piątek, 10 września 2021

Od Talluli CD. Antaresa

Wykonywała każde polecenie rycerza bez, tak zbędnych w tym przypadku, słów. Podążała antaresowym krokiem, truchtając wokół pola treningowego, naśladowała ruchy, powtarzając kolejne ćwiczenia, niepotrzebne deklaracje zrozumienia i zwyczajnej uprzejmości, zbywając krótkimi wtrąceniami, nie pozwalając siwowłosemu, by jakkolwiek próbował czarownicy ubliżać, mimo iż cichy obserwator nigdy jego słów ubliżaniem by nie nazwał.
Kobieca duma jednak niejedno lubiła sobie dopowiedzieć, ta sumiennej, niezależnej Barbeau szczególnie, która z czystego przyzwyczajenia, po latach życia na królewskim dworze, wśród szlacht i elit, tak niezwykle skorumpowanych, tak niezwykle kłamliwych, wszelaką życzliwość przyjmowała z dystansem, w każdym momencie sama gotów zaatakować. Ufać, ufała wyłącznie sobie samej i choć kontakt z drugim był w Gildii nieunikniony, praca zespołowa również, doskonale nauczyła się wyznaczać odpowiednie granice, stawiając na ich równych brzegach grube, masywne ściany, rzadko kiedy pozwalając komuś przedostać się na drugą stronę muru. Czasem zastanawiała się, kim byłaby dzisiejszego dnia, gdyby nie została jedynie kolejną króla zachcianką. Ale tylko czasem.
Ściągnęła rude brewki, słysząc kolejne słowa rycerza i raz jeszcze uniosła ostrze rapiera, oczekując kolejnego ruchu ze strony siwowłosego. Modre tęczówki nie opuszczały sylwety mężczyzny, cały czas obserwując jego ruchy, w oczekiwaniu na niespodziewane – Tallulah w każdym momencie gotowa się bronić. W kolejne słowa wsłuchując się z wyraźną uwagą, mimo iż w spojrzeniu kobiety dało szybko dostrzec się pierwiastek niepewności. Poprawiła uścisk na chwycie rapiera, podeszwy pewnie podparła o piaszczysty grunt. Czekając.
I nie zdążyła choćby zrobić kroku w tył, schylić się przed rapierem Antaresa, kiedy ten znalazł się zaraz obok niej, w mgnieniu oka pokonując dzielący ich dystans. Koralowe ustka rozchyliły się w wymownym zaskoczeniu, spojrzenie, które tak szybko straciło z widoku jego osobę, dobry moment wpatrując się w pustą przestrzeń okolicy, raz jeszcze powędrowało w stronę rycerza. Spodziewała się popisowego teatrzyku, lecz nie zwierzęcej szybkości, nieludzkiego sprytu i sprawności. Barbeau pokręciła głową, prychnęła cichutko pod nosem. Siwowłosy musiał być niezwykle uzdolniony bądź na rzeczy było coś, o czym czarownica zwyczajnie nie miała zielonego pojęcia. Opuściła wreszcie ostrze, kiedy tylko Antares uwolnił głownię kobiecej broni z kosza swej własnej.
— Imponujące — stwierdziła krótko, mimo iż w jej głosie dało się dosłyszeć jedynie nieprzyjemny chłód. Zakreśliła w powietrzu niewielkie koło sztychem rapiera. Doskonale wiedziała, z jakiego powodu postanowiła poprosić gildyjnego rycerza o kilka lekcji oraz na jak wiele pozwala umiejętność prawidłowego posługiwania się bronią białą. Nie potrzebowała nikogo, kto musiałby uświadamiać ją, do czego ów lekcje zmierzały. Nie miała przecież zamiaru tak szybko z nich rezygnować. Nie, kiedy jej krokiem kroczył każdy, kogo postanowił za nią wysłać ethijski władca. Westchnęła cichutko. — Czy możemy już wracać do faktycznej lekcji? Pięknie proszę.
przepraszam, że znowu takie krótkie i że znowu nic do wątku nie wprowadzające
ale muszę się po tej długiej przerwie po prostu jeszcze troszkę rozpisać

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz