— Tego elementu podróży zdecydowanie się nie spodziewałam — rozejrzałam się dookoła, nieco przytłoczona tłumem ludzi.
Szłyśmy
wzdłuż rynku, wpatrując się w witryny sklepów - miasto było duże i
leżało na jednym ze szlaków handlowych, dlatego przyciągało liczną
klientelę, której to naprzeciw starali się wyjść sprzedawcy,
prześcigając się w ofercie swoich sklepów, od progu kusząc przechodnia
bogatą ofertą i konkurencyjnymi cenami. Nie zabrakło też zatem miejsc, w
których można było znaleźć ubranie: od prostej koszuli, po szykowną
suknię.
— Cóż, zawsze to jakaś odmiana od nawiedzonych piwnic.
—
Zdecydowanie bardziej przyjemna — pozwoliłam sobie na delikatny uśmiech
po wypowiedzeniu porównania, które być może zbyt łatwo przechodziło
przez gardło, gdy szłyśmy ulicą skąpaną w zimowym świetle. Mimo że
miałam na sobie kilka solidnych warstw ubrań, po wspomnieniu poprzedniej
misji miałam wrażenie, że mroźny wiatr utorował sobie jakoś drogę ku
mojemu ciału, kąsając je chłodem bez chwili zawahania. Przymknęłam na
chwilę oczy, na chwilę znów byłam sama, odcięta od wszelkich bodźców.
Zapewne
gdybyśmy miały więcej czasu, po prostu kupiłabym kilka bel materiałów i
spróbowała sama coś uszyć - pozwalało to, po pierwsze, zaoszczędzić
całkiem przyzwoitą kwotę, po drugie zaś pokierować igłą i nitką w taki
sposób, by efekt końcowy był możliwie bliski moim wyobrażeniom.
Nieodległy termin przyjęcia nie pozwalał jednak na podobne plany, w
pozostałym doń czasie można było dokonać co najwyżej kilku drobnych
poprawek, zwłaszcza jeśli ostatnimi czasy na co dzień zszywałam raczej
rozerwane rękawy koszul, które podczas polowania zaplątały się między
ostre gałęzie. Dlatego właśnie po dłuższych konsultacjach zdecydowałyśmy
się rozejrzeć po miejscach oferujących już gotowe stroje, które
wymagały co najwyżej zdjęcia miary i dopasowania długości lub lekkiego
zwężenia w talii.
—
Można to uznać za wydatek konieczny dla odpowiedniego zaprezentowania
naukowca — uznała Sophie, gdy przyszła pora na przedyskutowanie kwestii
budżetowych.
— Jak to?
—
Chodzi o grant badawczy — wyjaśniła. — Przysługujące z niego fundusze
dzielą się na kilka sekcji, a jedna z nich dotyczy konferencji i
możliwości odpowiedniego przygotowania się do nich. Planowałam złożyć
podanie, żebym mogła wykorzystać je na zakup dodatkowych odczynników,
ale najwidoczniej będą musiały poczekać.
—
Kto by się spodziewał — pokręciłam głową, wyciągnęłam spomiędzy ubrań
własną sakiewkę. Od kilku lat oszczędzałam pieniądze zarobione na
polowaniach i sprzedaży futer. — Ciocia powtarzała, że każde przyjęcie
to pretekst, żeby kupić sobie coś nowego, więc też się cieszę, że coś ze
sobą wzięłam.
— Niecodziennie chodzi się na bale.
—
Zastanawiam się tylko, dlaczego ktoś postanowił nas zaprosić —
zmarszczyłam brwi, wyminęłam jegomościa dźwigającego kilka pudeł
należących najwyraźniej do podążając kilka kroków przed nim damy. — Nie
przypominam sobie, byśmy miały z nim styczność w czasie misji.
—
Gildia to dość znana grupa, być może nas kojarzy. Albo Mattię —
alchemiczka wzruszyła ramionami. — Możliwe, że kiedyś inni członkowie
wykonali dla niego zlecenie i traktuje to jako miły gest, chce się
odwdzięczyć. A może to po prostu kaprys szlachcica.
—
Albo dopiero coś planuje — złowiłam wzrokiem kolejny pełen sukien
sklep, który w normalnych okolicznościach wyminęłabym szybkim krokiem.
— Dowiemy się na miejscu.
Gdy
weszłyśmy do sklepu, owiała nas słodka woń lawendy zmieszana z wieloma
innymi, ciężkimi woniami - śladami perfum poprzednich klientek, które
wchodziły i wychodziły, bez przerwy wprawiając w ruch mały dzwoneczek
zawieszony przy drzwiach.
Sprzedawczyni
niepostrzeżenie podpłynęła w naszym kierunku, przywołała na twarz
wyćwiczony uśmiech. Doświadczonym okiem otaksowała nasze sylwetki, obie
nienawykłe do noszenia balowych sukien ani ciężkich biżuterii. Czy była w
stanie to wyczytać - nie miałam pojęcia, acz nie zdziwiłabym się, gdyby
była w stanie po moich ruchach odgadnąć, kiedy ostatnio miałam na sobie
sukienkę i ile dokładnie monet spoczywa w mojej sakiewce.
—
Szukają panienki czegoś konkretnego? — zaszczebiotała, płynnym ruchem
odsunęła się o centymetr czy dwa w prawo, by zostawić nam jeszcze lepszy
widok na ofertę sklepu.
—
Tak — Sophie odpowiedziała równie szerokim uśmiechem, krótkim
skinieniem głowy podziękowała kobiecie za chęć pomocy. — Wybieramy się
niedługo na przyjęcie i szukamy czegoś odpowiedniego.
—
Poszukiwania na ostatnią chwilę, znam to doskonale — szmaragdowa
tkanina spódnicy zafalowała, gdy poprowadziła nas w sobie tylko znanym
kierunku, zręcznie omijając porozstawiane wszędzie krzesła i pudła. —
Mogą być odrobinę zbyt długie, ale to doprawdy kilka ruchów nożyczkami i
będzie można pomyśleć, że to skrojone na specjalne zamówienie...
Właściwie
bez żadnych protestów - czy właściwie szansy na nie - podążyłyśmy za
nią i jaśminową wonią, która nadzwyczaj dobrze komponowała się z
lawendą. Zniknęła za jednym z regałów, mebel zachybotał się
niebezpiecznie, jednak po kilku minutach wyłoniły się zza niego nogi
kobiety - reszta sylwetki była zasłonięta, na rękach trzymała bowiem
sukienki.
— Może pomogę? — spróbowałam podejść i wyciągnęłam ręce.
— Och, już zaraz odłożę, spokojnie, ja tak codziennie.
I
krótko później z dumą już prezentowała przed nami kreacje, które - jak
solennie zapewniała - zostały zaprojektowane jakby z myślą o nas.
Materiał został rozprostowany na stołach, karmazyn i mięta rozlały się
na blatach.
Unikałam
jakichkolwiek odcieni czerwieni - z pewnym żalem, ale nie komponowały
się najlepiej z moim kolorem włosów, zwłaszcza jeśli dominowały na
stroju. Zwróciłam jednak uwagę na drugą suknię: być może nieco za długą,
ale zdecydowanie wpasowującą się w mój gust: była prosta, acz
elegancka; cienkie ramiączka zostały połączone z obramowaną wąską
koronką górą, do pasa została dodana szarfa w podobnym, nieco
ciemniejszym odcieniu zieleni.
— Podobają się paniom? — zapytała kobieta.
— Bardzo — przyznałam nieco za szybko, palcem przejechałam lekko po miękkim materiale. Zerknęłam w kierunku Sophie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz