wtorek, 14 grudnia 2021

Od Ayrenn cd. Antaresa - Misja

Krośnica nie była przesadnie duża, karczmę znaleźli całkiem szybko. Obecność Bambiego wzbudzała szmery i uwagi, podobnie jak uwag nie szczędzono pod adresem Antaresa, posądzając go o bycie młodszym kuzynem Małgorzaty. Jadowniczka plotki zbyła parsknięciem, Ayrenn nerwowo poklepywała Bambiego po szyi, nie do końca wiedząc, czy ścieżka, którą planowali obrać, doprowadzi ich do właściwego miejsca. Dyskutować jednak nie zamierzała, nie raz i nie dwa korzystała już z pomocy Małgorzaty, czy to w sprawie profesjonalnej, czy każdej innej.
Karczma była wypchana ludźmi po brzegi. Górnicy siedzieli pozbijani w większe grupki, obrabiali donoszone na bieżąco półmiski gulaszu, czy pierogów, popijając wszystko piwem. Rozmawiali przy tym głośno, bekali, czasem w powietrze poleciała drewniana łyżka, czy ktoś komuś strzelił po twarzy, lub rąbnął w plecy, ale generalnie obrazek nie przedstawiał się w przesadnie ciemnych barwach.
― Znajdźcie miejsce, ja załatwię jakieś jedzenie. I piwo ― rzuciła Małgorzata w kierunku towarzyszy, nie poczekała na odpowiedź. Pląsem wpadła między dziewkę karczemną, a górnika, zniknęła w tłumie.
Ayrenn westchnęła, rozejrzała się po przybytku, poklepała po głowie Wisielca. Pies także obserwował bacznie otoczenie, rozproszony mnogością zapachów, ciał i dziejących się naraz sytuacji. Bez komendy psy zdawały się nieco zagubione. Elfka gwizdnęła cicho, melodyjnie, zwróciła na siebie ich uwagę. Dotknęła każdego psiego łba z osobna.
― Tam widzę nieco miejsca ― odezwał się Antares, odstąpił krok do tyłu, by nie zderzył się z nim przechodzący górnik. ― Pośpieszmy się, jeśli nadal chcemy je zająć.
Przedarli się przez ścisk i piwne opary, zajęli miejsca przy krótkiej ławie, nieco na uboczu. Psy ułożyły się na podłodze pod meblem, Gnatołam zapamiętale poświęcał się próbom obgryzienia buta Antaresa.
― Nie mam podstaw by wątpić w to co robi ― elfka spróbowała odszukać w tłumie charakterystyczne, złote loki. ― Ale naprawdę nie wiem czy bazowanie na plotkach będzie najlepszym wyjściem. A może lepiej byłoby najpierw wybrać się do kopalni, przeczesać teren po swojemu i wtedy zestawić to, co tam znajdziemy z tym, co mówią w mieście?
― Wchodzenie tam na ślepo może być niebezpieczne. Z wielu powodów ― Antares ściągnął okulary, spojrzał przez szkło pod światło, usiłując się doszukać irytującej go smugi. ― Jeśli sposobem na uniknięcie niepotrzebnego ryzyka jest rozmowa, czy to tu, czy gdzie indziej, to dlaczego by z niej nie skorzystać?
Smuga została znaleziona i przetarta skrawkiem rękawa. Ayrenn nie wyglądała na przekonaną, ale nie kontynuowała tematu, zabębniła palcami o drewno. Ani jedno, ani drugie nie kwapiło się do tego, by poruszyć inne kwestie. Gdyby nie karczemny rumor, elfce i rycerzowi towarzyszyłyby świerszcze.
― Jest tu ekipa naukowców z Defros. ― Małgorzata, jak zwykle, pojawiła się nie wiadomo skąd i nie wiadomo jak, niosąc ze sobą trzy niewielkie kufle z piwem. Naczynia stuknęły o blat, jadowniczka się dosiadła. ― Jacyś tam niemagiczni jajogłowi, o minimalnej przydatności, ale płącą złotem za każdego ririna wywleczonego z kopalni.
― I dowiedziałaś się tego w ile? Trzy minuty? ― elfka uniosła sceptycznie brew, zajrzała, równie sceptycznie, do swojego kufla.
― Jak się ładnie uśmiechnie, to można dowiedzieć się wielu ciekawych rzeczy ― Małgorzata, jakby na potwierdzenie własnych słów, uśmiechnęła się chytrze. ― Ale tym razem po prostu przeczytałam ogłoszenie, wisiało przy szynkwasie.
― Do nich też dobrze byłoby się wybrać ― zauważył Antares i upił łyk piwa. Małgorzata przyglądała mu się przy tym bardzo intensywnie, zielone oczy w skupieniu badały kolor skóry i stopień rozszerzenia źrenic. Rycerz wydawał się lekko skrępowany tak wnikliwą obserwacją, ale nie odezwał się.
― Gosiu? ― Ayrenn, już przeczuwając, że coś się święci, także z uwagą spojrzała na biednego Antaresa. Ten zmieszał się jeszcze bardziej. Upił kolejny, solidny łyk piwa.
Małgorzata zignorowała pytanie.
― I jak się czujesz? ― zwróciła się do kompana.
― Całkiem… normalnie ― bąknął.
― Chyba faktycznie jesteś odporny. No, przynajmniej na tą…
― Gosiu! ― fuknęła Ayrenn, cała spąsowiała z oburzenia. ― Czy ty go próbowałaś właśnie…
Jadowniczka uśmiechnęła się wilczo, władczym ruchem sięgnęła do niewielkiej sakiewki przytroczonej do paska spodni, ostrożnie wysypała jej zawartość na stół. Malutkie fiolki sprawiające wrażenie szklanych potoczyły się po blacie, w każdej o ścianki obijał się inny płyn.
― Nie zaprzeczam, nie potwierdzam. Ale jak widać, mój wynalazek nie ima się kolegi. ― Małorzata pochyliła się w kierunku Antaresa. ― Ale gdybyś zaczął czuć dziwny skurcz w brzuchu i nadmierną potliwość, to lepiej się do mnie zgłoś, dam ci antidotum.
Ayrenn fuknęła, odsunęła swój kufelek, ale nim zdążyła cokolwiek powiedzieć, dziewka doniosła im miskę pierogów ze skwarkami.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz