piątek, 17 września 2021

Od Sophie cd. Apolonii

Początkowe pytanie nieco ją zaskoczyło - oczywiście, że zamierzała spać w domu. Profesor von Hohenheim nie chciał nawet słyszeć o tym, że jego uczennica wyprowadzi się tak całkowicie, więc pokój został taki, jakim go zostawiła. Nawet, jeśli według akademickich tradycji Sophie była już całkowicie samodzielną alchemiczką, a jej licencja pozwalała na kupno całkiem niebezpiecznych odczynników bez konieczności pokazywania poświadczenia od mentora, von Hohenheim nie przyjmował do wiadomości tego, że jego wychowanka może przenieść się gdzieś na stałe. To znaczy - nigdy nie umniejszał wiedzy i umiejętności Sophie, nigdy też nie zabraniał jej wyjazdów, właściwie to wręcz przeciwnie. Uważał je za potrzebne i pouczające, i sam sugerował jej warte odwiedzenia miejsca. Jednak dla profesora miejsce stałego pobytu Sophie było w Sorii, w jego domu, a wszelkie wyjazdy był jedynie czasowe nawet, jeśli ich czas wygodniej liczyłoby się w latach.
— Profesor będzie niepocieszony — mruknęła, znając dobrze swojego mentora, ale zaraz dodała z nieco szelmowskim uśmiechem: — Ale nie można odmówić temu podejściu logiki, więc będzie musiał się zgodzić. Dziękuję. Możliwość dobrego i wygodnego wyspania się jest nieoceniona, gdy następnego dnia to umysł ma stanąć do walki.
Sophie nigdy nie miała okazji mieszkać w miejscu, które dało się nazwać apartamentem - zawsze była to bursa, ewentualnie pokój w należącym do kogoś mieszkaniu. Zatrzymywania się w przydrożnych karczmach oczywiście nawet nie liczyła. Nawykła do spartańskich warunków i wynajmowanie czegoś bardziej reprezentacyjnego poczytywała za lekkie marnotrawstwo, to podejście stosowała jednak tylko do siebie samej. Ona wolała wydać nadmiar pieniędzy na czystsze opiłki miedzi, jeśli zaś ktoś wolał przeznaczyć fundusze na więcej przestrzeni, lepsze jedzenie lub widoki z okna, było to jego święte prawo, którego Sophie zamierzała bronić. Szczególnie, jeśli to zamiłowanie kogoś do wygody prowadziło do tego, że alchemiczka mogła też z tego nieco skorzystać.
Nagle cała ta operacja zaczynała nabierać niebywale profesjonalnego charakteru. Baza wypadowa, plan działania oraz rozdział obowiązków - wszystkie te elementy Sophie odnosiła zazwyczaj do nowych projektów alchemicznych, które wymagały laboratorium i gabinetu, planu działania oraz rozdziału obowiązków, jeśli projekt uwzględniał więcej osób. Cóż, czymże w końcu różniła się ludzka intryga i przyrodnicza zagadka, jeśli nie medium, które w obu przypadkach podlegało tym samym, niezmiennym i równym dla wszystkich prawom natury?
Jakkolwiek dziwnie by to nie zabrzmiało, Sophie niebywale ucieszyło słowo „dupa" użyte przez Apolonię. Alchemiczka początkowo spodziewała się, że twarz, którą znała wyłącznie z ozdobnych afiszy, będzie należała do kobiety, której stopa nigdy nie dotknęła bruku, po którym chodzili zwykli śmiertelnicy. Że oto napotka damę otoczoną mroźnym murem ścisłej etykiety, widać jednak, że sławna aktorka zakładała ów ścisły gorset wysublimowanych zdań i zachowań jedynie na specjalne okazje i w konkretnych zamiarach. Doskonale.
— Zdziwiłabyś się, jak wiele można wymóc na co poniektórych naukowcach jedynie trzepocząc rzęsami — Sophie parsknęła śmiechem, może tylko trochę podszytym lekką nutą wyrachowania. — Wystarczy nakręcić kosmyk włosów na palec by zobaczyć, jak ich wzrok robi dokładnie takie same kółka. — Na ilustrację swych słów alchemiczka zakręciła palcem w powietrzu, jednak zaraz wróciła do tematu. — Masz jednak rację, że to zamknięte środowisko i jeśli się tam pojawisz to cóż… Wejście z fanfarami będziesz miała murowane. Wiedza o destylacji trunków na pewno nie będzie żadną przeszkodą, domyślam się, że raczej możesz użyć jej jako kanwy żartów na przełamanie pierwszych lodów. Niemniej jednak, czy potrzebujemy fanfarów i fajerwerków na starcie…? — Sophie się zamyśliła, zmarszczyła brwi, a te nastroszyły się zabawnie. — Może to na potem.
Alchemiczka sięgnęła dłonią torby, pogmerała w jej przepastnym wnętrzu i wyłowiła swój nieśmiertelny notatnik. Gruby zeszyt oprawiono w steraną życiem skórę, pofalowane od wilgoci kartki miały jakąś podejrzaną barwę. Sophie otworzyła zeszyt, ten rozłożył się posłusznie na jej kolanach niemal na płask. W środku - kartki pokryte drobnym maczkiem alchemicznych symboli, jakimiś strzałkami i literami trudnego do zidentyfikowania alfabetu.
— Pomyślmy, kto zajmuje się metalurgią i przy okazji ma długi język, hm…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz