wtorek, 14 września 2021

Od Serafina do Serafiny

Byli daleko od domu.
Niezmiennie od lat pięciu systematycznie oddalali się od swojej ojczyzny, od ludzi, którzy powinni być im poddani w każdej kwestii. Około 1825 dni tułaczki po pustkowiach; z początku z pościgiem na karku i kompletnym brakiem przystosowania do przebywania w szeroko pojętej dziczy. Wyrwani z pałacowych wygód i wiecznego bimbania (czy też rozwijania się w jedynie sobie znanym kierunku w przypadku Serafina), rzuceni w otchłań niechęci, strachu i kompletnego zagubienia. Około 43 800 godzin przebywania stale w swoim towarzystwie, od północy po świt, od świtu po zmierzch. Całe noce, całe dnie, tygodnie i miesiące, które nie raz i nie dwa wyciągały z rodzeństwa te najlepsze ich strony, jak i te zdecydowanie najgorsze, zazwyczaj chowane gdzieś głębiej, ukryte pod płaszczykiem codzienności i sytuacji dobrze opanowanych.
Nieustannie, po pięciu latach, byli daleko od domu. Co jednak w tym wszystkim najdziwniejsze – nikt nie planował wracać. Czasem można było wychwycić jedno, lub dwa spojrzenia rzucane ukradkiem przez ramię, ale nic poza tym. Sallandira, jej czerwone piaski, piramidy, tajemnice, posągi i aromatyczne przyprawy z baśniowych bazarów zostały daleko w tyle, dostępne jedynie w niespokojnych snach dotyczących przeszłości.
Serafin nie narzekał na cala tą sprawę wygnania i przyjął ją z mniejszą lub nieco większą obojętnością. Owszem, ubodły go ogromnie wszelkie przeciwności napotkane w drodze, bolał brak miękkich poduszek i aromatycznej herbaty, męczyły ciągłe podróże i stołowanie się pośrodku – najczęściej – niczego. W zamian jednak za niewygody, za brak luksusów jakichkolwiek, otrzymali zwykłą, bardzo pospolitą wolność, która pozwalała na jeszcze więcej niż te wszystkie luksusy, pałace, służba i cały kraj. Mogli robić to, co będzie im się w danej chwili podobało. I choć dojście do takiej postawy nie trwało wcale dzień, ani miesiąc, to ostatecznie okazało się być o wiele lepszym splotem losu niż takie gnicie w Sallandirze. Tak więc całkiem z wierzchu – obojętność, nieco pod samym wierzchem – niemałe zadowolenie ze splotu zdarzeń, a już całkiem głęboko, poza zasięgiem wzroku oczu postronnych osób – cholerna dziura w głębi ducha, bo przecież czerwone piaski to jedyne co znał jak własną kieszeń; jego przeszłość, brutalnie zburzona teraźniejszość i przyszłość, która nigdy nie dojdzie do skutku.
Zachodzące słońce muska niebo czerwienią i różem, temperatura powoli spada. Ludzie z okolicznej wioski oddychają z ulgą, bowiem właśnie nadchodzi koniec żaru lejącego się z nieba, koniec mordęgi i chwila wytchnienia. Dla Serafina z kolei nadchodzi bardzo nieprzyjemna, chłodna noc, do której przyzwyczaić się nie chce i nie potrafi. Wychowany w kraju, gdzie w nocy równie dobrze można było spać cały czas pod cienką poszewką, nie nawykł do tych dziwnych pór roku, spadków temperatury i tym podobnych. Nie nawykł, a i pogodzić się z faktem nie zamierza, zupełnie jakby w głowie już układał plan na zaklęcie pogody, by ta z okolicy Tirie uczyniła prawdziwą pustynię na mniejszy, lub większy okres czasu. W końcu marzyć zawsze można.
― Widziałam ciekawy budynek… ― Serafina odzywa się swoim łagodnym głosikiem i odkłada miskę cienkiego gulaszu (lub zupy, Serafin nie jest pewien, ale marudzić wyjątkowo nie zamierza), a mag już wie, dokąd to wszystko zmierza. Nie jest to pierwsze takie zachowanie jego siostry, poza tym nie znają się od tygodnia, lat dwóch, czy nawet pięciu, a zdecydowanie dłużej, stąd były książę od razu pozwala sobie na głębsze westchnienie, ale z dłubania łyżką w gulaszo-zupie wcale nie rezygnuje. Jego stanowisko w wiadomej sprawie jest… wiadome. Doskonale wiadome i znane, a mimo to jego urocza siostra nie zrezygnowała z forsowania swojego pomysłu, by zbliżyli się w końcu do ludzi. Podkreślmy, jakichkolwiek ludzi. Słowo jakichkolwiek ma tu wbrew pozorom bardzo duże znaczenie, bowiem Serafin nie nawykł do zadania się z byle kim i jest święcie przekonany, że i jego siostra zadawać się z byle kim również nie powinna. Nie godzi się – to po pierwsze, po drugie – co mieszkańcy tej krainy mieli im do zaoferowania? Po trzecie zaś – po co im ktokolwiek, skoro we dwójkę radzą sobie o niebo lepiej niż niektórzy? Po czwarte i najważniejsze – co on by z tego miał? Artefakty może? Może kogoś równie biegłego w sztuce klątw, kto pomógłby mu pomóc pozbyć się tych, które rzucił na niego dawien dawna sfinks?
― …I mieszkają tam tacy ludzie, co wydają się być zgraną grupą… ― Serafina swoje, Serafin swoje. Znaczy się, nie słucha. Myślami odpłynął daleko, hen, do krainy własnych wymysłów, przekonań i kalkulacji pt. czy mi się to opłaca, słowa wpadają jednym uchem i wypadają chwilę później drugim. Kobieta sobie mówi, mężczyzna sobie ignoruje, czyli w sumie wszystko na swoim miejscu, wszystko w porządeczku. Bo z nimi to tak zawsze już, odkąd pamięcią sięgnąć.
― …Mają Mistrza Gildii, bo to gildia, wiedziałeś o tym? ― przyjemny głos, ciepło trzaskającego ognia tuż obok i pierdolone komary bzyczące tuż przy uchu ― Serafin? Czy ty mnie w ogóle słuchasz? ― w piękny głosik siostry wkrada się nutka irytacji, na którą brat reaguje natychmiast; ściąga brwi, minę robi jakąś taką groźniejszą, nerwowo podkręca wąsa, bo nie lubi tych nutek irytacji w jej głosie, tak samo jak nie lubi wałkować tego samego tematu po raz dwusetny.
― Nie. ― odpowiada z rozbrajającą wręcz szczerością, przy okazji wbija precyzyjnie szpilę, zadaje ból, wierci w sercu biednej księżniczki dziurę na kilometr. Robi to z pełną świadomością i premedytacją, bo jest po prostu najgorszym bratem na jakiego mogła trafić ― Nigdy nie słucham jak zaczynasz się powtarzać, a ostatnio robisz to coraz częściej. ― dorzuca kolejne słowa do tych, które i tak już ubodły księżniczkę do żywego, a co gorsza, wcale nie zamierza się zatrzymać ― Czego dodałaś do tego gulaszu, że jest taki gorzki? ― pytanie, które w normalnych okolicznościach mogłoby wyglądać całkiem neutralnie – neutralnie nie wygląda. Nie tym tonem, nie w tym zestawieniu, no i nie z tym ostrzegawczym błyskiem w ciemnym oku.
Postawa Serafina, jego sposób prowadzenia rozmowy z jedyną siostrą i jego arogancja, która w normalnych i nienormalnych okolicznościach mogłaby wyglądać jak coś prawdziwie okropnego, bezdusznego i łamiącego serce co słabszym jednostkom – właśnie taka jest tak naprawdę i bez żadnego udawania. Mag nie szanuje towarzyszki, potrafi ją zgnębić, nazwać bezużyteczną i obrazić się na cały dzień za przesoloną zupę. W te swojej okropności jednak znajduje się także pewien przebłysk jakiegoś innego Serafina. Takiego, który uważnie obserwuje otoczenie i ludzi, którzy bardzo chętnie zbliżyliby się do jego siostry – lub co gorsza – ośmieleni jego zachowaniem, próbują postępować z Serafiną tak samo.
I niech tylko ktoś spróbuje doścignąć go w sztuce sprawia przykrości, niech no tylko powie o młodej księżniczce słowo urągające jej randze, obrazi ją niestosownym czynem, czy chociażby obrzuci mniej łaskawym spojrzeniem, a niech będzie pewny, że jej brat to zauważy. Zauważy, wychwyci, odnotuje w pamięci, uśmiechnie się brzydko i podkręci wąsa. I niech ów ktoś nie będzie ani trochę zdziwiony, kiedy w kolejnym dniu rzeka rzygnie na brzeg krwią, a z nieba spadnie żabi deszcz do spółki z tajemniczymi robakami wyżerającymi uprawy. Niech nikt się nie zdziwi, a wspomni niezbyt łaskawe spojrzenie ciemnych oczu, charakterystyczny wąs i równie charakterystyczne złote szpony.
― Serafino, wałkowaliśmy ten temat dziesiątki -nie!- setki razy. Nie dołączymy do żadnej grupy wędrujących cyrkowców, lokalnego kółka gospodyń wiejskich, cechu kamieniarzy, ani niczego w tym guście. Nie potrzebujemy żadnych ludzi, radzimy sobie sami ― widząc jednak brak przekonania na twarzy swej drogiej siostrzyczki, w mig dodaje drobny, acz znaczący szczegół do swojej taktyki ― Czy już ci nie wystarczam? Potrzebujesz innego towarzysza? Przecież zawsze chciałaś spędzać ze mną cały dostępny czas wolny ― precyzyjnie wywołuje poczucie winy, równie precyzyjnie dopuszcza się drobnej manipulacji faktami, byleby wyszło na jego i byleby nie był zmuszony do adaptacji na nowym terenie, wśród nowych osób. Bo jeśli istniało na tym świecie coś, czego Serafin szczerze nienawidził, to było to właśnie adaptowanie się do nowych warunków i dostosowywanie woli, do woli ogółu, do czego rzecz jasna nie nawykł i nikt go tego nie nauczył.
― Chcesz mnie tak zostawić, mój mały cieniu?


Serafin drama queen confirmed

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz