaskoczenia? Mogą mieć broń, a do tego jakby Ariel upuścił osobę, to nic nie gwarantowało im, że wszystko z ową osobą będzie w porządku. Obserwowanie z ukrycia? Nie znał ich planu, co jeżeli planowali odejść gdzieś na ubocze i potem zabić dziewczynę? Nie mógł ryzykować. W aktualnym momencie jedyne na co mógł wpaść, to to, aby ujawnić się i spróbować negocjować. Rodzeństwo zbliżało się coraz bardziej, tym samym czas na decyzje upływał coraz szybciej. Nie mógł dłużej zwlekać. Postanowił spróbować negocjować. Może jakoś uda mu się dotrzeć do nich. Wyszedł zza ściany. Czuł na sobie skonfundowany wzrok rycerza. Jednak nie zamierzał nic mówić. Nie chciał zmuszać go do niczego. To co robił mogło być ryzykowne, bo wychodził do “przestępców” nieuzbrojony i nie chciał na siłę wciągać w to Antaresa. Do tego to byli jego dawni przyjaciele. Sprawa była przez to jeszcze bardziej skomplikowana.
- Chcę porozmawiać! - uniósł szybko ręce, widząc jak rodzeństwo po zobaczeniu go, od razu ustawiło się w pozycji obronnej. W dłoni Kristy już lśnił sztylet. Z tyłu słyszał kroki dochodzącego do niego rycerza.
- A mówiłem ci, że trzeba było podać mu jeszcze coś, aby na pewno się nie obudził, a przede wszystkim zabrać go gdzieś gdzie nikt nie znalazłby go przez najbliższe kilka godzin - warknął Ariel na siostrę. - Teraz, jak widać, mamy komplikacje.
- Spokojnie. Nic czego nie dałoby się załatwić - na ustach Kristy pojawił się uśmiech. - Jakby nie patrzeć, mamy Sonye. A skoro oni przyszli tutaj z powodu gróźb. to zapewne zależy im na jej życiu. Szkoda by było jakby tak młoda osóbka, w dzień swego ślubu, wykrwawiła się tutaj i więcej nie otworzyła oczu - Twarz kobiety spoważniała, a w czasie, kiedy mówiła, zdążyła chwycić nieprzytomną pannę młodą za włosy i przyłożyć jej sztylet do gardła. - A teraz grzecznie posłuchajcie. W szczególności ty Williamie. Damy wam ultimatum, dość proste. Albo idziesz z nami z własnej woli i wtedy Sonya będzie cała i bezpieczna albo nie zrobisz tego, ale wtedy ostrze zagłębi się w jej skórze, a ona wyda swój ostatni oddech.
- Jeszcze możemy wszystko odkręcić. Wy oddacie nam Sonye, a my pozwolimy odejść wam i nikomu o was nie wspomnimy. Byliśmy przyjaciółmi kiedyś i dlatego nie chciałbym, aby komukolwiek tutaj stała się krzywda. Obie strony wygrają - bibliotekarz starał się załatwić jakoś sprawę w ugodowy sposób, chociaż wiedział, że był raczej na przegranej pozycji. Liczył, że może odniesienie do przyjaźni coś da, chociaż niewielkie szanse na to były. Nie mylił się.
- Jakbyśmy chcieli oddać ją to już dawno by nas tu nie było. A teraz wybieraj. Zaczynam tracić cierpliwość - przycisnęła mocniej ostrze do szyi dziewczyny, tak, że powstała niewielka rana, z której powoli zaczęła płynąć krew.
- Czekaj! - szybko zawołał widząc, że sytuacja się pogarsza. - Pójdę z wami! Ale pod jednym warunkiem. Sonyi nie spadnie włos z głowy. Żadnych więcej ran. Jak już musicie krzywdzić, to zróbcie to ze mną. Ją zostawcie w spokoju - zrobił krok do przodu. Czuł na sobie wzrok rycerza, dlatego szybko odwrócił głowę w jego stronę i uśmiechnął się słabo. - Przepraszam, że zostałeś w to wplątany - powiedział, a po chwili dodał szeptem. - Nie martw się. Jakoś dam sobie radę. Znam ich. Nie mogę pozwolić, aby dziewczynie coś się stało.
- Szepcie dalej, a to ja stracę cierpliwość. A wiedzcie, że nie chcecie tego - usłyszał nagle ostry głos Ariela. Momentalnie zapadła cisza.
- No. To skoro koniec konspiracji, to powiem tak. Niech ci będzie. Nie zrobię krzywdy dziewczynie, jak pójdziesz z nami. Chociaż szkoda, że zabierasz mi tym samym zabawę - Kristy odsunęła lekko sztylet, ale nadal znajdował się dość blisko nieprzytomnej, aby mieć swego rodzaju zabezpieczenie, że gildyjczycy nie wywiną jakiegoś numeru.
William ostrożnie podszedł do rodzeństwa, cały czas z uniesionymi rękami w górze na znak, że nie zerwie umowy i nie zrobi niczego niespodziewanego. Kiedy tylko znalazł się obok byłej przyjaciółki, ta szybko związała mu je z tyłu. Nawet nie zauważył kiedy zdążyła wyciągnąć linę. W czasie ich “rozłąki” stała się o wiele zwinniejsza niż kiedyś. Odwrócił się jeszcze raz w stronę Antaresa i niemo wypowiedział “Do zobaczenia”, krzywo się uśmiechając, a następnie udał się wraz z Kristy i Arielem tylko w im znanym kierunku.

Antares?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz