poniedziałek, 20 grudnia 2021

Od Kukume cd. Mattii

Zastawiony po brzegi stół nęcił, zaraz jednak też peszył - zapachy naleśników, grzanek i kawy nakładały się na siebie, wysyłając odpowiednie sygnały do pustego żołądka, dla którego przekąski z poprzedniego przyjęcia były już tylko odległym wspomnieniem.
Kukume dźgnęła grzankę.
Chleb pod wpływem nacisku ugiął się i prześlizgnął się po powierzchni talerza, zatoczył niewielki okrąg i powrócił na poprzednie miejsce. W końcu ujęła go między palce, jeszcze nieostygła kromka oparzyła bez ostrzeżenia opuszki, kobieta była jednak na tyle pochłonięta myślami, że ledwo zwróciła na to uwagę. I dlatego też nieszczęsna grzanka pozostała w połowie drogi między talerzem a jej ustami, a jej miejsce w przemyśleniach Kukume zajęła propozycja Mattii.
— Skoro tak podpowiada twoja intuicja, powinniśmy to właśnie zrobić — zgodziła się.
Istotnie miała takie wrażenie - kwestie radzenia sobie z arystokracją wolała zostawić bardziej obytemu z tym światkiem Mattii, tylko akurat w tym przypadku... Zmarszczyła brwi, rozważając ten koncept. Była dobrą słuchaczką, zdawała sobie z tego sprawę. Przez te lata wędrówki stała się powierniczką już wielu, wielu osób, ale rzadko kiedy inicjowała te zwierzenia - ot, ktoś potrzebował ulżyć swojemu sercu, a ona akurat znajdowała się w pobliżu.
— Nie wyglądasz na zbyt przekonaną do tego pomysłu — odgadł astrolog. — Jeśli coś jest nie tak, możemy pomyśleć nad czymś innym.
Przed oczami stanął jej obraz panienki Merriweather, przypomniała sobie nieszczęśliwą aurę, którą wokół siebie roztaczała podczas przyjęcia. Jej łabędzią szyję, na której - zamiast sznura pereł - umieszczona została biżuteria pana Trinketa.
— Uważam, że twój pomysł jest dobry, nawet bardzo — powtórzyła powoli. — Jeśli mamy zdobyć bardziej konkretne informacje, powinniśmy wyjść poza sferę sztywnych rozmów, kiedy zbieramy tylko okruchy informacji. Rozmowa w cztery oczy to dobra okazja.
— Ale? — wychwycił odległe echo zapytania w jej słowach, niewystarczająco wyraziście postawioną kropkę.
Ugryzła wreszcie grzankę, dała sobie kilka kolejnych sekund, nim podjęła wątek. Zazwyczaj wolała pominąć swoje obiekcje, ukryć swoje obawy i nie pozwolić im wybrzmieć na głos, skoro jednak od tego mogło zależeć powodzenie misji, wolała się nimi podzielić:
— Nie do końca wiem, jak to wyrazić, ale nie czuję się najlepiej z myślą, że powinnam ją... cóż, sprowokować do zwierzeń. By otworzyła się przede mną, podczas gdy ja nie mogę jej powiedzieć wszystkiego.
Astrolog odłożył na stół kubek z niedopitą kawą, zamyślił się na nad wciąż parującym naczyniem. Kukume z kolei przegryzła wargi, uciekła wzrokiem w stronę widoku za oknem, promieni słonecznych leniwie płynących przez pokój.
— Nie jest tak, że te informacje zamierzamy wykorzystać przeciwko Clarice czy jej bliskim. Zapewne trudno jej o tym z kimkolwiek porozmawiać, ale jeśli ktoś naprowadzi rozmowę na ten temat, być może będzie jej łatwiej. Czasem też zwyczajnie łatwiej otworzyć się przed kimś nieznajomym.
Trawiła przez chwilę słowa Mattii - brzmiały rozsądnie, uspokajały jej sumienie i łagodziły obawy, nawet jeśli te ostatnie wciąż tliły się gdzieś w zakamarkach serca. Ale przecież chcieli pomóc, a sprawa była delikatna i trudno było chociaż marzyć o podejściu do niej w sposób zupełnie otwarty. Kukume zdążyła już wyzbyć się idealizmu, realistycznie myślący umysł podpowiadał jej, że jest to istotnie najlepsze rozwiązanie.
— Dziękuję — uśmiechnęła się krótko, skinęła głową. Otworzyła usta, choć nie wydobyło się z nich ani jedno słowo - dopiero po kolejnej chwili namysłu. — I, cóż, skoro to jest niezbyt wykonany koncept w twoim wykonaniu, boję się pomyśleć, jak wyglądałby ten szczegółowo dopracowany.
— Potraktuję to jak komplement.
— Jak najbardziej — dolała sobie więcej kawy, niemal po brzegi wypełniając kubek. — A od strony bardziej praktycznej, w jaki sposób wyobrażasz sobie sytuację, w której Clarice zechce porozmawiać ze mną sam na sam? — nie wyobrażała sobie stawiania sprawy na jej czarującą osobowość, pozostało jej mieć nadzieję, że uda im się odnaleźć wspólny język.
— Zacznijmy od wizyty w ich posiadłości.

Sobie tylko znanymi sposobami - na które w głównej mierze składała się zapewne zwykła prośba w wykonaniu Mattii D'Arienzo - astrologowi udało się sprawić, że zostali zaproszeni na obiad i niedługo później znaleźli się na progu posiadłości Merriweatherów. Kukume wybrała z tej okazji nieco bardziej stonowane kolory ubrań, w pokoju zostawiła również większość biżuterii - ramiona miała dziwnie lekkie z raptem jedną bransoletą na każdym, w uszach niezmiennie kołysały się za to ukochane kolczyki.
Posiadłość - jak zresztą przypuszczała - zrobiła na niej olbrzymie wrażenie. Czekoladowe oczy prześlizgiwały się między krużgankami, nieco dłużej zawiesiły się na gargulcach, by w końcu spłynąć wzdłuż kolumn i spoczął na ciężkich, dębowych drzwiach, które mimo swoich rozmiarów, uchyliły się bezszelestnie.
I, podobnie jak w czasie wizyty u Newmontów, jeden ze służących zaprowadził ich wzdłuż marmurowych płytek i szeregu portretów w stronę salonu, gdzie już oczekiwał ich pan domu.
— Miło mi was widzieć — wstał, podszedł w ich stronę. — Zapraszam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz