poniedziałek, 6 grudnia 2021

Od Lei cd. Sophie - Misja

Po raz kolejny atmosfera w pomieszczeniu zagęściła się - ale tym razem, skoro rozkład sił się zmienił, ostrze napięcia skierowane było ani nie w Nicka, ani nie we mnie lub w Sophie, ale, o ironio, w Borutę. Kopyto zastukało o posadzkę, głuchy pogłos poniósł się i odbił echem od nadkruszonych ścian. Dźwięk jeszcze kilka razy wrócił do nas, stopniowo jednak zamierał, podczas gdy żadne słowo dalej nie padło. Nagle bowiem sprawa nie była już dla Boruty jedynie irytującym, ale mało ważnym wstępem do ostatecznego zwycięstwa, kiedy będzie mógł wreszcie dopaść ostatniego Verdama - teraz zagrożenie stało się realne raczej dla niego.
Z Azazelem mierzyli się za to spojrzeniami, napięcie między nimi zdawało się być wręcz namacalne - miałam całkiem poważne przypuszczenia, że gdybym spróbowała między nimi przejść, napotkałabym opór, barierę niewidzialną gołym okiem, ale jednak jak najbardziej realną. Czas zwolnił, niemal zatrzymał się całkowicie, bezruch w końcu jednak przerwało warknięcie:
— Panie, nie możesz! — Boruta parsknął gniewnie, w oczach błysnęły szkarłatne iskry. Wbił teraz ten wzrok w Nicka, i gdyby same oczy mogły zabijać, mężczyzna zapewne leżałby martwy.
Podobnie jak rogaty demon. Bo Verdam odpowiedział mu spojrzeniem spokojnym, ale lodowatym i pełnym nienawiści. Stał wyprostowany, ale mięśnie ramion nie były już tak spięte, grdyka dumnie odsłonięta, jakby sprawa była już przesądzona, jakby to on trzymał teraz w ręku karty. Kto wie, może i mógł wyciągnąć z rękawa asa.
Kimkolwiek bowiem był ten demon wyższy rangą niż Azazel, sama wzmianka na jego temat wywołała bezsprzeczne poruszenie.
— To czcze pogróżki śmiertelników, nie ośmielą się przywołać S...
— Sprawiedliwości stanie się zadość — na twarzy Nicka zamajaczył się grymas podobny do uśmiechu. — A skoro wy mi jej odmawiacie, cóż... Myślę, że Lea i Sophie też nie będą miały nic przeciwko.
— Sprawa musi zostać rozwiązana — podchwyciła od razu alchemiczka. — Jeśli nie uznacie warunków kontraktu, który był przecież wiążący, nie tylko Borutę spotkają konsekwencje.
— Jeśli tak trzeba, nie widzę powodu, dla którego mielibyśmy cofnąć się przed przyzwaniem kolejnego demona... —  albo raczej widzieć nie chciałam, skupiona tylko na tym, by po tę możliwość nie musieć sięgać. Zacisnęłam wargi, splotłam ramiona na piersi. Staliśmy już oko w oka z dwoma, nasycenie zła oraz grozy i tak już dawno przekroczyło wszelkie możliwe granice. W tym momencie liczyło się już po prostu rozwiązanie sprawy.
— Dzięki mnie się w ogóle urodziłeś — Boruta zwrócił się wreszcie do Nicka. — Kto by przypuszczał, że tak się odpłacisz.
— Żaden z was już go nie skrzywdzi. Nie masz prawa niczego żądać — odparłam.
— Wystrzegaj się psa zagonionego w kąt — tym razem nie dało się już go z niczym innym pomylić. Na twarzy Verdama zagościł gorzki, pełen poczucia pustego triumfu uśmiech. — Nie wystawiałbym na próbę mojej śmiałości. Nie tylko ciebie i Azazela łączy pieczęć.
Obnażył zęby, jakby był gotowy faktycznie ugryźć Borutę, biel błysnęła na tle wszechobecnej szarości. Nikt więcej nawet nie pomyślał o demontowaniu pozornie szalonego stwierdzenia Nicka - wątpiłam, by cokolwiek na drodze mogło przeszkodzić mu w realizacji celu, który był już w zasięgu jego ręki. I uświadomiłam sobie, że znów się boję; tym razem jednak nie czegoś, ale o kogoś.
Azazel westchnął ciężko, otworzył usta, ale zmora Verdamów po raz kolejny wpadła mu w słowo:
— Zabijmy ich. Panie, jeśli teraz ich...
— Przestań się ośmieszać, Boruta — warknął zaraz, jednym spojrzeniem uciszył podwładnego. — Nie masz na swoją obronę żadnego argumentu. Nie licz, że będę za ciebie nadstawiał karku. Jeśli w tym momencie nie masz już nic wartościowego do dodania, wydam wyrok.
Przez kilka długich sekund faktycznie czekał, po raz ostatni zerknął do kontraktu. Wyraźnie niezadowolony, zdecydowany, by przyznać nam rację nie ze względu na sprawiedliwość, na faktyczną winę i krzywdę, ale przez groźbę Nicka. Być może gdyby zamienili się miejscami, gdyby to złotousty Azazel miał się bronić, w jakiś sposób ciągnąłby sprawę, może nawet faktycznie wykpiłby się od kary.
Ale oskarżony był Boruta - istota, która polegała przede wszystkim na obsesyjnej potrzebie przemocy, która tak głęboko zatraciła się w żądzy krwi, że przekroczyła wszelkie granice. Zniszczył Verdamów, a ich ostatni członek właśnie wydostał się ze swojego kąta, zaganiając tam Borutę. Zemsta się miała dokonać lada chwila, i nic nie wskazywało na to, by Nick miał zamiar się wycofać.
— Głupcy — demon popatrzył złowrogo po naszej trójce. Jednak teraz nie był już taki przerażający, ale dziwnie asymetryczny, zmniejszony. Rogi wydawały się być zbyt ciężkie dla głowy, kopyta - za małe, ledwo utrzymywały całą postać w równowadze. Jedwab na ramionach brzydko się zmarszczył, szkarłat przygasł, zbytnio niepasujący do otoczenia. Do Boruty.
— Sam jesteś głupcem — Azazel z kolei uniósł głowę, odniosłam wrażenie, że górował nad drugim demonem mimo jego rogów. I że dalej gani go nie dlatego, że popełnił niewybaczalną zbrodnię, tylko dlatego, bo zrobił to w sposób tak nieumiejętny. — Złamałeś postanowienia umowy wiążącej cię z rodem Verdamów. Na mocy przysługującej mi z racji mojej rangi i sprawowania pieczy nad kontraktem zawiązanym między niższym demonem Borutą a Theodorusem Verdamem ja, Azazel, orzekam słuszność oskarżeń Nicolasa Verdama. Czeka cię odpowiednia kara.
Boruta nie odpowiedział.
— Czy to cię... zadowala? — Azazel przymrużył oczy, z wyraźną niechęcią spojrzał przeciągle na Nicka. Trochę jak widz po niezbyt udanym przedstawieniu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz