niedziela, 12 września 2021

Od Hotaru cd. Talluli

Hotaru uniosła brwi widząc, jak strumień wody tańczy, kierowany wolą drugiej kobiety. A więc nie tylko była to szlachcianka, ale i shugenja - ta, która rozmawiała z bogami, z kami.
Tam, skąd pochodziła Hotaru, czczono nieprzeliczone rzesze bóstw. Oprócz tych wielkich i wspaniałych, które miały swoje liczne chramy i całe zastępy kapłanów i kapłanek, lud wierzył w boską obecność zaklętą w zupełnie zwyczajnych i codziennych elementach. Ludzie modlili się u stóp wiekowych drzew i omszałych kamieni, stawiali kapliczki w okolicy rzek i przepastnych jezior. Liczyli na to, że owe pomniejsze, często bezimienne kami, przyniosą im pomyślność, albo chociaż nie rozgniewają się i nie postanowią zniszczyć zbiorów. O ile dla zwykłych ludzi rozmowa z takim kami zawsze była ruletką - w końcu nie wiadomo, czy te ryżowe kuleczki smakowały kapryśnej istocie, czy też nie - o tyle istniała ta bardzo nieliczna kasta osób, która miała w tej kwestii całkowitą jasność.
Bo ich kami po prostu słuchały.
Hotaru ciężko było sobie wyobrazić sytuację, w której wyciąga dłonie w stronę niebios, a te odpowiadają na jej wołanie. Było to dla niej tak samo niewyobrażalne, jak obudzenie się pewnego dnia na jedwabnym futonie, we własnej komnacie. A przecież większość życia spędziła w pałacu, składając takie jedwabne futony, i widziała też nie raz, jak na głos shugenja dzieją się cuda. Po prostu… nienaturalnym wydawało jej się, gdyby to ona sama miała być w centrum czegoś takiego.
Niemniej jednak uzdrawiający dotyk wody przywołał w jej pamięci to familiarne, nostalgiczne uczucie, jakie wypełnia serce gdy człowiek poczuje zapach gotowanej przez babcię zupy miso. Czysta magia żywiołów była tym, co najczęściej można było spotkać w jej ojczyźnie.
— Nie, to dla mnie nie nowość — zapewniła Hotaru, a na jej twarz wypłynął uśmiech nieco cieplejszy, niż zamierzała. — W moich stronach… Mamy osoby, które potrafią takie rzeczy.
Tallulah uniosła rudą brew, wdzięcznie przechyliła głowę.
— Uzdrawiać? Kontrolować wodę?
— Nie kontrolować — wyjaśniła tancerka, potrząsając głową.
Trudno jej było ująć w słowa różnicę, jaka zdawała się istnieć w tutejszym postrzeganiu magii i tym, jak do tego podchodzono w jej krainie. Część z tej trudności zrzucała na własny brak edukacji w kwestii magii, część na braki w słownictwie. Brała też pod uwagę to, że różnica może wcale nie tkwić w samej istocie magii, ale raczej w tym, jak ludzie podchodzili do jej użytkowników. W jej ojczyźnie shugenja byli kimś pomiędzy kapłanami a mędrcami, ludzie kłaniali im się z szacunkiem, prosili o pomoc i błogosławieństwa. Tutaj - czasem bywali nieufni, czasem wrogo nastawieni, byli też i tacy, na których magia nie robiła najmniejszego wrażenia. Hotaru za nic nie potrafiła zrozumieć tego rozstrzału. Przez chwilę szukała słów, by przekazać swoje myśli.
— Tam, skąd pochodzę wierzymy, że iskra boskości jest we wszystkim, co nas otacza. Że… że bóstwa… to znaczy, kami, mają swoje siedziby w gęstych lasach lub prastarych górach. Nieliczne osoby potrafią wyczuć ich obecność w szumie wiatru, w szemrzącej wodzie, w buzującym ogniu lub niewzruszonej ziemi, potrafią też się z nimi porozumieć i prosić o pomoc. To shugenja, wybrańcy kami.
Urwała, podniosła wzrok na Tallulę zastanawiając się, czy jej wyjaśnienie nie wyda się śmieszne lub po prostu głupie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz