środa, 22 grudnia 2021

Od Małgorzaty – Psie Oczko

Kochany Cahirze,
mój nie do końca legalny bracie,
marudo okropna, niedbająca o swoje zdrowie,
zanim przeczytasz ten list, muszę prosić Cię o coś bardzo ważnego, co ma związek z moimi urodzinami. Wtedy zadbałam o to sama, ale teraz – z przyczyn oczywistych – nie mogę dopilnować, by Twoje szeroko pojęte lekceważenie dla warunków pogodowych zostało w porę ukrócone. Zrób mi tą przyjemność i pozapinaj płaszcz, owiń się szalikiem, jeśli go zabrałeś.
Mam nadzieję, że zastaję Cię w dobrym humorze i zdrowiu, a przydzielone zadania nie nastręczają zbytnich problemów. Gdybym mogła Ci w czymś pomóc, nie wahaj się i pisz wprost. Nie ma mnie co prawda obok, ale wciąż posiadam dość rozległe koneksje, użyję ich bez wahania jeśli zajdzie taka potrzeba.
Nie wierzę w to co piszę, ale u mnie wieje nudą. Nowa rzeczywistość w której niewiele jest do zrobienia jest niebywale dziwna, wręcz obca i trudno mi się w niej odnaleźć. Staram się korzystać i odpocząć, wyspać na zapas, ale obawiam się, że to tak nie działa. Wiesz, że nie mam już łóżka, tylko dobrze wypchany siennik i bardzo dużo skór? Imaginuj sobie, że pewnego poranka musiałam chyba zawołać pchełki przez sen, bo wgramoliły mi się na łóżko, a stelaż był jaki był. Jęknął, stęknął i się zapadł, a ja razem z psami. Niewątpliwym plusem całej sytuacji jest to, że w końcu mogę z nimi spać, ze wszystkimi na raz. Na zimno więc nie narzekam, a i przytulić mam się do kogo. Ostatecznie pozostaje mi podsumować: nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło.
Nadmiar wolnego czasu sprzyja testowaniu nowości, lub doskonaleniu tego, co się już umie. Próbuję ciągle nauczyć Gnatołama jak się daje łapę, ale niestety, na tym polu nie czeka mnie chyba nic prócz sensacyjnie długiego pasma porażek. Wygląda to tak, jakby się uparł, jakby sobie w tej psiej głowie uznał, że tego robić nie będzie, choćby nie wiadomo co. Bo wszystko inne przyswaja normalnie, może nie tak szybko jak Wisielec czy Księżycogryz, ale prędzej czy później wszystkie trzy pchełki mają opanowane to samo. Może po prostu robi mi na złość i ma przy tym niezły ubaw? Czasem wydaje mi się to bardzo prawdopodobne, zwłaszcza jak popatrzy się dłużej w te jego ślepia i zanalizuje wyraz mordki.
Dużo spacerujemy, pchełki lubią śnieg. Ja nie lubię potem ich wycierać co prawda, ale nie mam serca odmawiać im tarzania i psich figli, lubię je obserwować, sprawia mi to przyjemność, wywołuje uśmiech na twarzy. Kiedyś czytałam, w jakiejś mądrej książce, że niektóre rasy psów wykorzystuje się w mroźnych rejonach do ciągnięcia zaprzęgów. Nie wiem czy nowofundlandy także się kwalifikują do tej grupy, ale sam przyznaj, wizja pchełek w zaprzęgu wydaje się być wyjątkowo zabawna. Zwłaszcza, kiedy weźmie się pod uwagę możliwą katastrofę, która z tego wyniknie.
Skoro jestem już przy pchełkach, śniegu i katastrofach, opowiem Ci o tym, jak wielką awanturą skończyć może się rzucanie śnieżek własnym psom. Wyobraź sobie, że po paru takich rzutach cała trójka zorientowała się, że te ładne, białe piłeczki to tajemniczo znikają po zetknięciu się z ziemią i miałam z tego powodu problemy. Zostałam obszczekana od góry do dołu, Wisielec dodatkowo się obraził i poszedł w długą, Gnatołam nie wykonał tamtego dnia ani jednego polecenia ponad to, co uznał za absolutnie koniecznie, a Księżycogryz patrzył tak, jakby zwątpił nagle w cały majestat prawa i wszystkie zasady rządzące światem.
T r a g e d i a.
Całe popołudnie spędziłam na szukaniu Wisielca, a ten cwaniak zaszył się w stodole, w Tirie. Spał, kiedy go znalazłam, wyglądał na nieprzejętego. Do tego śmierdział okropnie, nie mam pojęcia w czym się wytarzał i nawet nie próbuję dociekać. Może należało mi się za te śnieżki.
W każdym razie, kiedy wracaliśmy do Gildii, Gnatołam jakby odzyskał humor. Przynosił mi różne rzeczy: uschnięty patyk, bardzo podejrzaną kość, czyjegoś buta. Z tego wszystkiego godnym wyróżnienia jest ciemny kamyk, który bardzo przypomina mi psie oko. Niby ciemny, ale nie do końca, kryjący w sobie smugi jakiegoś minerału. Nie znam się niestety na skarbach ziemi, nie jestem w stanie stwierdzić co to takiego, więc nazwijmy go umownie Psim Oczkiem. Jest niewielki, nie większy od monety, dość płaski, zresztą pewnie już go widziałeś, wsadziłam go do koperty.
Chciałabym żebyś go miał, Cahir. Żebyś go gdzieś schował, traktował jak amulet. Kiedy towarzyszą mi pchełki, wszystko układa się tak jak powinno, mam z nimi sporo szczęścia. Skoro zaś kamyk podobny jest do ciemnego oka Gnatołama czy Wisielca, chciałabym wierzyć, że póki będzie z Tobą, to szczęście także będzie Ci dopisywać.
Uważaj na siebie i wróć w jednym kawałku.
Małgorzata
i pchełki


następne opowiadanie

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz