wtorek, 28 września 2021

Od Antaresa cd. Ayrenn

Antares siedział chwilę w milczeniu, próbując przetrawić to, co właśnie usłyszał.
„Chyba go do reszty popierdoliło!" ryknął mag, nie próbując nawet ukryć swego gniewu. Z resztą - czy ten drugi kiedykolwiek poczynił choć najmniejszy wysiłek, by ukryć lub zmitygować swe emocje? „Niech się w dupę cmoknie, nie będę zapierdalał doić jakichś krów, chyba ten niedogolony pajac upadł na łeb! Niech je sobie sam doi, do niczego więcej się nie nadaje!"
Perspektywa niezbyt zajmującej pracy, gdy tak naprawdę Antares miał co robić, nie podobała się też samemu rycerzowi. Nie mówił, że pomoc w zbieraniu zapasów jedzenia na zimę jest mało ważna, ale sam musiał przyznać, że można było przydzielić do tego inne osoby. Praca ta wymagała co prawda tężyzny fizycznej, którą Antares zdecydowanie dysponował, nie wymagała jednak ani umiejętności walki, ani posiadania rumaka bojowego, ani broni, ani ogólnie nie trzeba było być do tego rycerzem.
„Ten zielony ogr by się nadał - po tym jego nieprzytomnym uśmieszku widać, że rozumu ma jeszcze mniej, niż ty, parę w łapach ma, to by przynajmniej porobił coś pożytecznego i na miarę swoich możliwości."
Antares przez chwilę zastanawiał się, czy nie zwrócić temu drugiemu uwagi na to, że do pomocy dostali niewiastę, na co mag przecież tak gorąco liczył. Doszedł jednak do wniosku, że woli wysłuchiwać utyskiwań maga na wybory i decyzje Mistrza, niż potencjalnie niestosownych komentarzy pod adresem ledwo co poznanej podczas Parady Bogów Ayrenn. Ten drugi był pod tym względem niereformowalny.
— Wydaje mi się, że wszystko jasne — odpowiedział, gdy Mistrz spytał, czy są jeszcze jakieś pytania. Ciężko było mu ukryć w głosie rozczarowanie. — Obiecuję, że nie zawiodę.
Nie było opcji, żeby zwiódł. Zadanie było żałośnie proste i niewymagające. Ani Antares, ani mag, nie wiedzieli jednak, do czego ich to wszystko w końcu zaprowadzi. Gdy razem z Ayrenn opuszczali gabinet Mistrza, żadnemu z nich nie przyszło nawet na myśl by dłużej porozmawiać - Antares nie czuł się zbyt pewnie, by zaczynać rozmowę o ich mało wymagającym zadaniu, nie chciał też podważać autorytetu Mistrza, chociaż jego decyzje go rozczarowały. Umówili się jedynie, by spotkać się rankiem następnego dnia i cóż… mieć to z głowy jak najszybciej.


Następnego dnia, o świcie, Antares czekał na Ayrenn przed siedzibą Gildii. Siedział w siodle na grzbiecie Favellusa, zaś rumak jak zwykle rwał się już do działania, grzebiąc kopytem w ziemi i żując wędzidło. Chociaż do wioski nie było daleko, a i misja nie była wymagająca, to jednak mężczyzna postanowił wdziać kolczugę i przypasać miecz. Bez jednego i drugiego czuł się po prostu nagi, poza tym - wolał dmuchać na zimne i nie przynieść wstydu, gdyby jednak jakimś cudem coś się wydarzyło.
Zerkał co jakiś czas w kierunku stajni, spodziewając się, że Ayrenn przybędzie właśnie stamtąd, jakież więc było jego zdziwienie, gdy elfka pojawiła się od strony lasu. I jeszcze dosiadając nie normalnego konia, tylko wielkiego jelenia. Rosłe zwierzę przyciągało wzrok puszystą, rdzawo-brunatną sierścią w charakterystyczne cętki i rozłożystym, okazałym porożem. Pierwszym, co przyszło Antaresowi na myśl było to, jak taki jeleń musiał sprawdzać się w walce.
Nie zadał jednak żadnych pytań od razu. Przez pewien czas jechali w milczeniu - Antares popatrując co jakiś czas na jelenia, Ayrenn na Antaresa, jednak widać oboje byli dokładnie tak samo biegli w sztuce niezobowiązującej konwersacji z nieznajomymi.
— On umie walczyć? — spytał w końcu Antares, wyrywając elfkę z zamyślenia.
— Och, tak, potrafi. Głównie bodzie rogami — wyjaśniła.
Rycerz pokiwał głową.
— I jest pewnie szybszy od zwykłego konia.
Elfka zamyśliła się na chwilę.
— Jest szybki, ale czy szybszy od konia… Na pewno jest bardziej zwrotny. Dobrze sobie radzi w lesie, szczególnie wśród bezdroży.
— A nie jest ci trudno się utrzymać na grzbiecie? To znaczy - jelenie chyba więcej skaczą, a ty jedziesz na oklep…
Na twarz Ayrenn wypłynął lekki uśmiech.
— Nie, nie mam problemu, by utrzymać się na jego grzbiecie. Chociaż masz rację, jego szybszy krok to o wiele więcej skoków. Może czasem robi się ciężko, jak musimy czegoś unikać i dużo skręca.
— Nawet nie wiedziałem, że jelenia da się wyszkolić pod wierzch — przyznał rycerz.
Kobieta pokręciła głową.
— Nie, nie musiałam go szkolić. Potrafię się z nim po prostu porozumieć. Potrafię rozmawiać ze zwierzętami, a jeśli akurat się nie da, mogę przesłać mu swoje myśli telepatycznie.
„Czuj to, jakbyś ogarnął telepatię z Favellusem!" zainteresował się nagle mag. Antares zdziwił się trochę, że znów był to komentarz niedotyczący niewiasty.
Rycerz miał zadać kolejne pytanie, gdy sam Favellus parsknął głośno, rzucił łbem i strzelił ogonem, wyraźnie z czegoś niezadowolony.
— No nie bądź zazdrosny — Antares poklepał go po szyi. — Jeleni i tak nie można używać na turniejach. Chyba. — Mężczyzna znów zwrócił się do Ayrenn. — Jak dużo może unieść?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz