niedziela, 7 marca 2021

Kochaj i czyń, co chcesz

Lea Catherine Harwell | 19 lat, 21 marca | ♀ | Ethija | Łowca

Charakter: Kim jest Lea? Cóż, miło mi ją przedstawić - to delikatna i eteryczna panna, która lubi określać siebie jako duszka z krwi i kości, siostrę rusałek i najad - jej pokarmem są opowieści, piękno, przyroda i uczucia; wszystko to składa się na jej marzycielką istotę, która, gdyby tylko mogła, najchętniej zmieniłaby się w ciepłe tchnienie wiosennego wiatru lub morską falę. Wrażliwa, z sercem na dłoni i spokojna, ale przy tym rozmowna i towarzyska. Bardzo jednak ceni sobie chwile dla siebie, kiedy może się wyciszyć i pospacerować, poczytać lub po prostu odpocząć, zebrać myśli. Miewa problemy z jasnym określeniem swojego stanowiska i potrzeb, nieraz nie jest w stanie jasno wyartykułować tego, co ma na myśli. W chwilach stresu (dość częstych, swoją drogą...) ma tendencję do zacinania się i powtarzania. Wciąż jest na etapie poznawania samej siebie, ostrożnie stąpa po linii dziecka i dorosłego, jeszcze nie całkiem gotowa na porzucenie zabawek i niewinności małej dziewczynki, ale i zbyt "wyrośnięta", by pozostać w idyllicznej Nibylandii. 

Wśród ludzi zwykła być raczej otwarta, choć na początku bywa dość formalna, jej zachowanie jest często wynikiem stresu powstałego w wyniku przebywania w dużym gronie osób, zwłaszcza nowo poznanych (ale bardzo chce ich poznać!). Generalnie jednak lubi towarzystwo i rozmowy, ale musi mieć czas, by oswoić się i przywyknąć do kolejnych ludzi i być po prostu sobą - czyli osobą, która pierwsza (no, może druga. Albo trzecia) zgłasza się do głupiej zabawy i daje się porwać chwili. Ma jednak duże skłonności do melancholii, zwłaszcza jesienią i takie wesołe wypady często musi zwyczajnie odreagować dłuższą chwilą samotności, kryzysu egzystencjalnego, wypominaniem sobie wszelkich możliwych gaf - no pełen zestaw, ale to po prostu Lea - panna ze skłonnością do dramatyzowania, z chwilami zwyczajnie depresyjnego nastroju - wtedy właśnie dość ciężko do niej dotrzeć, sama bowiem wie, że wtedy bardzo, bardzo dużo marudzi, ale jeśli już zrozumie, że ktoś faktycznie chce posłuchać, co ma do powiedzenia, otwiera swoje serce szeroko, jakby bała się, że druga osoba zaraz zmieni zdanie. Momentami brakuje jej asertywności, ale jeśli już trzeba, to trzeba, jak to lubi siebie motywować. Jest pracowita i wytrwała, jeśli już sobie coś postanowi, to będzie do tego dążyć. Ma swoje humorki, ale rzadko bywa złośliwa, długo pamięta urazy, ale z drugiej strony - jeszcze dłużej pamięta miłe chwile. Bardzo mocno przywiązuje się do ludzi, jeśli już kogoś polubi, przypomina rzep, który za nic w świecie nie puści. Uwielbia długie rozmowy, najlepiej przy gorącej herbacie.

Coś jeszcze? Można z niej czytać jak z otwartej księgi, bardzo wyraźnie widać jej emocje, nawet jeśli chce je ukryć. Ceni sobie niezależność, ale i rozpaczliwie potrzebuje oparcia - i w sprawach ważniejszych, i głupotach, jak chociażby to, ile mąki dodać do ciasta na naleśniki. Jest marzycielką, ale na co dzień stara się twardo stąpać po ziemi i oddzielać rzeczywistość od fikcji, wiele rzeczy lubi sobie na spokojnie przemyśleć i rozłożyć na czynniki pierwsze. Bez wahania ruszy na pomoc każdemu, kto potrzebuje, nawet jeśli może zaoferować jedynie wysłuchanie - boi się powiedzieć za dużo lub coś nieodpowiedniego, dlatego zazwyczaj woli milczeć, jeśli nie jest do końca pewna tego, co chce przekazać. Tchórzliwa i z bogatą wyobraźnią - niezbyt dobre połączenie, zwłaszcza gdy po maratonie strasznych historii trzeba pójść ciemnym korytarzem, by coś zjeść. Co ciekawe, w lesie czuje się całkiem swobodnie, uwielbia być między drzewami. Skora i do złości, i miłości bardziej niż zwykła to okazywać. Zdarza jej się przeceniać własne siły i możliwości - "Mnie się zawsze uda!" - acz, mimo wszystko, z pomocą przychodzi jej kreatywność - znajduje rozwiązania, o jakim się filozofom nie śniło!

Podsumowując? Lea to Lea - zwyczajna i sympatyczna dziewczyna, połączenie romantyczki i realistki, panna równie skłonna do płaczu, co do śmiechu. A jej sarkazm jest na poziomie ujemnym. Meh.

Aparycja: Lea to dziewczę o twarzy miłej i ujmującej, które to jednak zdaje się nie wiedzieć o swoim uroku. Mylona jest nieraz z dzieckiem za sprawą swojego niskiego wzrostu (mierzy sobie ledwie 162 cm) i smukłości, zdaje się być niczym trzcina na wietrze, którą zaraz mocniejszy powiew może unieść gdzieś hen daleko w przestworza. Pozory jednak lubią mylić - nawet, jeśli na to nie wygląda, długie godziny spędzone w lesie zahartowały ją i wytrenowały. Jej długie, z pozoru patykowate kończyny, są dobrze umięśnione i przyzwyczajone do wysiłku. Jest posiadaczką czerwonych, sięgających za ramiona, prostych włosów, których końcówki lubią się wywijać, a także zielonych oczu i mlecznej, delikatnej cery, skłonnej do rumieńców. Niegdyś przez brata została przyrównana do duszka, który w każdej chwili może zniknąć. Zazwyczaj ubiera się wygodnie i w jasne ubrania, przy okazji lubi też delikatną biżuterię.

Umiejętności: Talenty Lei można dostrzec podczas zwłaszcza przebywania z nią w lesie. Za dzieciaka przy każdej okazji wymykała się do lasu, więc zdążyła dobrze poznać tajemnice przyrody. Często chodziła tam też z dziadkiem, nauczyła się zatem podstaw zielarstwa. Najlepiej radzi sobie podczas polowania, celnie strzela z łuku i ma wręcz sokoli wzrok. Jest w stanie także tworzyć dość proste pułapki, łapie w nie mniejszą zwierzynę. Całkiem nieźle idzie jej też wyprawianie skór, no i bardzo dobrze umie obchodzić się z mięsem w kuchni, zwłaszcza jeśli chodzi o drób. Ogółem bardzo ceni sobie życie, dlatego jeśli już je odbiera zwierzęciu, nie chce, aby cokolwiek się zmarnowało. 

Zainteresowania: Główną pasją Lei jest wszyscy, co związane z naturą, zwłaszcza z lasami, uwielbia florę i faunę. Cieszy ją sama myśl nawet o czynnościach, na których dźwięk inni zaczynają ziewać, jak choćby grzybobranie. Mało co odpręża dziewczynę tak jak długie, nieraz wielogodzinne spacery, a skoro wstanie świt, lubi sobie pobiegać - ot, taki ranny ptaszek. Kiedy zaś siada, bardzo często można ją zastać z książką w ręku (nie wzgardzi żadnym tytułem), trzeba wtedy poświęcić dobrą chwilę, żeby przywrócić ją do rzeczywistości. Całkiem nieźle idzie jej również szycie, czego nauczyła ją babcia - sama szyje swoje ubrania, choć raczej nie ma smykałki do wymyślania nowatorskich kreacji, jej stroje są proste i praktyczne. Radość sprawia jej również podróżowanie, poznawanie nowych miejsc i kultur. Nie da się także dwa razy prosić do tańca, przy byle okazji rwie się do ruchu.

Historia: Ogólnie rzecz biorąc, Lea to dziecko wychowane w szczęśliwej i dobrej rodzinie - choć nie wiążą jej z nimi więzy krwi, traktuje wszystkich jak krewnych. Jak przez mgłę pamięta swoich biologicznych rodziców, z którymi została rozdzielona, gdy miała 5 lat - zapewne żyją sobie dalej gdzieś w okolicy, ale dziewczyna nigdy nie podjęła próby szukania ich. Wychodzi z założenia, że musieli mieć dobry powód, żeby ją porzucić, choć jest to dla niej dość bolesny temat. Rodzina Harwell przyjęła ją jak swoją - pewien mężczyzna znalazł ją pewnego dnia w lesie, brudną i wyczerpaną, widocznie po dłuższej wędrówce, postanowił więc zabrać dziewczynkę do siebie. Wiedziała, że nazywa się Lea Catherine, ale kiedy zapytano ją o imiona rodziców, odpowiedziała "mama i tata", nie potrafiła też dokładnie wskazać, skąd przyszła i czemu jest sama w lesie. Przypuszcza się zatem, że pochodzi z Ethiji, ale skąd dokładniej - tego nie wie nikt, choć w wiosce przez pewien czas usiłowano ustalić, czy jakiejś parze nie zaginęło dziecko. Po kilku latach zainteresowanie postacią dziewczyny znacznie zmalało i wszyscy zaczęli traktować ją tak, jakby była z nimi od urodzenia. W domu też nigdy nie dano jej odczuć, że w jakiś sposób powinna czuć się zobowiązana wobec ludzi, którzy ją przygarnęli - po prostu weszła do rodziny, jako kolejna córka Daniela i Annette. 

Być może właśnie przez to, że gdzieś w lesie urwała się więź z jej biologicznymi rodzicami, Lea czuje się szczególnie właśnie w tym miejscu. W rodzinnej wiosce lubiła znikać na całe dnie, buszując między drzewami - ot, taki wolny duch, który jednak zawsze wraca do domu. Zmieniło się to w momencie, kiedy usłyszała opowieści barda o pewnej gildii. Dość spontanicznie podjęła decyzję o wyprawie, chciała się usamodzielnić i rozwinąć. Rodzina (zwłaszcza Daniel) początkowo była sceptycznie nastawiona do tego pomysłu, ale, koniec końców, dano Lei błogosławieństwo. No i proszę, jest.

Rodzina:

- o biologicznych rodzicach nie wie właściwie nic. Pamięta tylko długie włosy matki, w tym samym kolorze, co Lei.

Przybrana rodzina:

- ojciec Daniel - tradycjonalista, który swoje dzieci wychowuje twardą ręką, acz w głębi swej potężnej klatki piersiowej kryje gołębie serce - z zawodu jest medykiem, ale w końcu zdecydował się spełnić swoje marzenie i od kilku lat zajmuje się prowadzeniem karczmy "Olissa" razem z bratem;

- matka Annette - kobieta o wątłym zdrowiu, ale złotym sercu, jedna z najmilszych osób, jakie chodziły po świecie. Kocha swoją rodzinę całym sercem;

- starszy brat Marcel - liczy sobie trzydzieści wiosen, z wyglądu bardzo przypomina ojca: jest wysoki i muskularny, ma ciemne włosy i piwne oczy. Na pierwszy rzut oka sprawia wrażenie trochę strasznego, ale w istocie to bardzo pogodny mężczyzna, ze świetnym poczuciem humoru. Ma żonę Ritę i ośmioletniego syna Paula;

- siostra Michelle - raptem o rok starsza od Lei, dziewczyny mają ze sobą świetny kontakt i rozumieją się bez słów, choć obie mają zupełnie różne charaktery i preferencje. Miśka jest typem chłopczycy, optymistką i rozrabiaką, której wszędzie pełno;

- wujek Antoine - były wojownik, który w czasie jednego z kataklizmów stracił żonę i nienarodzoną córkę - zrezygnował wkrótce potem z fachu i zaczął pracować z bratem w karczmie, poświęcając resztę życia i zapału dzieciom brata - nauczył je wielu przydatnych rzeczy, jak umiejętności przetrwania;

- babcia Elise - zeszła z tego świata jako starowinka kilka wiosen temu. Zapamiętana jako wyprostowana, dumna i pracowita do końca życia, na pierwszy rzut oka bardzo surowa, troszczyła się jednak o bliskich z całego serca. Nauczyła Leę i Miśkę prowadzenia domu, mając nadzieję, że dziewczyny znajdą w okolicy porządnych mężów i zostaną w rodzinnych stronach. Młode lata przeżyła w mieście, dopiero po ślubie przeniosła się na wieś, gdzie też urodziła córkę Annette. Wzór prawdziwej damy - wszystko zawsze musiało być przy niej perfekcyjnie zrobione, nie tolerowała lenistwa czy odwalania czegoś na pół gwiazdka. Strofowała, równocześnie jednak zawsze dbała, by jej rodzinie niczego nie brakowało;

- dziadek Jacob - siwiuteńki staruszek, liczący już sobie prawie cały wiek. Podręcznikowy przykład pasjonata medycyny, niemal całe swoje życie poświęcił na zgłębianie tajemnic ziół, przez jakiś czas zajmował się nauczaniem. Na dzień dzisiejszy zajmuje się jednak głownie wnuczętami, którym to często wieczorami opowiada historie "ze starego świata", ubarwiając swe bajki wszystkim, co ma pod ręką - ma dar do wymyślania nie tylko świetnych opowiastek, ale i zabaw.

***

autor obrazka: Sorata Akizuki

Zgadzam się na umieszczanie Lei w innych opowiadaniach i nie wymagam pytania mnie o zgodę, w razie wątpliwości zapraszam do kontaktu ^^ Chętnie też przygarnę jakieś wątki. Dużo weny życzę~

4 komentarze:

  1. Każdy dzień Antaresa miał swój ustalony harmonogram - znajdował się w nim czas na jazdę na grzbiecie Favellusa, znajdował się i czas na trening, a także czas na eposy o heroicznych dokonaniach rycerzy z legend, które to czytał z wypiekami na twarzy. Tym razem rycerz podążał na trening - ubrany był w luźną koszulę i wygodne spodnie, na ramiona zarzucił swój codzienny płaszcz, a przy biodrze kołysał się jego miecz. Mimo przywiązania do owej rutyny, rycerz był jednak zawsze gotowy, by z niej zrezygnować na rzecz pomocy innym, a w szczególności cnym niewiastom - okazja ku temu właśnie mu się zdarzyła.
    Antares wyhamował w ostatniej chwili. Jedynie jego zwiększona magią zręczność sprawiła, że nie staranował wyłaniającej się zza zakrętu osoby. Rycerz cofnął się, otaksował nieznajomą wzrokiem.
    "Ależ piękne widoki, od razu dzień jakby ładniejszy, co nie?" odezwał się ów dodatkowy głos w jego głowie.
    Antares nie wykrzesał z siebie żadnej odpowiedzi - tak jak nigdy nie zgadzał się z magiem, tak teraz nie mógł odmówić mu racji. Płomienne włosy dziewczyny przyciągały wzrok, a drobna, harmonijna twarz nadawała jej tego wyrazu niewinności, który szybko zjednywał serca.
    Rycerz zaraz się jednak otrząsnął. Gdzie były jego maniery?
    — Panienka wybaczy, nie chciałem panienki urazić. Jestem Antares, miło mi poznać. — Skłonił jej się. — O ile się nie mylę, nie widziałem jeszcze panienki na terenach Gildii, więc jeśli moja asysta byłaby potrzebna, chętnie służę pomocą.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kiedy pierwsze promienie słońca zaczęły przedzierać się przez okno mojego pokoju, niemrawo otworzyłam oczy. W pierwszej chwili miałam ochotę obudzić Miśkę i spróbować wyciągnąć ją na poranną przebieżkę, ale zaraz ugryzłam się w język - no tak, nie byłam w rodzinnym domu, ale w swoim pokoju w jednym z budynków gildii. Nadal do końca nie mogłam się przyzwyczaić do nowego miejsca, choć z pewnością było bardzo urokliwe. Podniosłam się wreszcie z ciepłego łóżka, by wykonać poranną rutynę, a po kilku kolejnych minutach wyjść na świeże powietrze.
      Ostatecznie większość ranka spędziłam w ogrodzie, spacerując i próbując odgadnąć nazwy różnych roślin. W końcu postanowiłam zmienić miejsce, więc z pewnym ociąganiem oddaliłam się, zmierzając w bliżej nieokreślone miejsce - ot, przed siebie. Kiedy szłam, na chwilę najwidoczniej odpłynęłam myślami, bo na zakręcie niemal wpadłam na kogoś i tylko dzięki jego zręcznemu unikowi (poważnie, gdzie on się tego nauczył? to było piękne!) uniknęliśmy zderzenia.
      - Panienka wybaczy, nie chciałem panienki urazić. Jestem Antares, miło mi poznać - mężczyzna skłonił się. - O ile się nie mylę, nie widziałem jeszcze panienki na terenach Gildii, więc jeśli moja asysta byłaby potrzebna, chętnie służę pomocą.
      Spojrzałam uważnie na jegomościa. Był smukły i miał ciekawy kolor włosów, przywodzący na myśl niebo przed burzą. Gdybym widziała tylko jego twarz, zapewne pomyślałabym, że jest jakimś uczonym, ale miecz przy pasie mówił co innego o jego profesji - cóż, maniery z pewnością również miał iście rycerskie. Tak czy siak, sprawiał bardzo sympatyczne wrażenie.
      - Absolutnie nie ma o czym mówić, to ja się zamyśliłam. Mnie również miło, jestem Lea - uśmiechnęłam się lekko. - I dziękuję za propozycję, gdyby była taka potrzeba, z pewnością skorzystam.

      Usuń
  2. (omygy, ale Lea jest urocza, luv ♥)

    Odebrawszy posiłek od Iriny, rozejrzał się po stołówce. Mattia był w towarzystwie, wyglądał na pochłoniętego rozmową, Nicolas sprawiał wrażenie pogrążonego w rozmyślaniach. Cahir nie chciał im przeszkadzać, minął ich stoliki, ruszył dalej.
    Dostrzegł drobną, czerwonowłosą dziewczynę. Siedziała sama, na uboczu, wyglądała na zagubioną, miała dość niepewne spojrzenie. Cahir nie znał jej, był prawie pewny, że nie spotkał jej w Gildii nigdy przedtem. Nowa, domyślił się, decydując, że zagada, że do niej podejdzie. Dziewczyna miała w rysach twarzy coś, co budziło mimowolną sympatię, coś, co sprawiło, że uznał, że mógłby chcieć zjeść śniadanie w jej towarzystwie.
    — Cześć — przywitał się, pozwalając, by przez twarz przemknął mu cień uśmiechu. — Można?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. (aww, dziękuję!)

      Do Iriny zapałałam szczerą miłością od momentu, kiedy pierwszy raz ją zobaczyłam - jej ujmująca twarz mogłaby widnieć w podręcznikach jako wzór dla każdej babci (rzecz jasna, podobnie jak oblicze mojej). Posiłki były smaczne i pożywne, a w samej stołówce panował przyjemny rozgardiasz - nie przywykłam do jedzenia w ciszy, więc był to kolejny powód, dla którego to miejsce przypominało mi dom. Wolałam póki co jednak siedzieć sama, nie czułam jeszcze na tyle swobodnie, by do kogoś tak o zagaić, więc wybrałam sobie miejsce gdzieś w kącie i tam też zasiadłam z moim talerzem. Miałam tendencję do dość powolnego jedzenia, w trakcie często odpływałam gdzieś myślami - tym razem przeniosłam się nimi niedaleko, bo raptem za okno, gdzie dwie wrony siedziały sobie spokojnie na drzewie, jakby pogrążone w zadumie. Właśnie, o czym myślą ptaki...? Jakie ptasie sprawy je frapują?
      - Cześć. Można? - usłyszałam w pewnym momencie.
      Podniosłam wzrok na osobę, do której należał ów głos. Nie zarejestrowałam, jak podchodził, ale może dlatego, bo stołówce było dość gwarno? Kojarzyłam twarz mężczyzny, choć nie miałam jeszcze okazji z nim porozmawiać - acz wydawał się być sympatyczną osobą, miał regularne, w jakiś sposób melancholijne rysy twarzy. Przywodził mi trochę na myśl bohatera wyjętego z powieści.
      - Oczywiście - odparłam w końcu, uśmiechając się delikatnie. - Będzie mi bardzo miło.

      Usuń