środa, 8 grudnia 2021

Od Lei cd. Hotaru

Wydęłam wargi, na dłuższą chwilę zawiesiłam oko na płótnie. Kropla farby z pędzla poddała się grawitacji i spłynęła ze zmęczonego włosia, rozbryzgując się na pozostałych skrawkach materiału rozrzuconych po całym stole.
— Sama się zastanawiam — westchnęłam. — Moja koncepcja chyba kłóci się z tą, którą miało płótno, ale jakoś się dogadamy. Mam nadzieję.
— Ale zrobiłaś już dość dużo dmuchawców. I łączkę, tak? — kobieta przechyliła lekko głowę, by mieć jak najlepszą perspektywę.
— Udam, że nie słyszałam tego znaku zapytania — domalowałam jeszcze nieco zieleni, po kilku następnych pociągnięciach z dotąd prostej linii wyrosły pojedyncze źdźbła. — Tak, stwierdziłam, że same nasionka to za mało. Nawet jeśli będą we wszystkich kolorach tęczy.
Uznałam, że było tu nieco za mało błękitnego, taki więc kolor przybrały kolejne kształty. Po drodze zaplątały się nawet tu i ówdzie zawijasy, z założenia podmuchy wiatru. Pędzel był zbyt duży jak na tak precyzyjną robotę, subtelny kształt niełupek przypominał najzwyklejsze w świecie okręgi, ale przecież najważniejsze, że my wiedziałyśmy, o co chodzi.
— Są ładne. Wyglądają, jakby dopiero co poniósł je wiatr — Hotaru uśmiechnęła się, raz jeszcze spojrzała na kształty, które bardzo dzielnie starały się naśladować unoszących się na wietrze małych lotników.
— Miło mi to słyszeć.
I wróciłyśmy do pracy. Skakałam dookoła stołu, jakby od równomiernego - a zarazem naturalnego, bo przecież wiatr za nic ma symetrię - rozłożenia plamek zależało moje życie. Skóra na palcach dawno już zdążyła pokryć się warstwami farby, co jakiś czas tylko przecierałam je niedbale chustką, by żadne niechciane krople nie zaburzyły dotychczasowych efektów - choć idealnie być nie ani nie miało, ani nie musiało. Nawet jeśli farba schła stosunkowo szybko, wysłużony materiał często się marszczył i giął, a wzruszana ciecz żłobiła barwne koryta, miniaturowe meandry o sobie tylko znanych szlakach.
— Marion na pewno by się spodobało — stwierdziłam, gdy wykonane zostało już niemal ostatnie pociągnięcie pędzlem - albo może plaśnięcie byłoby sformułowaniem trafniejszym, rzeczony ruch polegał bowiem na radosnym dostawieniu kolejnej kropki, gdy przestałam się już aż tak bardzo przejmować konturami. Właściwie doszłam do wniosku, że w ten sposób podoba mi się nawet bardziej, choć gdy spoglądałam na swoje dziełko, znajdowałam raz za razem kolejne elementy, które teraz chętnie zrobiłabym inaczej.
— Kiedyś tam wrócimy — obiecała znów tancerka.
— I odwiedzimy kolejne miejsca — uzupełniłam. — Wyobraź sobie tylko, zbudować ogromny latawiec, na którym mogłybyśmy gdzieś polecieć!
— Myślę, że na przeszkodzie stałoby nam kilka rzeczy — wargi kobiety delikatnie zadrżały. — Ale widok z lotu ptaka z pewnością byłby niezwykłym doświadczeniem.
Zamilkłam na chwilę, usiłując odmalować w myślach ten obraz - i nie mogłam się kłócić z ani jedną częścią tego stwierdzenia. Przed moimi oczami rozwinął się obraz złotych pól obramowanych błękitnymi wstęgami, łąk ciągnących się aż po horyzont - i przez chwilę pożałowałam, że istotnie nie możemy się wznieść w przestworza razem z naszymi latawcami. Niemniej, stopy wciąż były twardo przytwierdzone do podłoża i nic nie wskazywało na to, by grawitacja zechciała dla nas uczynić wyjątek. Choć gdy rozejrzałam się po pracowni, doszłam do wniosku, że nie miałabym nic przeciwko, gdyby ta chwila zwyczajnie... trwała.
Tymczasem obrazy na latawcach zostały skończone: wszystkie dmuchawce odleciały z zazieleniałej łąki, smok prężył się dumnie na płótnie, jakby lada chwila miał zeń wyskoczyć. Sprawdziłam po raz kolejny, czy materiał został przytwierdzony prawidłowo do wspierających je szczapek, szkieletu konstrukcji.
— Zakładam, że osądzi nas praktyka — stwierdziłam w końcu. Pozostało już tylko przywiązanie nitek: szpulki czekały grzecznie na stole. Ani ja, ani Hotaru nie byłyśmy w stanie siłą rąk ich przerwać, i nawet jeśli żadna z nas nie mogła się pochwalić zbytnią muskulaturą, szczerze wierzyłam, że to wystarczy i przetrwają bez szwanku zderzenie z wiatrem, nawet naciągnięte do granic możliwości.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz