czwartek, 16 września 2021

Od Antaresa cd. Talluli

„No, chłopie. Zjebałeś."
„To był twój pomysł."
„Ale twoje wykonanie!"
Antares dłuższą chwilę stał nieruchomo na placu ćwiczeń, próbując dojść do jakiegokolwiek, szczątkowego chociażby, porozumienia ze swoją drugą osobowością, ale tak jak mag współpracował w przypadku, gdy na horyzoncie pojawiała się niewiasta, tak momentalnie uciekał od odpowiedzialności, jeśli pojawiały się komplikacje. W sumie, gdyby się nad tym zastanowić, było to do przewidzenia - według Antaresa, ten drugi robił wyłącznie to, na co miał w danej chwili ochotę, rycerz nie potrafił znaleźć w jego osobowości ani logiki, ani tym bardziej odpowiedzialności lub jakiejś większej konsekwencji w działaniu.
Cóż, sam nie do końca się spodziewał, że jego prezentacja może być chłodno przyjęta. Antares nie miał na celu niczego złego czy zdrożnego - był mężczyzną o wiele zbyt prostolinijnym na krycie w swych działaniach drugiego dna, toteż przez pewien czas zachodził w głowę, o cóż może chodzić, potem zaś, pomny rad sir Roderyka, jak postępować z niewiastami, gdy nie wiadomo, o co chodzi, po prostu przeprosił za swe zachowanie.
— Przepraszam, jeśli moje działania... — zrobił lekką pauzę, próbując sformułować myśli — … jeśli nie przekazałem nimi swoich intencji. Chodziło mi tylko o pokazanie, do czego to wszystko zmierza. — Ogarnął gestem plac i szopę z bronią treningową. — Początki są trudne, bo trzeba nauczyć ciało, a nie głowę. Pomyślałem, że jeśli lepiej widzi się cel wędrówki, trochę łatwiej przez to wszystko przejść.
Tallulah uniosła brwi, Antares odniósł wrażenie, że albo powiedział coś głupiego, albo niespodziewanego.
— Tak, to może wróćmy do treningu — wypalił w końcu, na powrót unosząc ostrze.
Na ustach kobiety zaigrał lekki uśmiech, a rycerz poczuł, jak ta niewielka warstewka lodu, która przypełzła nie wiadomo skąd, właśnie się topi.
— W porządku, przeprosiny przyjęte — odpowiedziała Tallulah, również podnosząc rapier.


Gruby wams okrywał Antaresa od szyi po nadgarstki, i aż po same kolana. Wams był prosty, do tego w wielu miejscach wytarty, poplamiony ziemią i trawą. Nikomu nie przyszło do głowy barwić go jakimkolwiek ciekawszym kolorem, więc jak był w kolorze naturalnej wełny, tak teraz tylko ściemniał od plam i używania. Wygląd nie miał jednak żadnego znaczenia - najważniejsze było to, jak dobrze amortyzował ciosy broni treningowej, przez co Antares nie musiał przejmować się tym, ile razy jest w stanie przyjąć cios w to samo miejsce, nim nabawi się zbyt dużego krwiaka. W sumie to było najgorsze - nie trzeba było mocno oberwać. Wystarczyło klepnięcie sto razy w to samo miejsce, by efekt był taki sam, jak po zupełnie realnym i poważnym ciosie.
Tallulah stała naprzeciwko niego, w wamsie zasłaniającym tylko tułów. Teraz to ona głównie atakowała, Antares jedynie się bronił. Każde poprawne wykonanie techniki przez Tallulę nagradzał pozwalając się trafić, ale za każde potknięcie jego uczennica dostawała płazem po żebrach tak samo, jak on kiedyś obrywał od sir Roderyka. No dobrze, może nie tak mocno. Ale nadal.
— Trafienie nie może cię zatrzymać ani wybić z rytmu — mówił jej. — Jeśli to będzie za dużo, przerwiemy. Ale musisz być przygotowana, jeśli przeciwnik cię trafi.
Nie każde trafienie sprawiało, że przeciwnik osuwał się na ziemię w fontannie własnej krwi - takie rzeczy działy się głównie w powieściach. W rzeczywistości wiele trafień zatrzymywało się na zbroi, nie znaczyło to jednak że nie miały wpływu na przebieg potyczki. Zwykły cios zwykłego miecza rzadko przebijał zwykłą kolczugę, ale nadal był to cios ciężkim kawałem metalu, który w najlepszym przypadku kończył się fioletową pręgą, a w najgorszym - strzaskanymi kośćmi. Dla Talluli optymalnie byłoby nigdy-przenigdy nie dać się nikomu trafić, ale Antares był realistą - tak genialni wojownicy nie istnieli i jedynym sensownym wyjściem było sprawić, by Tallulah wyzbyła się tego całkowicie naturalnego dla człowieka odruchu spięcia się, przystanięcia i cichego syknięcia, gdy spadł jakikolwiek cios.
W końcu miecze opadły, Antares odgarnął grzywkę z przepoconego czoła. Pokiwał z uznaniem głową.
— Jest naprawdę coraz lepiej — powiedział zupełnie szczerze. — Masz jeszcze siłę, żeby dorzucić magię?
Choć lżej ubrana, Tallulah oddychała ciężko, na jej policzkach już dawno wykwitły ciemne rumieńce. Jednak na wspomnienie magii oczy kobiety zabłysły nową energią. Ponownie uniosła rapier.
— Zawsze.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz