środa, 29 grudnia 2021

Od Jamesa, CD. Kukume

Kukume wydawała się zastanawiać przez chwilę, czy na pewno wpuścić go no środka. Nie spodziewał się niczego innego, doskonale wiedząc, że takie nawiedzanie spokojnie żyjącej sobie kobiety zupełnie nie wpasowywało się w kodeks standardowego dżentelmena. Tym bardziej, że wieczora pora nie sprzyjała odwiedzinom osób w gruncie rzeczy obcych, a James z kobietą miał tyle wspólnego, ile minęli się kilkukrotnie w gildii na korytarzu czy w trakcie spożywania posiłku. Zbyt dobrze orientował się w zasadach obowiązujące etykiety, żeby wiedzieć, że stanowczo nadwyręża gościnność swojej kompanki. Nie miał jednak wielkie wyboru, weryfikując w tym momencie resztki własnej śmiałości i przede wszystkim tchórzliwości, która czaiła się jak barman za szynkwasem, gotowy polać kolejny kieliszek duchowej niezgody.
Odetchnął. Raz i drugi, mocniej zacisnął palce na trzymanej książce, utrzymując na twarzy przyjazny uśmiech, choć szczególnie poharatany magią fragment dłoni odkleił się od materiału rękawiczek, zostawiając na niej resztki czegoś, co kiedyś mogło w dobrych czasach uchodzić za skórę. Nie miał wątpliwości, że „choroba”, jak nazywał to ładnie w swoim myślach, postępowała zdecydowanie zbyt szybko, żeby był w stanie poradzić sobie z tym samodzielnie.
― Witam. ― Och, to delikatne westchnięcie powiedziało mu wszystko. ― Proszę, nie będziemy przecież rozmawiać na korytarzu.
Wszedł do środka mniej niż pewnie, gdyby miał mniej wyćwiczony chód pewnie zatoczyłby się w progu, prawie wywijając fikołka. Serce stopniowo pobudzone adrenaliną zaczęło bić ze zdwojoną siłą i w tym momencie James uświadomił sobie, że gdyby chodziło tylko o niego sczezłby na czarny, paskudny niby węgiel, który stopniowo przeistoczyłby się w zdradliwy pyłek. Niesiony wiatrem wpadłby w zakamarki płuc, do których nigdy nie powinien dotrzeć, dokładnie tak, jak resztki skóry Oblivian zakaziły Omena. Miałby w nosie całą burżuazyjną otoczkę pięknej magii, którą w tak misterny sposób czystą finezją zaklęto w wiązanie, tak otwarcie praktykowane przez ludy tradycjonalistycznych sekt.
― Proszę się częstować. Jeden warunek ― uniosła palec ― żadna pani. Kukume naprawdę wystarczy. ― Skinął ze zrozumieniem głową, nie chcąc jeszcze bardziej nadwyrężać cierpliwości Kukume, choć nie potrafił zrozumieć, skąd pośród ludzi w gildii ta nieustanna maniera dążenia do unicestwienia formalizmów. Według Jamesa istniały one przecież w określonym celu i nic tak nie ułatwiało kontaktów międzyludzkich jak ustalone przed laty zasady, niewiele zresztą od ichniejszej społeczności wymagające.
― Zatem w czym mogę pomóc, jeśli mogę spytać?
Usiadł na drugim wolnym krześle, odetchnął raz jeszcze, dla pewności, spokoju własnego ducha i wiary we własne siły.
― W trakcie próby doszukania się czegoś w pewnych… analizach, jeżeli mogę to tak ująć, natrafiłem na książkę, która opisywała bodajże pani plemię. ― Podał kobiecie tomik z zaznaczoną stroną, na której najważniejsze fragmenty zakreślił ołówkiem.
Było to co prawda ledwie kilka zdań, które w dużej mierze nie obiecywały niczego konkretnego, ale samo sformułowanie użyte przez autora dawało odrobinkę nadziei, że opisywany przez niego przypadek był związany z problemem Jamesa.
― Podobno natrafiono u was kiedyś na przypadek dziwnej choroby, biorącej się znikąd. Czarniejące kończyny, które po amputacji obracały się w proch, ropna wysypka, stopniowy paraliż, ale był to rzekomo jednostkowy problem. ― Odchrząknął, choć mniej z powodu suchości w gardle, a bardziej w ramach pozwolenia sobie na dodatkowy oddech i uspokojenie skołatanych myśli.
― Nie mam jednak pewności czy założenia dr. Johnsona były słuszne, ani nawet, czy to faktycznie było realne wydarzenie. Już nie wspominając, czy aby na pewno były to pani okolice. Czy jest pani coś może wiadome na ten temat, jakiekolwiek informacje? Może jakaś dawno zasłyszana historia za młodości albo plotki między plemionami? ― Ostatnie dwa zdania mimo próby utrzymania jednolitego tonu, wypowiedział z wyraźną nadzieją, ale w gąszczu upartego dążenia do celu pozwolił sobie machnąć na to ręką.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz