wtorek, 14 grudnia 2021

Od Mattii cd. Małgorzaty

— Proszę! — zmęczony głos astrologa przywołał służącego. Hrabia zgarnął z oparcia szlafrok, narzucił go na ramiona.
Drzwi otworzyły się, do pokoju wjechał niski stolik na kółkach, na nim zastawiona po same brzegi taca z jedzeniem. Służący - młody chłopak w wyprasowanej w kant liberii - ogarnął wzrokiem pokój, skoncentrował się na stojącym pod oknem stole. Podjechał z wózkiem, przestawił wazon, zaczął wykładać talerze, miseczki, spodeczki, koszyk pieczywa, rozłożył też serwetki, postawił trzy czajniki, filiżanki, dzbanek z sokiem…
— Poproszę jeszcze dodatkowe sztućce — wtrącił Mattia, obserwując poczynania służącego.
Chłopak się zmieszał, astrolog kontynuował.
— Nie będę jadł serka sztućcami brudnymi po jajecznicy.
— Ach, tak. Oczywiście.
Mattii było trochę szkoda chłopaka, obiecał sobie, że doliczy sobie do rachunku napiwek dla niego. Służący pogrzebał nieco w wózku, ułożył dodatkowy komplet sztućców zawinięty w dekoracyjną serwetkę. A następnie skłonił się i ulotnił.
Astrolog podszedł do szafy, otworzył drzwi, wyciągnął rękę.
— Małgorzato. Podano do stołu.
Małgorzata wsparła się oszczędnie o dłoń, z gracją wyszła z szafy.
— Dla ciebie jest jajecznica, a dla mnie serek? — spytała, zerkając na przyszykowany posiłek.
— Obawiam się, że będziemy musieli rozdzielić jeszcze między siebie smażone kiełbaski, naleśniki, paterę z owocami, croissanty i cały dzbanek kawy.
— O kawie możesz pomarzyć - dzbanek jest mój — Małgorzata zasiadła przy stole, Mattia podsunął jej krzesło, parsknął śmiechem na jej słowa.
W śmiechu tym nie było jednak wesołości. Krótka przerwa nie oderwała jego myśli od słów Małgorzaty i od tragicznego finału przyjęcia u radnego Mortena Bruuna. Jak zawsze w tego typu przypadkach, gdzieś na dnie serca astrologa pojawiła się ta przykra, raniąca myśl, drapiąca niczym cierń. Czy mógł temu zapobiec? Czy gdyby postawił kartom inne pytania, byłby w stanie zmienić wydarzenia?
— Czy dowiedziałaś się czegoś więcej o tym otruciu? — Mattia również usiadł, zaczął skubać swojego croissanta.
Małgorzata wprawnie badała zawartość okrytych metalowymi pokrywami talerzy, w końcu namierzyłą wazę z gęstą owsianką. Nalała kilka łyżek do swojej miseczki, dorzuciła garść suszonych owoców, siekanych orzechów. Ozdobna filiżanka z cienkiej, niemal przejrzystej porcelany, wypełniła się czernią aromatycznej kawy.
— Na razie nie za dużo, minęło za mało czasu. Wszystko wydarzyło się ledwie parę godzin temu, w nocy, więc medycy nadal nie dowiedzieli się nawet, czego konkretnie użyto do otrucia. — Małgorzata pociągnęła długi łyk z filiżanki, niemal całkiem ją opróżniając. — To nie jest tak, jak w książkach, gdzie jeden genialny detektyw spojrzy na denata i już wie, kto i jak go otruł. Są oczywiście trucizny, których efekt jest tak charakterystyczny, że od razu wiadomo, czego użyto, ale w tym przypadku nie jest tak łatwo. Szacowałabym, że nim uporają się z tym, minie choć kilka dni.
Mattia pokiwał głową, spróbował sięgnąć po dzbanek z kawą. Małgorzata go ubiegła, dopełniła swoją filiżankę. Astrolog zadowolił się herbatą - zawartością drugiego dzbanka.
— Chyba w końcu nie powiedziałaś, kogo dokładnie otruto, albo mi umknęło.
— Jonas Jager.
— Ach… — Łyżka serka zamarła na moment w powietrzu.
— Znany ci?
— Owszem. Przelotnie, ale zamieniliśmy kilka słów. Zapalony koniarz, właściciel wspaniałej stadniny. Swoje konie traktował jak własne dzieci - jeśli nie lepiej.
— Cóż, w takim razie może chociaż one po nim zapłaczą — mruknęła Małgorzata, zapijając kolejne łyżki owsianki kolejnymi łykami kawy. Jadowniczka chwyciła znów za dzbanek.
— To prawda, nie był znany z uprzejmego obejścia.
Małgorzata zerknęła na niego spod oka, na dnie jadeitu zaigrało ponure rozbawienie.
— Niebywale delikatne słowa. — Po owsiance zostało tylko wspomnienie, podobnie jak po trzeciej filiżance kawy. Małgorzata opróżniła dzbanek, ostatnie krople spłynęły w porcelanę. — Powiedziałabym, że jego żona nie będzie kryła zapłakanych oczu za swym czarnym woalem, ale raczej szeroki uśmiech. Nie dorobili się dzieci, więc dziedziczy całość majątku i może robić, co chce — westchnienie — ale oprócz tego jest za mało poszlak, by jej cokolwiek udowodnić. Nie wszystkie małżeństwa są zgodne, ale to zazwyczaj nie jest podstawa, żeby oskarżać wdowę o to, że maczała w tym palce.
Ulotny cień przebiegł przez twarz Małgorzaty, Mattia wziął się za naleśniki z kremem orzechowym.
— Czy rzuciło ci się w oczy coś dziwnego? Twoja kobieca intuicja coś podpowiedziała?
Małgorzata odchyliła się na krześle, oplotła dłońmi filiżankę. Czwartą piła już spokojnie, w końcu delektując się smakiem naparu.
— Na zapleczu było paru mężczyzn - źle im z oczu patrzyło. Rośli ludzie, barczyści, akurat dobrzy do przenoszenia jakichś ciężkich paczek i sprzętów. Niby nic nadzwyczajnego - w końcu nie raz jakiś szlachcic zatrudnia parę dodatkowych rąk do pomocy, szczególnie gdy jest więcej pracy przy szykowaniu przyjęcia. Ale oni - nie wyglądali na takich ludzi. Nosili coś na zapleczu, ale nie udało mi się dowiedzieć, co to konkretnie było.
— To mogły być zupełnie zwykłe rzeczy. Skrzynie z winem, tym podobne.
— Mogły. Ale nie musiały.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz