poniedziałek, 6 grudnia 2021

Od Sophie cd. Serafina

— Te ciemności i pogoda powinny być zakazane — westchnęła Sophie, wkraczając do wynajętego apartamentu.
Cóż, „apartament" to było może nieco szumne określenie na salon i dwa przyległe do niego pokoje - pokój to nie był, mieszkanie też nie, po prostu kolejne lokum w karczmie. Ładnej, ze schludnym szyldem, schodami, które nie skrzypiały, i czystymi oknami wychodzącymi na ciche i spokojne podwórze. Miejsce musiało być przytulne i urocze, gdy światło słońca wpadało przez wysokie okna, teraz jednak, mimo wczesnej godziny, całość tonęła w nieprzeniknionym mroku. Na dodatek ozwały się pierwsze dźwięki spadających kropel deszczu.
Sophie postąpiła kilka kroków, potknęła się o dywan, w ostatniej chwili złapała oparcia fotela.
— Ten kraj jest nie do życia.
Serafin podążył zaraz za alchemiczką, oszczędnym gestem dłoni przywołał kilka drobnych świateł. Te rozbiegły się po kątach, uwaga Serafina zaraz skierowała się na kominek - pełen starannie ułożonego drewna, pozbawiony jednak ognia.
— Ktoś mógłby przyjść i rozpalić — prychnął władczo książę, rozsiadając się w drugim z foteli.
Sophie, odwrócona do Serafina bokiem, szukająca czegoś w głębokiej kieszeni spódnicy, skomentowała tę uwagę przelotnym uniesieniem brwi.
— Nie ma co czekać, sami sobie poradzimy.
To mówiąc podeszła do kominka, poprawiła wciśnięte między drwa pakuły, rozległ się suchy trzask zapałki i już po chwili wśród polan tańczył gorący blask ognia. Sophie nie poprzestała na tym. Zaraz przeszła się po salonie z płonącym łuczywkiem, zapaliła każdą z rozstawionych tu i tam lamp.
— Zaśniemy w tych ciemnościach, a nie ma nawet jeszcze pory kolacji.
Sophie klapnęła ciężko na fotel naprzeciwko Serafina. W międzyczasie przy drzwiach zakrzątał się służący, wniósł w końcu bagaże i zaraz zniknął znów za drzwiami.
Sophie pomyślała wtedy, że naprawdę przydałby się kubek kawy. Ale nie takiej byle jakiej - potrzebowała kubka tego stężonego, czarnego demona z ekspresu, dosłodzonego równie stężonym syropem orzechowym. Niestety jednak na ekspres nie było co liczyć, zaś przytłaczające wymiary tego, który Sophie miała w swoim laboratorium sprawiały, że nie dało się go nigdzie transportować.
Przez pewien czas panowała cisza, gdy Serafin kontemplował tańczący w kominku płomień, a jego ciepło powoli topiło pokłady książęcej irytacji. Sophie, skoro posiedziała bezczynnie kilka minut, zaraz znalazła sobie nowe zadanie.
— Właśnie — klepnęła dłonią udo, wstała, podeszła do bagaży — miałam ci więcej opowiedzieć o tym swoim notatniku.
Juki - wybebeszone. Notatnik - znaleziony.
— Dalej się zastanawiam, jak cokolwiek w nim znajdujesz. — Serafin podparł dłonią skroń, z powątpiewaniem przesunął wzrokiem po grubym, oprawionym w skórę zeszycie.
— To, co zapisałam dawno temu, przestaje mieć znaczenie — odparła Sophie, po minie Serafina poznała, że nie trafiło to do niego. — Od gromadzenia wiedzy są książki i traktaty. To jest od ogarniania rzeczywistości. Spisuję tu pomysły, spostrzeżenia, które albo potem odrzucam, albo rozwijam dalej. I tylko to, co jest ważne, przechodzi dalej. Oczywiście mam też część z kalendarzem. Nie ma co zaśmiecać umysłu datami albo ciągle myśleć, że coś trzeba zrobić, że jakieś zadanie wisi nad głową. Planujesz raz a dobrze, a potem tylko wykonujesz.
Otworzyła notes, przerzuciła parę stron.
— Dzięki temu mogę zaplanować eksperymenty i sprawdzić, ile czasu zajęła mi praca nad daną rzeczą. Tu, w środku, zostawiam zazwyczaj część na jakieś losowe notatki i pomysły. To jest w sumie najcenniejsze.
Suchy szelest, kartki mignęły jak w kalejdoskopie.
— Jesteś bardzo pewna swego szyfru, skoro tak łatwo otwierasz ten notatnik przed innymi — Serafin pochylił się, przypatrzył zapiskom.
— Mogę ci nawet powiedzieć, co jest tu konkretnie zapisane.
Czarnoksiężnik uniósł brew, wskazał złotym szponem wąską kolumnę tekstu.
— Co zapisałaś tutaj?
— Przepis na sernik.
Chwila ciszy.
— To po co są te czaszki?
— Bo to bardzo specjalny sernik.
Serafin parsknął, Sophie uśmiechnęła się i podjęła temat.
— Pomysły przychodzą do głowy w najgłupszych momentach, a raz zapomniane zazwyczaj nie wracają. — Wzruszyła ramionami. — Prawda, że sporej części nie da się zrealizować. Jak człowiek usiądzie i się głębiej zastanowi, to znajdzie tam jakiś bezsens, ale powiedzmy sobie szczerze - kto nigdy po pijaku nie zaprojektował perpetuum mobile, niech pierwszy rzuci kolbą. Po to jest przelanie tego na papier, żebyś mógł temu pomysłowi spojrzeć w oczy, ocenić go, sprawdzić, czego ci brakuje. A potem, według planu, zdobyć każdy potrzebny element, bez tracenia czasu na ponowne przechodzenie tego samego szlaku myśli.
Głośne pukanie przerwało rozmowę. Po krótkim „Proszę!" w pokoju pojawił się służący i półmiski parującej strawy.
— Kiedy najczęściej pomysły przychodzą ci do głowy? — spytał Serafin, gdy służący zniknął za drzwiami, a książę mógł w spokoju ocenić moc serwowanego tu ostrego sosu.
— Jak myję probówki. To najnudniejsze zajęcie świata, ale skoro już muszę tracić na nie czas, to nie zamierzam płakać, tylko tracić ten czas produktywnie — Sophie nadziała kalafiora na widelec — na syntezę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz