niedziela, 12 grudnia 2021

Od Mattii - Dla Małgorzaty

Soria była pięknym miastem. Surowy, biały marmur, obrócony ręką rzemieślnika w delikatną, niemal nierzeczywistą konstrukcję Teatru Wielkiego, nic nie tracił ze swego uroku mimo mroków zimowej nocy. Choć można by powiedzieć, że wręcz zyskiwał - bo oto majestatyczny budynek podświetlono ciepłym, złocistym blaskiem latarni, a tańczące w mroźnym powietrzu płatki śniegu przypominały niezwykłe, magiczne świetliki. Śnieg otulał dachy po same kalenice, kładł się puszystymi zwałami wzdłuż ulic, zmieniając Teatr w misterną, cukrową ozdobę.
Małgorzata uniosła wzrok, osłoniła czoło przed opadającymi płatkami.
— No proszę, w Tirie jeszcze było widać gwiazdy, a tu - już pada nam na głowy.
— Zaraz postaram się temu zaradzić.
Kobieta zerknęła na niego spod oka.
— Masz w zanadrzu jakieś sztuczki? Wypowiesz magiczne słowo i niebo się rozchmurzy?
Mattia parsknął tylko pogodnym śmiechem.
— Obawiam się, że w tej materii muszę rozczarować. Nie jestem magiem i jedyne magiczne słowa, które znam, to „proszę", „dziękuję" i „przepraszam". A w zanadrzu - mam parasol. — Wyciągnął obiekt spod płaszcza, rozłożył z cichym kliknięciem i uniósł nad głowę, podając Małgorzacie ramię. Ta zaś odwzajemniła uśmiech, chwytając się hrabiego.
— Widzę, że dobrze się na dziś przygotowałeś.
— Cóż to byłby ze mnie za astrolog, gdybym dał się zaskoczyć pogodzie — odparł, podkreślając słowa teatralnym gestem. — A teraz - nie pada nam na głowy i nawet widać gwiazdy.
Wskazał wzrokiem w górę, a gdy Małgorzata za nim podążyła, jej oczom ukazał się finezyjny, gwiezdny haft zdobiący wnętrze parasola.
— Oczywiście - od razu widać, że parasol astrologa.
Małgorzata cmoknęła na swoje słodkie, czarne pchełki, a trzy masywne nowofundlandy karnie podążyły za swą panią w stronę Teatru, ściągając na siebie zaskoczone spojrzenia przechodniów. Kobieta nie przejmowała się tym jednak - jej trzy urocze muszki zawsze przyciągały uwagę - grubym futrem, rozmiarami, a teraz również i ślicznymi, wyjściowymi obrożami.
Dotarli, Mattia otworzył Małgorzacie ciężkie drzwi, przepuścił też w nich wszystkie trzy pluszaki. Zaś w foyer - pomógł zdjąć płaszcz, oddał go wraz ze swoim do szatni. Przychylnym okiem spojrzał na kreację kobiety, uśmiechnął się w niemym komplemencie i wyciągnął rękę.
— Zapraszam. Zaraz drugi dzwonek.
Wnętrze Teatru, jeszcze bardziej marmurowe i nierzeczywiste, przyciągało złotym światłem zamkniętym w kryształowych kandelabrach, błądzącym wśród ozdobnych luster, wśród barwnych tiuli i aksamitów. Widzowie przepływali w stronę wyznaczonych przez bilety miejsc, ciągnąc z sobą szmer przytłumionych rozmów, ledwie słyszalny szelest drogich tkanin. Skądś płynęła muzyka, niewidzialne instrumenty wypełniały korytarze swoim śpiewem. Ktoś znajomy przelotnie skinął głową Mattii, astrolog odpowiedział tym samym. A następnie skupił się wyłącznie na Małgorzacie.
Ta zaś zerkała tylko czujnym okiem na swoje psy - Gnatołam wyciągał łeb, węszył z zaciekawieniem w kierunku mijanych osób. Księżycogryz podążał blisko, tuż obok jej biodra, zaś Wisielec, nieco oddalony od reszty, zrobił mały postój na wpatrywanie się w wysoki, drewniany zegar.
— Gdzie mamy miejsca — spytała Małgorzata, kładąc dłoń na głowie Księzycogryza.
— Oczywiście w loży.
— Której?
— Najlepszej — odparł astrolog, uśmiechając się enigmatycznie, prowadząc kobietę na drugie piętro. Ta parsknęła śmiechem.
— Jak zwykle tajemniczy.
Mattia przymknął tylko oczy. Przeszli kawałek korytarzem, Małgorzata chciała podążać dalej, jednak astrolog zatrzymał się przy dwuskrzydłowych, rzeźbionych drzwiach o charakterystycznych, złotych wykończeniach. Jadowniczka popatrzyła na Mattię, przechyliła głowę.
— Nie.
— Ależ tak — odparł, podając zdobiony, złoty bilet stojącemu przy drzwiach mężczyźnie w liberii.
— To loża królewska, nie można z niej korzystać…
— ...bez powodu — dokończył Mattia, gdy mężczyzna skinął głową i otworzył dla nich drzwi. — Tylko ta była wystarczająco duża, by wszystkie trzy urocze pieski mogły wygodnie się położyć. Zapraszam. — Skłonił się dwornie Małgorzacie, wskazał gestem tonące w mroku przejście.
W samej loży - dwa miękkie, wygodne fotele, trzy wytworne, psie legowiska, oraz stolik. Na nim zaś - dwa kieliszki, schłodzony szampan, patera ciast i owoców, i…
— To psie ciasteczka? — Małgorzata sięgnęła do porcelanowej miski, ujęła w palce chrupka w kształcie kostki.
— Oczywiście. Jest też… — Gnatołam momentalnie dobrał się do stojącej na ziemi miski — świeża woda dla każdego, jeśli któremuś z gości zaschłoby w gardle.
Księżycogryz starannie obwąchał wszystkie trzy legowiska, następnie zaś zajął to najbliżej jednego z foteli i z wyczekiwaniem spojrzał na Małgorzatę. Wisielec już dawno leżał na tym legowisku w kącie, widać było tylko jego wygięty, czarny grzbiet.
Małgorzata zasiadła w fotelu, jej dłoń opadła na głowę Księżycogryza. Mattia przez ten czas rozlał różowego szampana do dwóch kieliszków.
— Zastanawiam się, co usłyszę jeśli spytam, co takiego zrobiłeś, by dostać bilety w tej loży — mruknęła Małgorzata, patrząc na astrologa spod oka i biorąc od niego kieliszek.
— Nic nielegalnego ani zdrożnego. Ładnie poprosiłem — odparł Mattia z szelmowskim uśmiechem, biorąc drugi kieliszek. — A mnie się nie odmawia.
W tym momencie wybrzmiał trzeci gong.


Kurtyna opadła, wśród burzy oklasków skończył się akt trzeci. Gnatołam obudził się gwałtownie, szczeknął, rozejrzał, trafił wzrokiem na Małgorzatę i Mattię. Ziewnął przeciągle, zamerdał ogonem. Księżycogryz wsadził tylko łeb pod oparcie fotela, Wisielec nawet nie drgnął - hałas go nie obchodził.
Mattia z satysfakcją obserwował, jak Małgorzata klaszcze zapamiętale, wodząc wzrokiem po scenie, jak na jej ustach błąka się uśmiech a oczy błyszczą z zadowoleniem. Kurtyna podjechała znów w górę, pojawili się aktorzy.
— Przypomnij mi, kto jest autorem tej sztuki? — zapytała.
— Genevieve i Otto Millingtonowie. Ona, prawniczka, i on - dramaturg.
Małgorzata zaśmiała się.
— Spodziewałam się takiej odpowiedzi.
— Czy to znaczy, że dobrze trafiłem? — Astrolog uniósł brew, na jego ustach zaigrał lekki uśmiech. — Polecono mi tę sztukę ze względu na to, że ponoć praca prawnika i sam temat sztuki miały być w niej przedstawione zgodnie z prawdą, nie zaś z ogólnym wyobrażeniem społeczeństwa o tym, jak praca prawnika ma wyglądać.
— Ktokolwiek polecił ci tę sztukę z tego właśnie powodu, wiedział, co mówi — odpowiedziała mu Małgorzata.
Aktorzy zniknęli ze sceny, kurtyna znów opadła. Brawa dalej trwały, ich głośny dźwięk ponownie przywołał obsadę.
— Czy któraś scena szczególnie przykuła twoją uwagę?
— Tak, ta na początku drugiego aktu, kiedy dopiero szykowali się do złożenia pozwu. Bardzo dobry sposób sformułowania actio Pauliana, aż miło było tego posłuchać. — Małgorzata poprawiła się na fotelu, wróciła do bicia brawa. — I oczywiście ostatnia scena. Kiedy w końcu pojawiła się ta tytułowa szpilka do włosów.
— Przewijała się przez całą sztukę. Przypuszczałaś, że zostanie użyta w końcu w taki sposób?
Na dnie oczu Małgorzaty błysnęło coś niebezpiecznego. W panującym wciąż mroku jej uśmiech uderzał jakąś drapieżnością.
— Ależ oczywiście. Szpilki do włosów to bardzo poręczne ozdoby, mają wiele interesujących zastosowań.
Aktorzy ponownie schowali się za kulisami i znów wybiegli na scenę, przywołani niegasnącymi owacjami. Mattia doszedł do wniosku, że to był dobry moment. Wstał, stanął za oparciem fotela Małgorzaty.
— Mam nadzieję, że zostanie mi wybaczona drobna ingerencja w twą fryzurę, Małgorzato.
— Co chcesz zrobić? — Kobieta zerknęła na niego kątem oka, ale zaraz odwróciła się znów w kierunku sceny, zostawiając swe upięte włosy do dyspozycji astrologa.
— Jakbyś się nie domyślała.
To mówiąc Mattia wyjął z wewnętrznej kieszeni podłużne, wąskie pudełko. W nim zaś spoczywała długa szpilka. Metal miał niezwykłe, złote zabarwienie przełamane jakimś niespotykanym, ciepłym akcentem, który przyjemnie współgrał z jasnym blondem włosów Małgorzaty. Szpilka rozpoczynała się cienkim, delikatnym końcem, przechodzącym w fantazyjny bukiet rozkwitłych gałązek - każda z nich usiana drobnym kwieciem, skrzącym się głęboką barwą różowego turmalinu. Elfia robota, niosła w sobie subtelny tchnienie piękna, które zakląć w metalu potrafiła jedynie rasa, której członkowie żyli długie wieki.
Astrolog ostrożnie wsunął szpilkę między jasne sploty.
— Pomyślałem, że to będzie dobra pamiątka naszego wspólnie spędzonego czasu oraz tego jakże wyjątkowego dnia — powiedział z uśmiechem, odsuwając dłonie, podziwiając przez moment swoje dzieło. — Wszystkiego najlepszego, Małgorzato.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz