czwartek, 25 marca 2021

Od Inanny do Kai

Skrawek nocnej koszuli zahaczył o wystrzępioną krawędź blatu, prawa stópka, opatulona kolorową skarpetą zatańczyła na drewnianej powierzchni. Jasnowłosa sprawnie wspięła się na kuchenny stół, cały czas nie ściągając złotego spojrzenia z upatrzonych przez siebie słoiczków. Słoiczków pełnych nalaesiańskich słodkości — chrustów z cukrem pudrem, ciemnych pierników, karmelowych suszków i innych, ciekawych wypieków, które oko młodego dziewczęcia, mogące w ojczyźnie pozwolić sobie na co najwyżej skromny kawałek chałwy, widziało w życiu po raz pierwszy. Ciche westchnięcie wydostało się spomiędzy śniadych ustek, kiedy złapała za kolejną z półek, próbując dostać się do tej najwyższej, sięgającej niemalże sufitu.
Być może nie powinna myszkować w środku czarnej, zimowej nocy, w obcym sobie kraju i pomiędzy ludźmi, którzy, choć przyjęli ją bez względnych oporów, wciąż byli zagadką, kolorową bandą najciekawszych osobistości z i spoza granic Iferii. Być może nie powinna była nawet opuszczać przytulnych ścian swego pokoju, lecz co miała młoda dusza począć, kiedy brzuch w środku nocy rozpoczynał nieustającą litanię, swą właścicielkę błagając, by podniosła wreszcie głowę i dobrze się głodnym zajęła.
I w tym wszystkim, w nocnych spacerach po długich korytarzach budynku, w całej swojej niezapowiedzianej i cichej wizycie w kuchni, obawiała się jedynie nagłego wtargnięcia Iriny, bo co ta, widząc, jak nieznajoma dziewka buszuje po jej miejscu pracy, jeszcze by sobie o Inannie pomyślała. A Inanna, zbyt osobą starszej kucharki zachwycona, nie byłaby w stanie godnie znieść niezadowolonego spojrzenia kobiety, nie wspominając już o reszcie gildijczyków, którzy zapewne bardzo szybko zdaliby sobie sprawę, czego właściwie dopuściła się smarkata blondyneczka.
Prychnęła niezadowolona, dostrzegając jak smukłe palce, choć za samą krawędź półki złapać potrafiły, muskają zaledwie zimną powierzchnię pojemnego słoju, nie będąc już w stanie bezproblemowo ściągnąć go na dół. Kto by pomyślał, że jasnowłosa kiedykolwiek będzie miała problem z własną kondycją, kiedy jeszcze nie tak dawno, zamieszkując brudne ulice słonecznej stolicy, wspinaczki po budynkach, by tylko dostać się do uprawianych na dachach ogrodów i ich soczystych owoców, były na porządku dziennym. Widać jednak, że los trubadura zrobił swoje, a podróże po dalekich krainach, kosztowanie nieznanych potraw oraz wygodne przejazdy na drewnianym powozie, mięśniom dziewczyny jedynie zaszkodziły.
Oburzyła się raz, drugi. Ciche przekleństwo wyrwało się spomiędzy ciemnych warg, brewki powędrowały ku nasadzie nosa, a spojrzenie, zazwyczaj tak ciepłe i pełne życzliwości, parzyło wręcz wypełniającą je złością. Wtedy też, nie mając dłużej zamiaru walczyć z przeklęcie wysoką półką, podskoczyła w miejscu, cały czas pilnując jednak, by po wylądowaniu raz jeszcze znaleźć się na drewnianym blacie kuchennego stołu. Intencji złych oczywiście nie miała, plan z podskokiem też do najgorszych wydawał się nie należeć, jednak na co komu strategia i niewinne pobudki, kiedy warunków do działania brak. Choć słoiczek wylądował w drobnej dłoni, choć twarz Inanny momentalnie rozpromieniała, w całym swym podekscytowaniu chudziutkie ciałko przechyliło się w tył, nie mogąc dłużej utrzymać jako takiej równowagi. Bez większego pomyślunku, chcąc jakkolwiek uratować się przed możliwym upadkiem, złapała za wyszczerbioną krawędź półki, jednak ta, wyraźnie stara i ostatkami sił spełniająca swoje zadanie, poddała się sile dziewczęcego uchwytu. Deska oderwała się od ściany, a wszelkie, znajdujące się na jej powierzchni słoiki runęły w dół, z hukiem roztrzaskując się o podłogę. Ciałko Inanny ponownie się zachwiało i kiedy myślała już, że uda jej się jeszcze jakkolwiek z tego wykaraskać, sylwetka dziewczęcia runęła w dół, lądując zaraz obok porozbijanego szkła.
Jęknęła cichutko, kiedy płaskie, kościste pośladki odbiły się od kuchennej podłogi. Mimo wszystko trzymany w dziewczęcej rączce słoik z chrustami przetrwał, a Inanna dostrzegając swą zdobycz, zaraz zapomniała o spowodowanym przez siebie hałasie oraz bałaganie, wypychając buzię słodkościami.
Nie dostrzegła, nawet kiedy drzwi do jadalni zdołały się uchylić, zbyt zajęta konsumowaniem iferyjskich słodyczy. Nie podniosła się z miejsca. Mogło się wręcz wydawać, iż panujący w kuchni rozgardiasz należał już do przeszłości, a młoda blondyneczka nie miała się co dłużej nim przejmować. Smukłe paluszki złapały za kolejny kawałek, obsypanego cukrem pudrem, kruchego ciasta, złote ślepia powędrowały ku górze, prosto do nikłego światła otaczających ją świec. Dopiero wtedy, kątem nieostrożnego spojrzenia, udało jej się dostrzec ukrywającą się w ciemnościach postać. Postać, która od dłuższego czasu musiała już obserwować jej poczynania. Inanna przełknęła nerwowo ślinę, brudną od cukru dłoń wycierając w jasny materiał nocnej koszuli. Nagłe najście wcale nie powinno młodą bardkę dziwić. Nie, kiedy w samym środku nocy narobiła tak wielkiego hałasu.
— Wiem, nie wygląda to najlepiej — przyznała, nie dając sobie nawet czasu, by dobrze przełknąć wypełniające brązowe policzki jedzenie. Złociste ślepka zaiskrzyły w blasku świec, gdy z tak niepasującym do nich strachem oraz niepewnością, lustrowała wzrokiem nieznajomego. Dłonie bardki zadrżały, a spomiędzy ciemnych warg wyrwało się zaledwie ciche jęknięcie. — Ja… Ja nie chciałam zrobić nic złego, naprawdę! — wydusiła, pospiesznie podnosząc się na równe nogi i robiąc bezpieczny krok w tył.
co dziewucha robi

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz