sobota, 27 marca 2021

Od Antaresa cd. Lei

Lea nie mogła tego wiedzieć, ale razem z Antaresem łamali sobie głowę nad bardzo podobnymi rzeczami. Rycerz z pozoru spokojnie błądził wzrokiem po wciąż przyprószonych śniegiem, opustoszałych polach uprawnych, po zawiniętych w słomiane chochoły co delikatniejszych roślinach, po przykucniętych wśród nich chałupach chłopów. Zastanawiał się jednak, jak by tu sensownie poprowadzić konwersację, a że mistrzem w prowadzeniu konwersacji nie był, to i owo zastanawianie się na niewiele mu się zdało. Jedyne, co osiągnął, to frustracja, kiedy Lea podpytywała go o to czy tamto w związku z ich wierzchowcami, on zaś niespecjalnie potrafił wyjść poza suche, czysto informacyjne odpowiedzi.
"Nie ma dla ciebie nadziei, chłopie. Jak Lea nie padnie przy tobie z nudów, to będę szczerze zaskoczony."
Czas mijał, mijały ich zimowe widoki. W końcu zatrzymali się. Antares na chwilę poluźnił popręg Favellusowi, pozwolił mu się napić i trochę pokręcić. To miał być jednak krótki postój, powinni jeszcze przed wieczorem dotrzeć w miejsce, gdzie będą mogli spędzić noc.
— Ach, dziękuję — odpowiedział, biorąc od Lei kanapkę. Zgłodniał, prawda, czas najwyższy było coś zjeść.
Następne pytanie nieco go zaskoczyło. Nie zastanawiał się, jaka pora roku może być jego ulubioną, wychodząc z założenia, że każda ma swoje uroki. Ale skoro musiał się zdecydować...
— Wydaje mi się, że wiosna. Zbroja się tak nie nagrzewa, Favellus się mniej brudzi... — skwitował, ugryzł kawałek kanapki.
"Toś dowalił... Z wrażliwością kołka w płocie, naprawdę!"
"Ale to prawda," zaprotestował rycerz.
"Czytasz tyle tych rycerskich popierdułek i guzik ci to daje! Weź wysil ten zakuty łeb! Co by powiedział książę Aymon z Dordone?!"
Antares z trudem przełknął kanapkę, kaszlnął.
— Wiosna... tak, masz rację. Jest trochę jak zaczerpnięcie oddechu po długim nurkowaniu. Też mam wrażenie, że świat wstrzymuje oddech na czas zimy, próbuje przeczekać mrozy, wszechobecny śnieg i długie noce. Potem w przeciągu paru dni wszystko zakwita i wypuszcza liście, powietrze wypełnia się głosami ptaków. Robi się ciepło. — Antares urwał, skończyła mu się wena na bardziej poetyckie wypowiedzi, więc wrócił do jedzenia kanapki.
"Wybrnąłeś z gracją wołu, brawo" skwitował mag.
— Ja też najbardziej lubię wiosnę!
Lea uśmiechnęła się, chciała chyba coś jeszcze dodać, gdy tuż nad jej ramieniem pojawił się biały, koński łeb.
"Uważaj!"
Favellus radośnie sięgnął chrapami w kierunku trzymanej przez dziewczynę kanapki, Antares nawet nie zauważył, kiedy jego rumak zdołał się przemieścić. Rycerz trzymał wodze luźno przewieszone przez łokieć i nie zorientował się, kiedy skórzane paski lekko się napięły.
— Nie, Favellus!
Antares w ostatniej chwili włożył otwartą rękę między pysk Favellusa i kanapkę Lei. Koń obślinił mu wnętrze dłoni i prychnął, rozczarowany, widząc, że nici z kradzieży przysmaku.
— Nie wolno ci jeść chleba! — połajał go rycerz, usiłując zebrać wodze i skuteczniej przytrzymać koński pysk. Zwrócił się do Lei. — Przepraszam za niego, zazwyczaj się tak nie zachowuje...
— Ależ nic nie szkodzi! — Dziewczyna podsumowała sytuację śmiechem. — Przecież nic się nie stało, prawda?
Antares mruknął coś niezrozumiałego pod nosem - łatwo tracił rezon w takich sytuacjach. Rycerz szybko skończył swoją kanapkę, jego wzrok błądził gdzieś obok.
— Chyba obaj już odpoczęli — powiedział w końcu, ruchem głowy wskazując na konie. — Jeśli chcemy dotrzeć do jakiejś karczmy i nie spać pod chmurką, powinniśmy się pospieszyć.
— Pewnie, masz rację — odpowiedziała mu Lea, Antares poczuł, że zabrzmiał chyba nieco oschle.
"Jak się czujesz z tym, że twój koń potrafi doprowadzić białogłowę do śmiechu, a ty nie?"
Antares mu nie odpowiedział. Ponownie ściągnął popręg Favellusa, wskoczył na siodło. Przez pewien czas oboje jechali w milczeniu, słońce powoli przesuwało się w stronę horyzontu. Cienie zaczęły się wydłużać, dzień miał się ku końcowi. Rycerz ponownie łamał sobie głowę nad tematami do konwersacji, ale po tym, co zrobił Favellus (a raczej po tym, jak mężczyzna go nie upilnował), było to jeszcze trudniejsze, niż poprzednio. I ponownie - to Lea wybawiła go od niekomfortowej ciszy.
— Która to twoja misja? — Zapytała z zaciekawieniem, zrównując się z nim.
Antares uniósł brwi, zamyślił się na chwilę.
— Dla Gildii? Trzecia — odpowiedział krótko, zaraz jednak poczuł mentalnego kuksańca od tego drugiego. — Moje pierwsze zadanie polegało na odnalezieniu stada skradzionych koni, drugie zaś na ochronie bezpieczeństwa państwa młodych podczas ślubu i wesela. Para dostała listy z pogróżkami. Ale obie historie dobrze się skończyły. — Dodał i ściągnął Favellusowi wodze, bo rumak znów próbował narzucić za szybkie dla Heliosa tempo. — Wcześniej... po prostu podróżowałem tu i tam, pomagałem tym, którzy tego potrzebowali. Jak każdy błędny rycerz.
"Weźże się jej o coś spytaj! Bo tylko paplesz o sobie, jak ten ostatni, nadęty bufon!"
Antares poczuł, jak czubki jego uszu robią się czerwone - mag miał rację, rycerz radośnie zrzucał cały ciężar konwersacji na Leę, nie przejmował inicjatywy i mówił tylko o sobie. Przez moment mężczyzna przekładał wodze w dłoni, poklepał Favellusa po szyi.
— A ty? Czym się wcześniej zajmowałaś?
Nie był pewien, co usłyszy. Lea wyglądała mu na młodą i pogodną osobę, trudno było powiedzieć, jakie miała doświadczenie. Od Mistrza usłyszał tylko, że jest zdolną łowczynią, jednak czy polowała na zwykłe zwierzęta, czy może raczej na magiczne - tego rycerz już nie wiedział.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz