środa, 29 grudnia 2021

Od Sophie cd. Lei

Relacja Sophie z ozdobnymi sukienkami była dość skomplikowana. Z jednej strony kobieta wiedziała, że jak cię widzą, tak cię piszą, że książkę ocenia się po okładce, a dobre pierwsze wrażenie potrafi zdziałać cuda. Z drugiej strony starała się wyznawać zasadę, że dobry materiał broni się sam, że wartościowe rzeczy nie potrzebują ładnych opakowań, i że liczy się wnętrze. W jej przypadku - wnętrze czaszki, rzecz jasna.
Gdzieś tam w środku istniała w niej ta typowo kobieca potrzeba wyglądania po prostu ładnie, ściągania na siebie męskich spojrzeń i wywoływania ochów i achów w towarzystwie. Wywoływanie ochów i achów wymagało jednak pracy i przygotowania, mało osób wyglądało reprezentacyjnie zaraz po wstaniu z łóżka, będąc odzianymi w pierwsze z brzegu ubrania. Nie było brzydkich ludzi, byli po prostu ci, którzy mieli za mało funduszy i wolnego czasu, by o siebie zadbać.
Będąc osobą pragmatyczną, Sophie czuła ukłucie wyrzutów sumienia gdzieś w głębi serca, gdy tylko jej czas przepływał na coś innego, niż zajmowanie się alchemią. Stąd też jej fundusze na konferencyjną prezencję zawsze były w nadmiarze i w strategicznym punkcie, gdy grant trzeba było kończyć i rozliczać, przepływały na szkło laboratoryjne, które przecież zawsze się przyda, i na odczynniki, które w laboratorium schodziły jak woda.
Ten jeden raz miało być inaczej - Sophie stała przed wysokim lustrem, zaś krawcowa spinała szpilkami te kilka miejsc, gdzie suknię trzeba było jeszcze nieco poprawić, by dobrze pasowała. Kawałek dalej Lea dyskutowała jeszcze jakieś szczegóły z drugą z krawcowych, zaś ekspedientka kręciła się pomiędzy obiema kobietami, doradzając, dopytując, chwaląc wybór, sugerując jakieś dodatki.
— Właśnie - dodatki — mruknęła Sophie, ostrożnie schodząc z niskiego stołka i pozwalając, by krawcowa zdjęła z niej suknię, nie naruszając żadnej szpilki.
— Chcesz jeszcze coś kupić? — spytała Lea, unosząc brwi, zakładając na powrót swoje ubrania.
— Bez tego się nie obejdzie. Ten bal brzmi dość poważnie, a i zaproszenie sugeruje, że mamy małe szanse na to, by przesadzić z przygotowaniami — odparła alchemiczka.
Ekspedientka wychwyciła rozmowę, usłyszała lekkie obawy w tonie głosu Sophie.
— Przepraszam, że tak podsłuchuję, ale jeżeli mogłabym doradzić jakieś dodatki, które będą się dobrze komponować z naszymi sukniami… — zawiesiła sugestywnie głos.
Sophie i Lea popatrzyły po sobie, bez słów wymieniły się uwagami, doszły do tych samych wniosków.
— Będziemy zobowiązane — odpowiedziała Sophie, wywołując na twarzy kobiety szeroki uśmiech.


Cały dzień zszedł kobietom na chodzeniu po tej dzielnicy miasta, po której Sophie rzadko kiedy spacerowała zbyt długo. Pełna wystawnych sklepów, oferowała rzeczy, których alchemiczka nie potrzebowała na co dzień - ale ten jeden raz był wyjątkiem. Lea i Sophie odwiedziły miejsca, które poleciła im ekspedientka, w ich torbach znalazły się te fantazyjne drobiazgi, które sprawiały, że strój na przyjęcie był kompletny, odpowiedni na wystawny bal.
— Wciąż się zastanawiam, dlaczego właściwie nas zaproszono — podjęła Lea, zerkając na Sophie.
Obie były już wyszykowane, teraz pozostało tylko czekać, aż uprzednio zamówiona dorożka przybędzie pod drzwi karczmy i zawiezie kobiety na miejsce. Oczywiście - suknie i fryzury były już idealne pół godziny przed czasem, więc teraz można było strawić ją na podszyte niepokojem oczekiwanie, na doszukiwanie się drobnych niedociągnięć w stroju i roztrząsanie problemów, na które nadal nie potrafiły znaleźć odpowiedzi.
Sophie musiała sama przed sobą przyznać, że teraz, gdy czas balu tak bardzo się przybliżył, jej samej udzielało się to lekkie podenerwowanie. Bywała tu i tam, jednak wszelkie „wystawne przyjęcia" w jej wykonaniu to były jednak nadal przedłużenia konferencji naukowych. Goście, choć ładnie ustrojeni, nadal byli naukowcami, zaś tematy ich rozmów bardzo szybko spływały w kierunku dobrze znanych dziedzin, toteż alchemiczka czuła się tam zupełnie wygodnie i naturalnie. Teraz miało być inaczej, Sophie gdzieś w głębi serca poczuła, że żałuje, że nie ma z nimi jeszcze kogoś bardziej obytego w towarzystwie. Przydałby się Mattia.
— Dowiemy się niedługo — Sophie postanowiła jakoś ją uspokoić. — Zresztą - rozważałyśmy to już.
— I w końcu doszłyśmy do wniosku, że cokolwiek by to nie było, jakoś sobie poradzimy — dodała Lea, uśmiechając się lekko.
— Właśnie. I tego się trzymajmy. — Sophie urwała na moment, splotła dłonie, wyraz jej twarzy zrobił się nagle poważny. — Chciałam cię o coś prosić, Lea.
Dziewczyna spięła się w sobie, popatrzyła uważniej na alchemiczkę.
— Coś się stało?
— Tak. To ważne i trochę trudno mi o tym mówić…
Lea podeszła bliżej, uspokajającym gestem dotknęła ramienia Sophie.
— Nie martw się. Cokolwiek to jest, na pewno nie… Na pewno nie zareaguję źle. Masz moje słowo.
Sophie spuściła na moment wzrok, potarła o siebie dłońmi.
— Obiecaj, że nie będziesz się śmiała z mojego tańca. Antares to przy mnie mistrz parkietu.
Przez chwilę panowała pełna napięcia cisza.
A potem Sophie wybuchnęła śmiechem. Zaraz dołączyła do niej Lea.
— Nastraszyłaś mnie - myślałam, że chodzi o coś naprawdę poważnego!
— Nie tym razem — odparła alchemiczka, starając się opanować śmiech. — Ale przynajmniej dzięki temu pojedziemy na ten bal uśmiechnięte, a nie spięte i zestresowane.
W tym momencie rozległo się długo wyczekiwane pukanie do drzwi - dorożka przyjechała.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz