poniedziałek, 6 grudnia 2021

Od Serafina cd. Serafiny

— Masz rację. Dużo tego nie ma, ale... z tego co zdążyłam zauważyć, są ugrupowaniem dosyć osobliwym. To znaczy, każdy wydaje się być tam inny — jakby ze swojego własnego świata wyrwany. A jednak w jakiś przedziwny sposób, kiedy popatrzy się na nich z samego rana, podczas wspólnego śniadania… sprawiają wrażenie jedności. Rodziny.
Serafin przewrócił oczami. Ostatnie czego w Iferii szukał, to rodzina, lub cokolwiek rodzinie bliskie. Już nie chodziło nawet o samą ciążącą nad nim klątwę popiołów, ale o to, że niezbyt odnajdywał się we wszelkich grupach, zgromadzeniach, klubach i tym podobnych tworach. Z towarzystwa cenił jedynie swoje własne, w drodze wyjątku również Serafiny. Wizja konieczności dostosowania się do tylu nowych osób była nie tyle mało pociągająca, co wręcz odstraszająca.
Ale, jeśli powiedziało się „a” i narobiło Serafinie nadziei, to należało powiedzieć także „b”.
― Jakieś konkrety? ― spytał mrukliwie, dobitnie dając siostrze do zrozumienia, że pierwsza informacja niezbyt przypadła mu do gustu.
— Dysponują całkiem pokaźną biblioteką oraz salę alchemiczną, a każdemu jest przydzielany osobny pokój. Do członków wracając: Mistrz gildii, Cervan, sprawia wrażenie nieco nieogarniętego, ale za to charyzmą nadrabia. Jest tam dwóch astrologów, choć ich nie udało poznać mi się jeszcze osobiście, są bardowie i krawiec, zielarka, skrytobójcy, uczeni… ostrzegano mnie nawet przed żabą, ale nie mam pojęcia o co chodzi.
Serafin również nie miał pojęcia o chodzi, słuchał jednak w milczeniu, nie przerywając, co już było pewnym ewenementem.
— I magowie. Jest tam również kilku magów. Alice, Tadeusz, Tallulah, Aherin i Naga.
― Interesujące ― stwierdził, znów tym samym, mrukliwym tonem. Podkręcił nieznacznie wąsa.
— Ja zgłosiłam się do straży nocnej.
Serafin przeciągnął spojrzeniem po sylwetce siostry, na dłuższą chwilę zatrzymał się na twarzy, na ciemnych oczach, tak łudząco podobnych do jego własnych. Wydawało mu się, że dostrzegł tam miękki przebłysk dumy spowodowany nową posadą, nowym celem lub równie nową rodziną. Skinął nieznacznie głową, bardziej sobie samemu niż jej, zgodził się z własnymi myślami.
― Zawsze uważałem, że jesteś bardziej nocnym stworzeniem, niż dziennym ― podzielił się refleksją, pozwolił sobie na lekkie wygięcie warg w uśmiechu. Kolejny ewenement.
― W zasadzie, za niedługo zaczyna się moja pierwsza zmiana. A skoro wiemy już, że nie będziesz spał tej nocy, to może chciałbyś mi potowa...
Serafina umilkła, zatrzymała się, Serafin uczynił to samo. Nauczył się już nie lekceważyć ruchów siostry, nie, kiedy chodziło o nagłą, niespodziewaną ciszę. W końcu Serafina nie milkła ot tak, to było niemożliwe, bowiem jej naturalnym stanem było wieczne gadanie. Cisza, ostra, kłująca książęce uszy, nienaturalna w jej towarzystwie, alarmowała swoją obecnością.
— Jesteś pewien, że nikt cię nie śledził?
Nie odpowiedział, uznał to za zbędne, pewności w końcu nie miał. Falafel zarżał nerwowo, uderzył kopytem w ziemię. Serafin potraktował zwierzaka czarem uspokajającym – ostatnie czego mu teraz było trzeba, to spłoszony koń.
― Bariera, Serafinie. Teraz!
Nie kwestionował decyzji, na przestrzeni lat nauczył się jej ufać. Jeśli prosiła o barierę – musiał być ku temu powód. Serafin wykonał krótki gest, w powietrzu prześlizgnął się spleciony czar, strzały odbiły się od niewidocznej powierzchni, opadły w trawę. Nie poprzestał jednak na tym, za pierwszym zaklęciem poszło drugie, nagłym szarpnięciem wyciągnęło rabusia z krzaków.
Nie skupiał się na tym, co robi w tym czasie Serafina; wierzył, że nie musi jej pilnować w takich sytuacjach. Poza tym, wiele razy dowiodła swoją użyteczność. Nie na darmo poszły wszystkie lata jakie spędziła w czerwonym pałacu na treningach, trudno było znaleźć kogoś równie biegłego w sztuce władania bronią. Kreatywność siostry czasem go zaskakiwała, kiedy w mgnieniu oka była w stanie uczynić śmiertelnie niebezpieczną broń z chociażby prostego patyka, czy łyżeczki do deserów.
Napastników było czterech, Serafinowi wydawało się, że kojarzy twarz jednego z nich, ale nie był pewien. Twarz jak każda inna, brzydka, pospolita. Mógł go spotkać tu, przed Gildią, mógł spotkać wiele dni temu. Przyszpilił go magią, zbytnio skupił się na tym jednym chłystku, zapomniał o całej reszcie.
― Serafinie, nie.
Podniósł spojrzenie, napotkał wzrok siostry.
― Szkoda twojej siły ― dodała, ważąc słowa. Skorzystała z chwili w której się zawahał, zdzieliła łobuza gałęzią po łbie. Przestał się odzywać, odpłynął, dołączył do pozostałej trójki.
Złote szpony zgrzytnęły charakterystycznie, książę nie wyglądał na zadowolonego.
― Rzeczywiście. Szkoda. ― mruknął, od niechcenia trącił stopą bandytę, przekręcił jego twarzy w kierunku Serafiny. ― Kojarzysz go?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz