poniedziałek, 6 grudnia 2021

Od Kukume cd. Mattii

Tragiczny los gustu Fredericka Rochestera. Kukume westchnęła ciężko, rozbudzone nadzieje na wywiedzenie się czegoś przydatnego zgasły, szczerze bowiem zwątpiła, że uda im się utrzymać uwagę mężczyzny przy amuletach na tyle długo, by z tych nadzwyczaj ruchliwych warg padło coś konkretnego.
— Świat potrzebuje znawców — przechyliła lekko głowę, kolczyki podążyły w ślad za tym ruchem. Wolała się nawet nie zastanawiać, co arystokrata musiał pomyśleć o jej ozdobach, już na pierwszy rzut oka wyglądających na bazarowe. Ale ona właśnie taką lubiła. — Zajmujesz się wyrobem biżuterii?
— Nie trzeba od razu być jubilerem, żeby mieć dobry gust. Ot, cała tajemnica — dla podkreślenia słów rozpostarł palce, w ciemnym oku błysnęła pełna rozbawienia iskra. — Gdybym tylko mógł, chętnie bym się nim podzielił z co poniektórymi.
Iście szlachetne.
— Niemniej, doszły do nas słuchy, że zrobiły się bardzo popularne — spróbował jeszcze raz Mattia, ton stał się tym razem przyjemnie niezobowiązujący. — Może jednak mają w sobie coś niezwykłego?
— Chwilowy kaprys, może szczęście początkującego. Moda bywa ślepa — odparł, wzniósł oczy ku sklepieniu. — Mam nadzieję, że nie przyjechaliście do Maldor tylko po to, żeby je nabyć? Doprawdy, są tu lepsze atrakcje, którym warto poświęcić czas.
— Dziękujemy zatem za ostrzeżenie — astrolog skinął głową. I nawet jeśli chciał coś jeszcze dodać, uwagę Fredericka rozproszyło przybycie kolejnego gościa, którego powitał równie wylewnie.
Elegancko ubrany mężczyzna zaproponował im po paszteciku. Skupiała przez chwilę uwagę na przekąsce - najpierw na ciekawej fakturze, później na równie ciekawym smaku.
Zaraz jednak uniosła głowę, czekoladowe oczy zogniskowały się na barwnych sukniach wirujących dookoła niczym stadko motyli. Cała sala przypominała właściwie zupełnie nieznany jej świat, wypełniony aż po brzegi najbardziej intensywnymi barwami, i kobiecie przeszło przez myśl, że nie było tu miejsca na statyczność. Ciągle coś się działo, każdą szczelinę wypełniały muzyka i ruch. Być może gdyby nie te wszystkie reguły, gdyby nie ostrożność i cynizm, które wciąż przygniatały jej kark, polubiłaby bardziej takie zabawy.
— Widzisz kogoś, kto ma na sobie amulet? — szepnęła cicho, gdy miękkim krokiem znaleźli się w innej części sali.
— Jedną osobę — potwierdził.
— Kogo? — wyciągnęła szyję, zmarszczyła brwi. Uważała się za dość dobrą obserwatorkę, jednak cały ten przepych nieco ją przytłoczył, odbierała zbyt wiele bodźców. Tęsknym okiem zerknęła w stronę drzwi wychodzących na ogród, wciąż jednak było za wcześnie. Lada chwila mogli z kimś porozmawiać.
— Dama w szkarłatnej sukni — dyskretnym ruchem podbródka wskazał w lewą stronę. — Stoi pod zegarem i zdaje się, że jest tu od pewnego czasu.
— Masz dobre oko — uśmiechnęła się, poprawiła nieco chustę. — To się ceni na targu, gdybyś kiedyś zechciał rozważyć taką karierę.
— Pozostanę póki co przy astrologii — uniósł lekko dłoń. — Ale przemyślę propozycję.
Dłuższa chwila upłynęła, niedługo później dołączyli do mniejszej, roześmianej grupki, w której skład nie weszła jednak owa dama w szkarłatnej sukni. Dwie kobiety i mężczyzna z nieukrywaną radością powitali Mattię, towarzystwo ożywiło się, każdy na przemian witał się i wyrażał opinię na temat przyjęcia, oczywiście pozytywne.
— Bardzo się cieszę ze spotkania — astrolog skłonił się, wskazał na brunetkę. — A to Kukume, członkini gildii.
— Miło mi poznać — skinęła krótko głową, materiał spódnicy lekko zafalował, gdy stopa odruchowo powędrowała krok do tyłu. Pozostała w kręgu, zbytnio jednak ceniła własną przestrzeń, by pozostać w tym ciasnym splocie.
Towarzystwo ponownie zaświergotało od uprzejmości.
— Frederick zawsze ma znakomite pomysły — zagruchała jedna z panien, białe jak śnieg ząbki błysnęły między koralowymi wargami. — I, och, to wino!
— Istotnie, znakomite.
— Nosisz oryginalne imię — jeden z mężczyzn, gładko zaczesany blondyn, zwrócił się do kobiety. — Przybyłaś może spoza Iferii?
— W pewnym sensie — potwierdziła. Zachęcający, nieco zbyt szeroki uśmiech jej rozmówcy podpowiedział jej, że oczekuje kontynuacji wypowiedzi. — Moja rodzina pochodzi z odległych stron, ale przyszłam na świat już tutaj.
— Och, w Maldor?
— Nie, nie — na chwilę urwała, szukała odpowiednich słów, by wyjaśnić rzecz dość skomplikowaną. — W Tiedal.
Przez głos przemknęło się cichutki ślad zapytania. Bo tylko tak przypuszczała, z tych nielicznych okruchów opowieści ojca wynikało, że stało się to podczas wędrówki przez góry. Ale Mushi  nie uznawali przyjścia kolejnego człowieka na ten padół cierpień za rzecz na tyle istotną, a już na pewno nie radosną, by zapisywać więcej szczegółów czy to na papierze, czy w pamięci.
— Państwo możliwości, bardzo je lubię — roześmiał się. — I, przepraszam, nie dosłyszałem twego nazwiska. Mogłabyś może powtórzyć?
Och, doprawdy.
— Jestem Kukume — odparła. Nie chciała używać nazwy plemienia w swoim mianie. Kiedyś staruszek zaproponował jej, że może przyjąć jego nazwisko, ale odmówiła, nawet jeśli była to jedna z najmilszych rzeczy, jaką ktoś jej kiedykolwiek zaproponował. Ale nie chciała nadużywać jego dobroci, poza tym samo imię było poręczne, łatwo się z nim podróżowało. — Tyle wystarczy.
— Wznieśmy zatem toast — Mattia uniósł kieliszek, uwaga skierowała się ponownie na niego — za gospodarza tego przyjęcia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz