niedziela, 19 grudnia 2021

Od Hotaru cd. Lei

— Jakiego zwierzęcia on właściwie szuka? — spytała Lea, ale po chwili zastanowienia kontynuowała. — To znaczy - wiem, że takiego, którego przyrodnicy jeszcze nie znaleźli. Ale… ma chyba jakieś poszlaki? Ktoś to zwierzę widział? Jakiej jest wielkości?
Cervan pokiwał głową, wrócił wzrokiem do listu.
— Tak, to trafne pytania. Hm, pan Baldwin nie opisuje niczego zbyt dokładnie, ale stworzenie wydaje się raczej większych rozmiarów i jest dość groźne. Prosiłbym więc, żebyście na siebie uważali — Tu Mistrz zerknął w kierunku Antaresa, rycerz wyprostował się mocniej na siedzeniu.
— Skoro jest raczej większe i dość groźne, to naprawdę dziwne, że nikomu do tej pory nie udało się go opisać — mruknęła Lea, podpierając dłonią podbródek.
— Może jest bardzo rzadkie? — wtrąciła Hotaru. — Albo to nie jest zwykłe zwierzę…
— Jakaś magiczna bestia?
Tancerka wzruszyła ramionami. Nie była tego pewna, nie była w końcu specjalistką. Ale skoro stwora tak trudno było znaleźć, to był to jeden z pomysłów. Alternatywnie - czymkolwiek było to zwierzę, preferowało jakieś specyficzne, niedostępne regiony, jednak skoro najwyższy szczyt pasma miał ledwie dziewięćset metrów, Hotaru trudno było wyobrazić sobie jakieś miejsca, które byłyby wyjątkowo niedostępne. Chyba, że tajemnica tkwiła w owych przesmykach i krętych ścieżkach, o których wspominała Lea.
Kobieta doszła jednak do wniosku, że rozmyślanie o tym może zostawić na później. Teraz zaś powinna przygotować się bardziej do czekającego ją, i głównie ją, zadania. W tej misji ich role zostały wyraźnie podzielone, zaś tancerka nie miała zamiaru pozwolić, by jej część kulała. Szczególnie, jeśli co do samego Edmunda miała bardzo złe przeczucia. Jednakże - poradziła sobie z Serafinem, poradzi sobie i z Edmundem. Gorszy od czarnoksiężnika na pewno nie będzie.


W końcu na horyzoncie pojawiło się Easthallow. Siwy dym wydobywający się z kominów chat odcinał się na tle wszechobecnej bieli, sięgającej nawet zakrytego śnieżnymi chmurami nieba. Strzechy chat ledwie wystawały spod białych czap, zaś przecinająca wioskę droga była raczej pasmem rozdeptanego śniegu, niż drogą z prawdziwego zdarzenia. Ziemia kompletnie zamarzła, a te pojedyncze, niewielkie poletka, jakie ludzie próbowali uprawiać w górzystych rejonach, straszyły zastępami ośnieżonych, słomianych chochołów.
Choć wioska była niewielka, stanowiła ostatni przyczółek cywilizacji przed pasmem gór, toteż działała tu całkiem porządna i dobrze zaopatrzona karczma. Może trafniej byłoby nazwać ją schroniskiem, jednak Hotaru nie chciała być już drobiazgowa. To właśnie w tym przybytku mieli spotkać się z Edmundem, zaś tancerka cieszyła się ostatnimi momentami, kiedy będą mieli nad głową solidny dach.
Na pierwszy rzut oka Edmund mógł uchodzić za jakiegoś dalszego kuzyna Mattii. Jasnowłosy, gładkolicy, starannie uczesany i szykownie ubrany, wyglądał jak obrazkowa definicja słowa „panicz". Młodzieniec błyskawicznie rozwiał jednak wszelkie wątpliwości co do jakiegokolwiek pokrewieństwa z uprzejmym astrologiem, wystarczyło mu tylko otworzyć usta.
— To chyba jakaś kpina — prychnął, podpierając dłoń na biodrze, wyginając kształtne usta w pogardliwym wyrazie. — Mój ojciec zapłacił za profesjonalistów, a nie trójkę dzieci!
Antares powstrzymał się w połowie wywrócenia oczami. Lea zacisnęła dłonie w pięści, usta zadrżały w zacięciu. Hotaru uspokajająco dotknęła ramienia dziewczyny.
— Panie, zaręczam, że Mistrz Cervan nie zlekceważył prośby pana ojca, zaś w naszych osobach wysłał właśnie profesjonalistów…
— Mam w to wierzyć?
— Owszem. Gildia wiele razy dowiodła już, że każde przyjęte zlecenie zostaje przez nas skutecznie wykonane, toteż…
— Nie wyglądacie, żebyście potrafili cokolwiek przydatnego.
Brwi Lei ściągnęły się jeszcze mocniej. Wcześniej dyskutowali już o możliwości takiego obrotu sprawy, jednak nikt (prócz może Antaresa) nie brał na poważnie opcji, w której młody Edmund okaże się aż takim grubianinem. Hotaru pamiętała wtedy słowa rycerza.
— Na takie sytuacje nie ma rady — mówił, przecierając nasączoną szmatką swój wierny miecz. — Po prostu trzeba będzie mu pokazać, że się myli i tyle.
Moment, w którym Edmundowi trzeba było pokazać, że się myli, właśnie nadszedł. Hotaru zerknęła na Antaresa, ten zaś westchnął i sprawnie wsunął się pod rozdzielający ich ciężki, dębowy stół. Ustawione na blacie naczynia nawet nie drgnęły, nie zadźwięczała żadna misa, gdy rycerz sprawnie wstał, podnosząc cały ciężki mebel nad głową. Jedną ręką.
Edmunda po prostu zatkało.
— Powiedziałbym, że silne ramię jest dość przydatne — mruknął Antares, a następnie zaczął ostrożnie opuszczać stół z powrotem na miejsce. Albo Hotaru się przywidziało, albo na twarzy rycerza dostrzegła przelotny uśmiech.
Szlachcic chrząknął, usiłując zamaskować swoją reakcję.
— To może być nieco przydatne — odpowiedział, wracając do swojego zwyczajowego tonu, starając się zignorować lekkie poruszenie, które powstało w karczmie po popisie rycerza. — Ale co niby wy potraficie? — spytał, zwracając się tym razem do Lei i Hotaru.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz