wtorek, 28 września 2021

Od Serafina cd. Tassariona

Post zawiera treści o charakterze brutalnym
Czarnoksiężnik rzeczywiście nie miał nawet najmniejszego zamiaru czekać na Tassariona, czy się o niego martwić. Zajął należne mu lokum, cisnął niedbale sakwę z rzeczami na bok, a sam opadł na twarde, mocno tandetne łóżko. Przeleżał tak dłuższą chwilę nie myśląc o niczym i o nikim, aż w końcu zasnął snem lekkim i płytkim, acz całkiem miłym i zdecydowanie potrzebnym.
Nie dane było mu jednak zaznać spokoju, nie w tej karczmie i nie tej nocy.
Rumor jaki dochodził z parteru był słyszalny nawet w jego klitce. Mag podniósł się do siadu ciężko i przez chwilę jedynie nasłuchiwał, usiłując oszacować w ten sposób sytuację. Kiedy powietrze rozdarł krzyk człowieka, podniósł się, uznając, że cokolwiek się dzieje na dole, nie ma prawa dziać się bez niego.
Szybkim krokiem przemierzył korytarz i zszedł po schodach by zastać w głównej izbie bardzo rozjuszonego elfka sztuk jeden, oraz podminowanych ludzi sztuk plus-minus dziesięć. No i plus jedna gówniara w kącie, ale nie ważne. Jeden z przeciwników już leżał na ziemi, trzymając się za brzuch, drugi dogorywał pod ścianą, trzeci darł się wciąż w niebogłosy, patrząc na swoje wyłamane nadgarstki. Serafin skrzywił się z niesmakiem, pstryknął, a połamaniec udławił się własnym językiem.
― Tasiu, ale spokojnie. ― zamruczał leniwie, obserwując raz jeszcze każdą z twarzy i napawając się myślą, że są to niemagiczne popłuczyny, kompletnie bezbronne wobec jego czarów. Grymas zmienił się w uśmiech. Zdecydowanie niemiły i zdecydowanie niepokojący.
Serafin machnął ręką, w geście zawierając tyle niewymuszonego niedbalstwa na ile mógł pozwolić sobie jedynie ktoś absolutnie pewien swojej pozycji, jak i swoich umiejętności. Zaklęcie splotło się bez użycia słów, wystarczyła sama jego wola, wystarczyła iskierka magii, by czary popłynęły znacznie szerszym strumieniem, czyniąc o wiele większe szkody i o wiele większe rzeczy niż jakieś lewitowanie kieliszka, czy znikanie kart tarota. Tak naprawdę, książę tylko na to czekał. Na pretekst. I teraz, po długich tygodniach ukrywania aury, po długich tygodniach spokojnego życia w Gildii, w końcu miał okazję choć odrobinę poszaleć.
Na wysłużonych deskach pojawiła się plama. Kleista, bulgocząca, czarna plama, jakby stanowiąc wrota do otchłani piekielnych, a kiedy tylko zaangażowani w bitkę ludzie ją spostrzegli, z plamy wyłonił się cień. Ciemny, kształtem łudząco przypominający wilka, czy może coś w tym guście, trudno było orzec, bowiem cały jego kształt był jakiś poszarpany, nieczytelny. Jedyne co z czarnego kłębu dało się zauważyć na pewno, to puste ślepia barwione szkarłatem.
― Czarownik! ― zawył gruby jegomość spod ściany i machnął na kolegów, którzy jak jeden mąż porzucili michę kaszy ze skwarkami i podnieśli się. Błysnęły toporki, błysnęły ostrza, błysnęły także i ciemne oczy sallandirskiego arcymaga, kusząc los i zapraszając do tańca.
Cienista bestia rzuciła się na pierwszego z brzegu; choć jej widmowa forma zdawała się bezużyteczna, tak już jej zębiska były jak najbardziej prawdziwe; szarpały i rozrywały ciało, z głuchym warkotem mieszającym się z drażniącym, świdrującym uszy krzykiem ofiary.
― Bić go! Bić! ― krzyczał ktoś po jego prawej, po lewej jakieś chuchro właśnie cisnęło w jego stronę toporkiem. Reakcja była natychmiastowa, a magia znów przepłynęła, znów zmieszała się z adrenaliną. Przedmiot zatrzymał się w powietrzu, uchwycony zaklęciem, a po chwili opadł z łoskotem na ziemię. Złoto szponów zachłannie pochłonęło światło najbliżej świecy, mag wykonał kolejny gest, tym razem o wiele staranniejszy i dokładniejszy niż na wejściu. Usta poruszyły się, choć formuła zaklęcia znów nie padła.
Mężczyzna, który nazwał go czarownikiem, zaczął rosnąć. Najpierw wydłużyły się jego nogi, piszczele nienaturalnie rozciągnęły się do absurdalnych długości, zaraz po nich nadeszła kolej na kość udową. Miednica dla odmiany uległa skurczeniu, zbyt duża główka kości udowej wyłamała się z panewki. Gruby zaczął się drzeć, a zaklęcie wciąż niewzruszenie trwało. Rósł więc nadal; rozciągnął się jego kręgosłup, rozciągnęły ręce, a osłabiona struktura kostna uległa szybkiemu ułamaniu. Łamały się ręce, łamały się nogi, a ostre jak brzytwa odłamki kości przebijały skórę, przebijały narządy. Krew zabarwiła deski i stół na który opadł w końcu powyginany i powykręcany byt, który ledwie dziesięć sekund temu był jeszcze człowiekiem.
Uraczeni tym widokiem goście karczmy reagowali różnie. Chowająca się w kącie pannica zwymiotowała do swojego kąta, ktoś zemdlał, a inny jegomość, co chciał na Tasia z szabelką iść, zbladł okropnie – niemalże tak jak sam Tasiu – i uciekł z wrzaskiem w kierunku drzwi. Do drzwi jednak nie dotarł, powstrzymało go kolejne zaklęcie. Deski zafalowały, mężczyzna się wywrócił. A kiedy tylko jego ciało dotknęło podłogi, drewno z monstrualnym jękiem wywinęło się w drogą stronę i owinęło zalegające na posadzce ciało, niby naleśnik. Bardzo krępujący ruchy, kłujący drzazgami i miażdżący ciało.
Ktoś z wrzaskiem wyskoczył przez okno, szkło posypało się dźwięcznie, a cienisty stwór zamigotał w świetle, czekając na polecenie.
To nadeszło z kolejnym ruchem przeciwnika.
― Zabiłeś mi brata! ― wydarł się wysoki gość z rudą brodą i rzucił się do ataku, a wraz z nim kolega – kuzyn może, czy inny pociotek. Cień rzucił się na drugiego, Serafin splótł kolejny czar. Tym razem klasyczną klątwę, o przyśpieszonym działaniu. Tą samą, która zabił mężczyznę, który miał poślubić jego siostrę, jeszcze w Sallandirze. Serafin lubił ten czar.
Rudobrody najpierw biegł w jego kierunku, po chwili już szedł. Zaraz potem powłóczył już nogami, a z każdym krokiem był coraz starszy i starszy, aż w końcu, kiedy znalazł się u celu, padł przed czarnoksiężnikiem na kolana, wychrypiał coś niezrozumiałego i osunął się na ziemię, siwy i bezzębny, jak stulatek.
Mag spojrzał na leżącego u jego stóp trupa i od niechcenia trącił go stopą, jakby sprawdził czy może ożyje na tyle, by się przesunąć. Zagradzał mu drogę.
― Cóż ― orzekł, chowając dłonie w rękawach szaty ― Może jednak nocleg pod chmurką? Co powiesz, Tasiu?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz