Na
widok Hotaru uśmiech samoistnie pojawił się na mojej twarzy, poczułam
rozlewający się po umyśle spokój, nawet jeśli nie byłam pewna, na czym
miałoby polegać zadanie, na które Mistrz postanowił wysłać tancerkę,
łowczynię i rycerza. Niemniej - co tu dużo mówić - nie mogłam się
doczekać. Ostatnimi czasy nie mogłam narzekać na brak zajęć, wciąż
jednak chętnie witałam każdą okazję, by gdzieś wyruszyć, doświadczyć
czegoś nowego.
—
Napisał do nas pewien szlachcic, baron Charles Baldwin — Cervan zaczął
wyłuszczać sprawę, sięgając po list zapisany na grubym, eleganckim
papierze. — Sprawa dotyczy jego pierworodnego syna, Edmunda.
Pochyliłam
się nieco na krześle, splotłam leżące na kolanach dłonie. Podejrzewałam
już chyba, co może się za tym kryć: młodzieniec, który zniknął z domu,
samowolnie lub z czyjąś pomocą, a naszym zadaniem było go odnaleźć i
namówić do powrotu lub odbić.
—
Jest początkującym, ambitnym przyrodnikiem — objaśniał dalej Mistrz,
zaprzeczając moim domysłom. — Chciałby zatem rozpocząć swoje badania, a
za odpowiednie miejsce uznał góry niedaleko granicy z Ethiją, rzekomo
niewystarczająco opisane w encyklopediach.
—
Mamy zimę — wtrąciłam. Na wszelki wypadek zerknęłam przez okno, ale
tańczące za oknem białe płatki bezsprzecznie to potwierdzały. —
Zdecydowana większość flory jest właśnie pod warstwą śniegu i ziemi,
wiele zwierząt hibernuje. Ma tu na myśli jakieś konkretne gatunki? Dużo
łatwiej byłoby chyba zorganizować podobną wyprawę na wiosnę.
Wargi mężczyzny ułożyły się w lekki, nieco krzywy uśmiech, zdecydowanie pokręcił głową.
—
Biorąc pod uwagę treść wiadomości, wątpię, by miał tu na myśli
cokolwiek konkretnego. Edmund odbierał edukację do tej pory w domu i
chciałby... zasmakować świata. A także opisać nowy gatunek, który skrył
się dotąd przed naukowcami między licznymi szlakami górskimi. Waszym
zadaniem jest dopilnowanie, by nic mu się nie stało w czasie tej
eskapady — na chwilę przerwał, westchnął, krótko zerknął na Hotaru — a
także "odpowiednie wsparcie na duchu".
— Skoro to szlachcic, nie powinien wybrać się również Mattia? — zapytała tancerka, delikatnie poprawiła się na krześle.
—
Wierzę, że sobie poradzicie. Edmund jest młody, według ojca potrzebuje
też obycia w świecie i liczy, że podróż dobrze mu zrobi.
Pokiwałam
głową, zamyśliłam się na chwilę. Zima nie była najlepszą porą na
górskie wędrówki choćby i po najmniej wymagających szlakach, zwłaszcza
jeśli młody szlachcic nigdy wcześniej tam nie był. Podejrzewałam, że
jego ojcu może zależeć rzeczywiście nie tyle na zaistnieniu syna w
naukowym światku, ile zderzeniu go z twardą rzeczywistością. Istotnie,
trudno było o lepsze na to miejsce niż góry.
—
Gdzie konkretniej mamy się wybrać? — teraz z kolei głos zabrał Antares.
Pochylił się nad wcześniej rozłożoną mapą, od okularów odbił się blask
słońca, który przebił się przez ciężkie chmury. Faktycznie mogły nie być
najbardziej przyjaznym miejscem, ale byłam pewna, że jeśli tylko rycerz
będzie w pobliżu, nikomu nic się nie stanie.
—
Zatrzymacie się w wiosce Easthallow, leży u podnóży jednego z pasm
górskich — palec przesunął się po lekkim łuku — najwyższy szczyt ma tam
raptem 900 metrów, nazywa się... — zmarszczył brwi, szukał przez kilka
sekund w głowie odpowiedniego słowa.
—
Bellenau. Choć przezywają go Krzywy Nochal — dopowiedziałam.
Przechyliłam nieco głowę, rozpoznając od razu to miejsce. — Byłam tam
kilka lat temu z wujkiem, chociaż nie zatrzymaliśmy się akurat w
Easthallow, byliśmy po przeciwnej stronie pasma. Łatwo się tam zgubić,
bo jest wiele przesmyków i krętych ścieżek. Nie są zbyt strome, choć
zdarzają się dość zdradzieckie miejsca.
—
Zatem dobrze się składa. Edmund, zgodnie ze słowami ojca, nigdy
wcześniej nie był w górach i nie może się pochwalić najlepszą kondycją —
postukał palcem w kopertę. — Macie może jeszcze jakieś pytania?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz