wtorek, 21 grudnia 2021

Od Lei cd. Sophie

— Tego elementu podróży zdecydowanie się nie spodziewałam — rozejrzałam się dookoła, nieco przytłoczona tłumem ludzi.
Szłyśmy wzdłuż rynku, wpatrując się w witryny sklepów - miasto było duże i leżało na jednym ze szlaków handlowych, dlatego przyciągało liczną klientelę, której to naprzeciw starali się wyjść sprzedawcy, prześcigając się w ofercie swoich sklepów, od progu kusząc przechodnia bogatą ofertą i konkurencyjnymi cenami. Nie zabrakło też zatem miejsc, w których można było znaleźć ubranie: od prostej koszuli, po szykowną suknię.
— Cóż, zawsze to jakaś odmiana od nawiedzonych piwnic.
— Zdecydowanie bardziej przyjemna — pozwoliłam sobie na delikatny uśmiech po wypowiedzeniu porównania, które być może zbyt łatwo przechodziło przez gardło, gdy szłyśmy ulicą skąpaną w zimowym świetle. Mimo że miałam na sobie kilka solidnych warstw ubrań, po wspomnieniu poprzedniej misji miałam wrażenie, że mroźny wiatr utorował sobie jakoś drogę ku mojemu ciału, kąsając je chłodem bez chwili zawahania. Przymknęłam na chwilę oczy, na chwilę znów byłam sama, odcięta od wszelkich bodźców.
Zapewne gdybyśmy miały więcej czasu, po prostu kupiłabym kilka bel materiałów i spróbowała sama coś uszyć - pozwalało to, po pierwsze, zaoszczędzić całkiem przyzwoitą kwotę, po drugie zaś pokierować igłą i nitką w taki sposób, by efekt końcowy był możliwie bliski moim wyobrażeniom. Nieodległy termin przyjęcia nie pozwalał jednak na podobne plany, w pozostałym doń czasie można było dokonać co najwyżej kilku drobnych poprawek, zwłaszcza jeśli ostatnimi czasy na co dzień zszywałam raczej rozerwane rękawy koszul, które podczas polowania zaplątały się między ostre gałęzie. Dlatego właśnie po dłuższych konsultacjach zdecydowałyśmy się rozejrzeć po miejscach oferujących już gotowe stroje, które wymagały co najwyżej zdjęcia miary i dopasowania długości lub lekkiego zwężenia w talii.
— Można to uznać za wydatek konieczny dla odpowiedniego zaprezentowania naukowca — uznała Sophie, gdy przyszła pora na przedyskutowanie kwestii budżetowych.
— Jak to?
— Chodzi o grant badawczy — wyjaśniła. — Przysługujące z niego fundusze dzielą się na kilka sekcji, a jedna z nich dotyczy konferencji i możliwości odpowiedniego przygotowania się do nich. Planowałam złożyć podanie, żebym mogła wykorzystać je na zakup dodatkowych odczynników, ale najwidoczniej będą musiały poczekać.
— Kto by się spodziewał — pokręciłam głową, wyciągnęłam spomiędzy ubrań własną sakiewkę. Od kilku lat oszczędzałam pieniądze zarobione na polowaniach i sprzedaży futer. — Ciocia powtarzała, że każde przyjęcie to pretekst, żeby kupić sobie coś nowego, więc też się cieszę, że coś ze sobą wzięłam.
— Niecodziennie chodzi się na bale.
— Zastanawiam się tylko, dlaczego ktoś postanowił nas zaprosić — zmarszczyłam brwi, wyminęłam jegomościa dźwigającego kilka pudeł należących najwyraźniej do podążając kilka kroków przed nim damy. — Nie przypominam sobie, byśmy miały z nim styczność w czasie misji.
— Gildia to dość znana grupa, być może nas kojarzy. Albo Mattię — alchemiczka wzruszyła ramionami. — Możliwe, że kiedyś inni członkowie wykonali dla niego zlecenie i traktuje to jako miły gest, chce się odwdzięczyć. A może to po prostu kaprys szlachcica.
— Albo dopiero coś planuje — złowiłam wzrokiem kolejny pełen sukien sklep, który w normalnych okolicznościach wyminęłabym szybkim krokiem.
— Dowiemy się na miejscu.
Gdy weszłyśmy do sklepu, owiała nas słodka woń lawendy zmieszana z wieloma innymi, ciężkimi woniami - śladami perfum poprzednich klientek, które wchodziły i wychodziły, bez przerwy wprawiając w ruch mały dzwoneczek zawieszony przy drzwiach.
Sprzedawczyni niepostrzeżenie podpłynęła w naszym kierunku, przywołała na twarz wyćwiczony uśmiech. Doświadczonym okiem otaksowała nasze sylwetki, obie nienawykłe do noszenia balowych sukien ani ciężkich biżuterii. Czy była w stanie to wyczytać - nie miałam pojęcia, acz nie zdziwiłabym się, gdyby była w stanie po moich ruchach odgadnąć, kiedy ostatnio miałam na sobie sukienkę i ile dokładnie monet spoczywa w mojej sakiewce.
— Szukają panienki czegoś konkretnego? — zaszczebiotała, płynnym ruchem odsunęła się o centymetr czy dwa w prawo, by zostawić nam jeszcze lepszy widok na ofertę sklepu.
— Tak — Sophie odpowiedziała równie szerokim uśmiechem, krótkim skinieniem głowy podziękowała kobiecie za chęć pomocy. — Wybieramy się niedługo na przyjęcie i szukamy czegoś odpowiedniego.
— Poszukiwania na ostatnią chwilę, znam to doskonale — szmaragdowa tkanina spódnicy zafalowała, gdy poprowadziła nas w sobie tylko znanym kierunku, zręcznie omijając porozstawiane wszędzie krzesła i pudła. — Mogą być odrobinę zbyt długie, ale to doprawdy kilka ruchów nożyczkami i będzie można pomyśleć, że to skrojone na specjalne zamówienie...
Właściwie bez żadnych protestów - czy właściwie szansy na nie - podążyłyśmy za nią i jaśminową wonią, która nadzwyczaj dobrze komponowała się z lawendą. Zniknęła za jednym z regałów, mebel zachybotał się niebezpiecznie, jednak po kilku minutach wyłoniły się zza niego nogi kobiety - reszta sylwetki była zasłonięta, na rękach trzymała bowiem sukienki.
— Może pomogę? — spróbowałam podejść i wyciągnęłam ręce.
— Och, już zaraz odłożę, spokojnie, ja tak codziennie.
I krótko później z dumą już prezentowała przed nami kreacje, które - jak solennie zapewniała - zostały zaprojektowane jakby z myślą o nas. Materiał został rozprostowany na stołach, karmazyn i mięta rozlały się na blatach.
Unikałam jakichkolwiek odcieni czerwieni - z pewnym żalem, ale nie komponowały się najlepiej z moim kolorem włosów, zwłaszcza jeśli dominowały na stroju. Zwróciłam jednak uwagę na drugą suknię: być może nieco za długą, ale zdecydowanie wpasowującą się w mój gust: była prosta, acz elegancka; cienkie ramiączka zostały połączone z obramowaną wąską koronką górą, do pasa została dodana szarfa w podobnym, nieco ciemniejszym odcieniu zieleni.
— Podobają się paniom? — zapytała kobieta.
— Bardzo — przyznałam nieco za szybko, palcem przejechałam lekko po miękkim materiale. Zerknęłam w kierunku Sophie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz