Szczur
może rzeczywiście był dziki. Ale nie był obcy. Wszak mieszkał w jego
skrzynce z narzędziami. A to już w zasadzie jakby był jego. Szkodnikiem
po prawdzie, ale nie na długo. Stary marynarz zamierzał oswoić szczura.
Zawsze było to jakieś towarzystwo, w którego obecności można było
spokojnie się skupić i pomyśleć.
Zwierzę
zeskoczyło z ręki cieśli gdy tylko skończyło jeść i zaszyło się w
swojej kryjówce. Od czasu do czasu tylko pokazując oko przywodzące na
myśl pestkę jabłka między szparami skrzynki. Szczur znikał głębiej we
wnętrzu ilekroć tylko Nikolai podnosił głos w swojej niedoli. Eugeniusz
wręczył histeryzującemu chłopakowi szmatę do przyłożenia na ranę.
Oczywiście spotkał się z kolejnym lamentem o gangrenie i zakażeniu
wdającemu się w ranę godnym nazwania go eposem. Cieśla westchnął ciężko.
Częściowo z irytacji a częściowo z braku sił do chłopaka. Wyciągnął
piersiówkę zza koszuli i polał zawartością szmatkę.
- To dla dezynfekcji. - spojrzał na naczynie po czym wyciągnął rękę do krawca - A to dla znieczulenia.
- To dla dezynfekcji. - spojrzał na naczynie po czym wyciągnął rękę do krawca - A to dla znieczulenia.
Krawiec
wykręcił się i od tego prostego gestu dobroci serca i biadoląc nad
swoim losem udał się do gildyjnych medyków. Zostawił Eugeniusza w
spokoju, co cieśli absolutnie odpowiadało. Starzec rozsypał jeszcze
kilka okruchów i wrócił budowania szafki. Przez myśl mu przeszło, czy
jego córki też wyrosły na takie rozhisteryzowane kobiety jak tutejszy
krawiec. Mógł mieć nadzieję, że nie. Że nie wdały się w dziadka i nie
sprawiały Alcamii problemów.
***
Szafka prezentowała się godnie na ścianie warsztatu. Cieśla patrzył usatysfakcjonowany swoją pracą.
-
No, jak ci się to widzi? - odwrócił się do gryzonia, który coraz
swobodniej czuł się w jego obecności. Już nie chował się nerwowo między
słoikami w skrzynce. Kręcił się pewnie po blacie stołu obok Eugeniusza.
Wystarczyło kilka godzin, żeby szczur zaczął mu ufać. Mężczyzna
pomyślał, że powinien powoli zacząć zastanawiać się nad imieniem dla
swojego pupila. I za jakimś zakwaterowaniem.
Jednak
święty spokój był ważniejszy w tej chwili. Nie mógł zapomnieć o
manekinie dla Nikolaia. Krawiec by raczej mu nie odpuścił tego i nękał
całymi dniami. Ale najpierw powinien pójść na kolację. Żołądek upominał
się o swoje. A i Iriny nie chciał złościć. Zanęcił szczura i wsadził do
kieszeni.
W kilka minut znalazł się na stołówce. Gildyjczycy również zaczęli się schodzić na posiłek. Eugeniusz ustawił się w kolejce. Od czasu do czasu głaskał szczury łepek wysuwający się z kieszeni koszuli. Nie musiał długo czekać aż za jego plecami wyrósł cień. Cień który ostentacyjnie wywijał mu zabandażowanym palcem przed oczami.
W kilka minut znalazł się na stołówce. Gildyjczycy również zaczęli się schodzić na posiłek. Eugeniusz ustawił się w kolejce. Od czasu do czasu głaskał szczury łepek wysuwający się z kieszeni koszuli. Nie musiał długo czekać aż za jego plecami wyrósł cień. Cień który ostentacyjnie wywijał mu zabandażowanym palcem przed oczami.
Wracamy do gry
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz