poniedziałek, 15 marca 2021

Od Tassariona do Nikolaia

Gorąco dopiero co podgrzanej wody paliło blade nadgarstki, próbując namówić martwą skórę, by ta przybrała nieco rumianego koloru, mimo iż było to zwyczajnie niemożliwe. Równie ciepła para unosiła się z drewnianej balii, uciekając na wszystkie boki, zaraz pokrywając każdy kąt łaźni swą grubą, mleczną warstwą, jakiekolwiek resztki świeżego powietrza spychając do samej ziemi. Wampirza głowa spoczęła wygodnie na ściance kadzi, biały włos zahaczył o wystrzępioną krawędź; owa wanna swoje lata musiała mieć, a i zapewne niejedno w swym wolnym, nudnym żywocie widziała — gildia składała się przecież z najdorodniejszej mieszaniny dziwaków ca całym, znanym im kontynencie, nie wspominając już o wyspach, którym ich grupa w swym kuriozum zaczynała powoli dorównywać. A przynajmniej tak właśnie uważał siwowłosy elf. Ten sam, który swym własnym, nieśmiertelnym jestestwem dodawał do gildijnej familii sporawą dawkę dziwactwa, nawet jeśli nikt o tym nie wiedział i nikt wiedzieć nie musiał.
Powieki opadły, swą bielą zakrywając ostre spojrzenie karmazynowych tęczówek, a spomiędzy bladych ustek wydostało się ciche westchnięcie, jakby dopiero teraz mógł sobie pozwolić na chwilę słodkiej beztroski. Chwilę, która — jak zdążył się już przyzwyczaić — nie miała należeć do długich. Każda kąpiel kończyła się gwałtownym, bestialsko podłym powrotem do rzeczywistości, kiedy od twardej powierzchni drzwi odbijała się pięść kolejnego, chętnego na obmycie, czemu często towarzyszyły okrzyki niezadowolenia i nieustający potok przekleństw. I choć Tassariona nie powinno to dziwić, choć zawsze zwlekał się z łóżka późno i zawsze na śniadaniu pojawiał się spóźniony, z każdym następnym tego typu incydentem pielęgnowana w wampirzym sercu niechęć do tego miejsca i jego ludzi, powoli przybierała na sile. Pobyt w Tirie był dla niego w końcu niczym innym jak przykrą koniecznością. Tylko tutaj, wśród całej tej bandy niewychowanych głupców, mógł się poczuć faktycznie bezpieczny, nawet jeśli tylko na krótki moment, na sam ułamek sekundy. Niemądrze byłoby sobie pozwolić na dłuższą chwilę nieuwagi. Nie, kiedy wizja powrotu do Toirie wydawała się tak przeklęcie bliska i możliwa.
Może powinien był uciec jeszcze dalej. Może kryjówka na iferyjskim lądzie nie nadawała się do właściwej ucieczki, nie była na tyle dobra, by ukryć go przed nim. I być może, już niedługo, będzie dalej musiał wyruszyć w podróż pod przykryciem nocy, schronienia poszukując poza znanymi im krainami.
Ciche, dochodzące zza drzwi kroki sprawnie wybudziły siwowłosego elfa z dalszych przemyśleń, przygotowując wampira na okrzyki niezadowolenia i szybkie zakończenie relaksującej kąpieli. Ściągnął białe brewki, tworzące u nasady nosa wyraźną zmarszczkę, usta ułożył w cienką linię, jakby chcąc się powstrzymać przed złośliwą odpowiedzią, jednak donośne pukanie, jak i zgorzkniały jazgot, nigdy do spiczastych uszu nie dotarły. Zamiast tego, ciężka powierzchnia drzwi ruszyła z wolna do przodu, szybko dając Tassarionowi do zrozumienia, iż ktoś wyraźnie próbuje wtargnąć do łaźni, kiedy ta zwyczajnie była przez niego okupowana. Brwi uniosły się ku górze, czerwone oko w panice obserwowało rozchylające się wejście, chcąc wreszcie dostrzec niechcianego intruza. Jednym, żwawym ruchem spróbował podnieść się z bali, jednak martwe mięśnie jakby zastygły w przerażeniu, nie chcąc oddać białowłosemu kontroli nad jego własnym ciałem. Zacisnął zęby, tym razem w akcie zwykłego podirytowania i dopiero kiedy nieznajoma sylwetka przekroczyła próg pomieszczenia, wampirze ciało wystrzeliło ku górze, pospiesznie wychodząc z chłodnej już lekko wody.
— Ożeż kurwa mać — przeklął soczyście łapiąc za ręcznik, którym sprawnie zakrył zapewne najbardziej newralgiczną część bladego ciała. Chwilowe zaskoczenie, które na moment uniemożliwiło mu jakikolwiek ruch, sprawiło jednak, iż nie zdołał okryć się przed wejściem nieznajomego. W tym momencie mógł mieć jedynie nadzieję, że zdołał schować się pod grubą warstwą pary, nawet jeśli ta w większości zdołała się już skroplić na drewnianych belkach łaźni. Czerwony wzrok z powrotem powędrował w stronę intruza, przepełniony jadowitym, czystym gniewem. — Na bogów, mam już zwyczajnie dość was i tego przeklętego miejsca! Wystarczy odrobina cierpliwości, naprawdę — wysyczał, ani na moment się nie zatrzymując, by pomyśleć, czy tego typu słowa nie sprawią mu przypadkiem kolejnych problemów.
I dopiero wtedy, kiedy czarna sylwetka wyłoniła się z cienia, dostrzegł długi, złoty włos oraz smukłe, przystojne lico, spalone słońcem wysp. To samo, które i on, choć po samodzielnym wypiciu czterech butelek wina, stwierdził, iż należy do wyjątkowo ładnych, przynajmniej jak na same standardy gildii, które do wysokich przecież nigdy nie należały i zapewne nigdy należeć nie będą. Jakiekolwiek resztki poddenerwowania zaraz opuściły wampirzą buźkę i choć dalej nie czuł się w całej tej sytuacji zbyt komfortowo, nic nie stało na przeszkodzie, by raz jeszcze musiał poudawać butnego, niemalże bezczelnego w całej tej, utkanej z kłamliwych przekonań, pewności siebie.
— Cóż, mam nadzieję, że podobało ci się to, co właśnie zobaczyłeś — odparł bez większych ogródek, zaraz jednak odwracając spojrzenie od gildyjnego krawca, chcąc zlokalizować wzrokiem położenie swoich ubrań. Westchnął niezadowolony, jedną dłonią dalej pilnując, by ręcznik nie zjechał przypadkiem po bladych pośladkach, ponownie odkrywając wampira przed płowowłosym natrętem.
eloelo230

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz