poniedziałek, 22 marca 2021

Od Ignatiusa cd. Xaviera

"Chodźmy stąd. Po prostu stąd chodźmy." Chociaż już od kilku godzin nie byli w kanałach zrezygnowany i zmęczony głos Xaviera ciągle wybrzmiewał w jego uszach. Nigdy nie widział barda w takim stanie, zarówno fizycznym jak i psychicznym i nie potrafił określić, co go z tych dwojga bardziej przerażało. Bard wyglądał okropnie, jakby co najmniej od kilku tygodni mieszkał na ulicy, a nie widzieli się przecież raptem... jeden dzień. Wolał już w tym momencie nie pytać, jak udało się białowłosemu uciec z więzienia. Miał wrażenie, że w tym momencie nieświadomość była lepsza niż wiedza o tym, co spotkało Delaneya. 
I szczerze... Nie tylko w tej sprawie wolał się nie odzywać. Uważał, że w tej chwili najlepiej było przemilczeć wszystko. Całą tą cholerną sytuację. Bowiem co mogli w ogóle powiedzieć? Byli w kropce, wszyscy troje. Każde z nich miało inne spojrzenie na sprawę, każdemu przyświecał inny cel. Dopiero na siebie wpadli, a między Olivią i Xavierem już zakwitł konflikt. A Ignatius stał pomiędzy nimi, kompletnie nie wiedząc, co powinien zrobić dalej, kogo poprzeć i jak się dogadać. Milczenie w tym momencie było niczym innym jak złotem.
Czuł się winny. Wyrzuty sumienia, które dotychczas zagłuszał powróciły ze zdwojoną siłą nie dając się już ponownie stłamsić. Cała ta sytuacja była w głównej mierze tylko i wyłącznie jego winą. Jemu ukradli te nieszczęsne dokumenty. On nalegał by od razu pójść szukać śladów złodziei. On zostawił Xaviera samego przez co ten został aresztowany. On zgodził się współpracować z Olivią. On pozwolił jej w naiwny sposób prowadzić całe to "śledztwo" i tym samym ściągnąć na nich całą szajkę. Swoimi wyborami aktywował ciąg porażek, którego nie mogli przerwać.
Jeśli więc nie jego obowiązkiem było ich teraz z tego wykaraskać, to czyim?
Ignatius westchnął cicho i otulił się ciaśniej ramionami w nadziei, że pozwoli mu się to trochę rozgrzać. Ognisko, które rozpalili za nic nie pomagało mu pozbyć się chociaż na chwilę nękającego uczucia chłodu. Szczerze przez to żałował, że jego płaszcz został na wieszaku w domu Olivii, razem ze znajdującymi się w jego kieszeniach mapą i pieniędzmi. Wszystkie te trzy rzeczy byłyby teraz niezwykle przydatne, a mógł o nich najwyżej pomarzyć. I wątpił, by jego towarzysze również mieli przy sobie przynajmniej kilka groszy. 
Czarnowłosy szturchnął płonące odłamki skrzyń patykiem i skupił wzrok na otaczającym ich mroku. Jedynym plusem ich obecnej sytuacji było to, że nie błądzili już bezsensownie po mieście i kanałach. Opuszczony magazyn, jeden z wielu znajdujących na granicach stolicy, który przeznaczyli na swoją tymczasową kryjówkę, nie był szczytem luksusu, ale przynajmniej tymczasowo zapewnił im jakiekolwiek schronienie przed niesprzyjającą pogodą i cudzym spojrzeniem. A to, biorąc pod uwagę zmęczenie Xaviera, było im teraz potrzebne najbardziej ze wszystkiego. 
Chłopak wbił wzrok w ogień. Przynajmniej nie musiał się bać, że jego towarzysze znowu się o coś pokłócą. Oboje zasnęli niemal natychmiast, kiedy tylko wygodnie usadowili się przy palenisku i wszystko wskazywało na to, że miał spokój do rana. Nawet nie brał pod uwagę budzenia kogokolwiek, by zmienić się z nim na warcie. Pomimo zmęczenia i tak nie potrafiłby zasnąć.
Miał więc przed sobą całą noc, by przemyśleć, co powinni zrobić dalej.
~*~
Dzień nastał znacznie szybciej niż Ignatius przypuszczał, że będzie miało to miejsce. Nim się obejrzał, mdłe światło poranka zaczęło wpadać do magazynu przez brudne okna i rozświetliło nieznacznie ciemne wnętrze budynku, jednocześnie pozostawiając zajmowany przez nich kąt skryty w półmroku, który skuteczniej rozjaśniało jedynie światło małego ogniska.
Był to jedyny w tym miejscu zwiastun rozpoczynającej się doby. Pomiędzy opuszczone magazyny nie docierały dźwięki z głównych ulic i nie było też żadnych zwierząt, które swoją aktywnością potwierdziły by, że udało im się przetrwać noc. Chyba, że mógł za taki symbol uznać szczury, które coraz rzadziej przemykały się pod ścianami magazynu lub pomiędzy skrzyniami. 
Chwała Erishii, że Olivia ich nie zauważyła.
Jednak ich obecna sytuacja w dalszym ciągu zdecydowanie nie napawała chłopaka optymizmem. Bowiem jak szybko minęła noc, tak równie prędko upłynął dzień, a oni stracili go siedząc bezczynnie w brudnym magazynie. Tracili czas i Ignatius nie był w stanie kompletnie nic z tym zrobić. Nie był w stanie stwierdzić, jakie wyjście z sytuacji będzie najlepsze i po krótkich rozmowach, które odbył z Olivią i Xavierem zdawał sobie sprawę, że oni również nie mają pojęcia, jak to powinni rozegrać. Oczywiście poza tym, że bard chciał wracać do Tirie. 
Jakby problemów było niewystarczająco mało, po całej nocy spędzonej na warcie w ciągu dnia sekretarza zmogło zmęczenie. Starał się to ukryć, nie był nawet pewien, czy przed samym sobą, czy przed swoimi towarzyszami. Co raz krążył po magazynie, niby chcąc sprawdzić, czy nikt nie kręci się przy wejściu, donosił też drewno do ogniska. Jednak znużenie, wspomagane bólem głowy, było znacznie silniejsze. Ilekroć siadał, sen porywał go natychmiast, by po chwili Ignatius mógł się z niego wyrwać i ponownie siedzieć w bezruchu próbując obmyślić jakikolwiek plan. 
Był w stu procentach pewien, że zarówno Olivia, jak i Xavier zauważyli jego dziwne zachowanie. Tylko ślepy mógł tego nie spostrzec. Oni po prostu tego nie komentowali, obserwowali w ciszy. 
Żałosne.
Nie był w stanie inaczej nazwać swojej słabości, kiedy późnym wieczorem po raz kolejny wyrwał się z ramion snu i zrezygnowany potarł zaspane oczy.
- Długo tak będziesz jeszcze udawał, że nie jesteś zmęczony? - Xavier odezwał się niespodziewanie sprawiając, że Ignatius podskoczył. - Daleko tak nie zajdziesz. Gdyby nas ktoś tu znalazł wątpię byś był w stanie kogokolwiek obronić.
- Nie wiem, o czym mówisz. - Chłopak wzruszył ramionami i wykorzystał okazję, by przyjrzeć się bardowi. 
Po dniu odpoczynku i prostym posiłku białowłosy wyglądał nieco lepiej. Chociaż w tym przypadku "lepiej" było raczej zbyt mocnym słowem. Jego ubrania jak i skórę zdobiła poza brudem zaschnięta krew, a Ignatius wolał nie myśleć o siniakach, zadrapaniach, które mogły się pod tym wszystkim kryć. Żałował, że nie może nawet zaproponować porządnego zajęcia się wszystkimi ranami. Był zdecydowanie beznadziejnym towarzyszem podróży...
- A ja nie wiem, które z was jest głupsze. - Delaney przeskoczył na chwilę wzrokiem na śpiącą twardo Olivię i ponownie skupił się na sekretarzu. - Dotychczas ona prowadziła, ale jak widać chcesz zająć pierwsze miejsce na podium.
Teroise nie odpowiedział i wbił wzrok w ognisko.
- Idź spać. - Xavier westchnął wyraźnie zrezygnowany zawziętością i milczeniem czarnowłosego.
- Nie mogę, ktoś musi zająć wartę. 
- Bezpieczniej będę się czuł, jak będzie nas pilnował ktoś, kto nie zasypia co pięć minut.
- Bo ty z pewnością nie uśniesz. - Teroise prychnął i dorzucił leżący koło jego nogi patyk do ognia. 
- Śpij. Jak tak ci zależy to obudzę cię za kilka godzin.
Ignatius zaskoczony zmarszczył brwi i spojrzał na barda, którego twarz w blasku płomieni wydawała się nie wyrażać żadnych emocji. Nie spodziewał się, że Xavier sam zaproponuje wzięcie na siebie warty. Nie oczekiwał tego, pomijając jego charakter, białowłosemu z nich wszystkich najbardziej należał się odpoczynek. Olivia natomiast nie dałaby rady wysiedzieć kilku godzin nocnych czuwając, więc nawet jej tego nie proponował. Dlatego też chłopak chciał wziąć to na siebie. 
Jednak Xavier miał też trochę racji. Gdyby zarwał kolejną noc, następnego dnia nic nie byłby w stanie zrobić. Nie byłby w stanie nic wymyślić, a tym bardziej pomóc w czymkolwiek, a nie mogli dłużej siedzieć i czekać na cud. Ignatius westchnął ciężko, wbił zakłopotany wzrok w ścianę za Xavierem i oparł się o stojącą za nim skrzynię. Nie było sensu się kłócić, bo i tak był w tej rozmowie na straconej pozycji.
- Ale niech to będzie dosłownie kilka godzin. - wymamrotał cicho i otulił się ciaśniej ramionami. - Przepraszam... 
Zasnął nim Delaney zdążył cokolwiek odpowiedzieć.
~*~
Xavier nie dotrzymał słowa. Znaczy się... Poniekąd dotrzymał, jak się bowiem okazało ich definicja określenia "kilka godzin" była zgoła różna. Ignatius miał nadzieję, że bard obudzi go w środku nocy, po jakiś czterech, maksymalnie pięciu godzinach. Był to jego zdaniem wystarczający odpoczynek, by następnego dnia mógł cokolwiek zdziałać. Białowłosy jednak przedłużył ten czas i zamienił się z nim na warcie niecałą godzinę przed świtem. 
Ignatius nie wiedział, czy powinien być o to zły, czy nie. Owszem, dzięki temu czuł się bardziej wypoczęty. Przestała go boleć głowa, myślał zdecydowanie jaśniej niż ubiegłego dnia. Z pewnością do pełni sił jeszcze trochę mu brakowało, niepokoiło go też obolałe gardło, ale na ten moment nic więcej nie potrzebował, by działać. Ale chciał, by pracowali razem, skoro już udało im się znaleźć. A by tak się stało, obydwaj musieli być gotowi na wszystko, nie on sam.
Przed powiedzeniem tego na głos powstrzymał go jedynie widok śpiącego już Xaviera. Nie ważne, jak późno mężczyzna miał się obudzić, absolutnie nie miał zamiaru wyrywać go ze snu.
Chłopakowi nie pozostało więc nic innego jak odbycie swojej warty i ostateczne zdecydowanie, jaki powinien być ich kolejny krok. Nie miał zbyt wielu opcji do wyboru. Większość z nich była już nieaktualna bądź wymagała dyskusji, które za sprawą Olivii nie byłyby łatwe. Odrzucał je przez to jedna za drugą, aż udało mu się podjąć drobną decyzję, która mogłaby im znacznie pomóc. A kiedy to zrobił mógł jedynie cierpliwie czekać, aż jego towarzysze się obudzą.
Musiał wyjść na zwiad. Podstawowym ich problemem była niewiedza dotycząca wydarzeń w mieście. Cały dzień przesiedzieli ukryci w magazynie i nie wiedzieli nic. Czy złodzieje ich szukali? Czy straż wiedziała o napadzie? Olivia uważała, że szajka ze względu na nich wstrzyma się z kradzieżami, jednak tę opinię uważał za niezwykle naiwną i nietrafną. Dwóch złodziei z łatwością włamało się do jej domu, czemu mieliby się w takim razie ich obawiać? Lęk mógł szajce towarzyszyć najwyżej przez pierwszych kilka godzin, kiedy jeszcze nie wiedzieli, czy napaść nie zostanie zgłoszona straży. Przez zawziętość szlachcianki do tego nie doszło i złodzieje również na pewno zdawali sobie z tego sprawę. Byli bezkarni, bo ktoś ubzdurał sobie, że złapie ich sam.
Ignatius odruchowo zacisnął dłoń w pięść i spojrzał na śpiącą dziewczynę. Nie potrafił stwierdzić, co siedziało w głowie Olivii przez cały ten czas. Zresztą, cokolwiek by to nie było, jej zabawa w detektywa musiała się skończyć jak najszybciej. Mogła nazwać go tchórzem. Mogła mówić o nim, co tylko chciała, jednak teraz był absolutnie pewny tego, co powiedział kilka godzin przed napadem. Tę sprawę trzeba było jak najszybciej przekazać straży. Opowiedzieć wszystko, co udało im się ustalić i zdać się na strażników, w końcu dbanie o bezpieczeństwo w mieście było ich zadaniem. 
Dlatego też miał nadzieję, że służba rodziny Farren zgłosiła do najbliższej strażnicy całe zdarzenie. Łudził się, że jak wyjdzie na zwiad, zobaczy patrole szukające zaginionej szlachcianki i będzie mógł kogoś przyprowadzić do magazynów. Na Erishię, gdyby tak było, cała sprawa zostałaby wyjaśniona i zostałoby mu tylko odzyskać stracone dokumenty... Mogliby z Xavierem w spokoju wrócić do Tirie. 
Chłopak szybko odwrócił wzrok, kiedy obserwowana przez niego dziewczyna obudziła się i przetarła zaspane oczy. Nie mogli dłużej postępować zgodnie z jej widzi mi się. Jeśli chciał cokolwiek zdziałać, musiał wziąć sprawy w swoje ręce.
Czarnowłosy odczekał jeszcze pół godziny, by mieć pewność, że Olivia nie zaśnie z powrotem, a kiedy ta zaczęła jeść skromne śniadanie wstał.
- Idę się rozejrzeć po mieście... - rzucił cicho, by przypadkiem nie obudzić Xaviera. - Gdyby coś się działo, obudź Xaviera i schowajcie się.
- Słucham? Zostawiasz mnie z nim? - Dziewczyna niemal upuściła małą bułeczkę, gdy zaskoczona spojrzała na sekretarza i wyprostowała się. - Nie ma mowy, idę z tobą. Nie przesiedzę tu kolejnego dnia.
- Bezpieczniej będzie, jeśli tu zostaniesz...
- Z nim! - Wskazała palcem na drzemiącego barda. - Z nim nie będzie to ani trochę bezpieczne!
- Bezpieczniejsze niż chodzenie po mieście. Złodzieje mogą cię dalej szukać. - Ignatius założył ręce na piersi nie odrywając wzroku od szlachcianki. 
- Ciebie również z pewnością szukają. 
- Łatwiej będzie mi zadbać o siebie samego niż nas oboje.
- I dlatego tylko chcesz mnie zostawić z ty...
- Uwierz mi, że również mi się nie uśmiecha siedzenie z tobą. Ale nie jęcz tyle, bo swoim piskiem ściągniesz tu pół miasta. - Xavier niespodziewanie wciął się Olivii w pół słowa i uchylił powieki, a Ignatius zrezygnowany pomasował dłonią skroń. 
Korzystając z tego, że białowłosy zdołał tym komentarzem uciszyć na chwilę dziewczynę, Teroise odezwał się ponownie. 
- Nawet jeśli złodzieje szukają nas obojga, nie zdziwię się, jeżeli ciebie szuka również straż. - Chłopak uniósł dłoń widząc, że jego rozmówczyni, chce znowu się odezwać. - Bo zakładam, że służba w domu tak jak my, nie wie, dlaczego i po co, chcesz złapać szajkę złodziejską. Ba, może nie powiedziałaś im, że po to przyjechałaś do Sorii. A skoro tak, to z pewnością przekazali strażnikom, że zostaliście w nocy napadnięci, a ty byłaś zmuszona uciec. 
- Nie powiedzieli! Evan zawsze ma wszystko pod kontrolą. - Olivia prychnęła i ciaśniej otuliła się płaszczem.
- Jeśli faktycznie nie zgłosili napadu straży tym bardziej nie pozwolę ci pójść ze mną.
- Ty sobie pomyśl, co powiedzą ludzie, jak zobaczą szlachciankę biegającą w tak pięknym, pochlapanym płaszczu i tych jakże urokliwych kapciach po stolicy. - Ignatius i Olivia jednocześnie zerknęli na Xaviera, w którego głosie dało się wyczuć nutę rozbawienia. - I te perfumy, żaden kwiatowy zapach nie umywa się do wonności kanałów. Szyk i klasa. 
Ignatius zamarł przeskakując wzrokiem z barda na dziewczynę. Słowa Delaneya wyraźnie miały na celu wyprowadzenie blondynki z równowagi, a ostatnim czego potrzebowali była rozwścieczona nastolatka. Nie, poprawka. Ostatnim czego on sam potrzebował była kolejna kłótnia między tą dwójką. 
Jednak Olivia nie odpowiedziała. Kiedy Xavier skończył mówić zaczerwieniła się i wbiła zawstydzony wzrok w zabrudzone mułem obuwie. Mężczyzna natomiast uśmiechnął się pod nosem i ponownie zamknął oczy. 
Chłopak westchnął i oparł dłoń na rękojeści katany.
- Za kilka godzin wrócę i macie się do tego czasu nie pozabijać. - powiedział spokojnie. - Jeśli będę miał okazję, przekażę Evanowi, że jesteś cała.  
To powiedziawszy oddalił się szybkim krokiem od ogniska starając się zignorować przenikający go do szpiku kości chłód.
~*~
Na pierwszy rzut oka w mieście panował względny spokój i wszystko toczyło się codziennym rytmem. W szczególności w pobliżu głównej ulicy jak zawsze królowały tłok i hałas, jednak Ignatiusowi nie umknęło, że znacznie mniej handlarzy zdecydowało się rozstawić swoje stoiska z towarami. Przemykając się pod ścianami budynków, zauważał głównie ludzi próbujących sprzedać owoce, warzywa oraz inne pospolite i niedrogie rzeczy. Na dodatek ustawiali się w większych odstępach od siebie nawzajem. Pomimo regularnie przecinających ulice patroli bali się, nie chcieli kusić złodziei stłoczonymi w jednym miejscu straganami. Nie ryzykowali utraty najkosztowniejszych dóbr. 
A strażnicy... Sekretarz odnosił wrażenie, że znacznie częściej pojawiali się na ulicach, jednak nie było to wywołane zaginięciem szlachcianki z mniejszej, kupieckiej rodziny. Nie, tak jak handlarze zachowywali ostrożność, tak oni wypatrywali potencjalnego zagrożenia ze strony szajki. Mógł więc śmiało stwierdzić, że sytuacja wyglądała tak samo, jak w dniu jego i Xaviera przyjazdu do Sorii. I nieszczególnie mu się to podobało. Było za spokojnie. 
Do czasu. Ignatius, jak i wszyscy przechodzący obok niego ludzie zatrzymali się w pół kroku, kiedy niedaleko dało się słyszeć wybuch, a w niebo wzbiły się tumany dymu i kurzu. Chłopak w ostatniej chwili ukrył się pomiędzy skrzyniami w bocznej uliczce, reakcja tłumu była niemal natychmiastowa. Ignorując krzyki straży, która próbowała przedrzeć się do miejsca zdarzenia, ludzie zaczęli uciekać, nie patrząc, czy przypadkiem nie tratują innych. 
- Będą się nas obawiać i wstrzymają się z kradzieżami, tak to szło? - Pokręcił głową z rezygnacją i odczekał kilka minut, by tłum się przerzedził. 
Ruszył po chwili, kiedy doskwierający mu od bezruchu chłód stał się nieznośny. Chociaż kusiło go, by wrócić już do magazynu, musiał sprawdzić, jak się miała sytuacja w domu rodziny Farren. Może na miejscu akurat byli strażnicy i rozmawiali ze służbą o poszukiwaniu Olivii? Powoli tracił nadzieję, że zastanie tam taki widok, ale chciał jeszcze w coś wierzyć. W tym przypadku w trzeźwe myślenie Evana i pozostałych służących. Ktoś w tym przybytku musiał zdawać sobie sprawę z niebezpieczeństwa, w które wplątała się szlachcianka. 
Albo tylko on był naiwny i wierzył w cuda
Ciche westchnienie wyrwało się z jego gardła, kiedy zachowując czujność i co raz zerkając na dachy budynków, przemierzał kolejne uliczki. Tutaj też było za spokojnie, jakby napad w ogóle nie miał miejsca. Niepewnie wychylił się zza rogu i rozejrzał po ulicy, przy której stało poszukiwane przez niego domostwo. Zdecydowanie zbyt spokojnie. Droga była kompletnie pusta, a biorąc pod uwagę pokrywającą ją cienką warstwę śniegu był skłonny stwierdzić, że żaden oddział straży jej dzisiaj nie przemierzał. Trzymając się cienia ruszył w kierunku domu Olivii. 
Mimowolnie odetchnął z ulgą, kiedy będąc już bliżej celu zauważył znajomą mu twarz zamiatającą schody wejściowe. Przynajmniej nie musiał wchodzić do środka bądź pukać z nadzieją, że ktoś mu otworzy. Młoda służąca, z którą rozmawiał kilka godzin przed przybyciem złodziei, w skupieniu zmiatała zalegający w wejściu śnieg całkowicie nieświadoma jego obecności.
Niewiele myśląc Ignatius zatrzymał się przy rogu budynku i pomachał jej, kiedy w pewnym momencie rozejrzała się po ulicy.
- Paniczu! - Głośny i zaskoczony krzyk kobiety sprawił, że chłopak drgnął i płochliwie rozejrzał się po okolicy w obawie, że ktoś jeszcze mógł to usłyszeć. - Czy panienka...?
- Z Olivią wszystko w porządku. - Uniósł ręce w uspokajającym geście, a służka przystanęła obok niego i odetchnęła z ulgą. - Znaleźliśmy tymczasową kryjówkę, właśnie miałem tam wracać. 
- Kamień z serca. Evan nieustannie was szuka. - Ignatius zmarszczył brwi.
- Nie zgłosił napadu straży?
- Nie. Same chciałyśmy to zrobić, ale kiedy tylko się ocknął zabronił nam komukolwiek o tym mówić. - Kobieta otuliła się narzuconym na ramiona ciepłym, brązowym paltem. - Nie rozumiemy dlaczego, bezpieczeństwo panienki powinno być najważniejsze...
- Wydaje mi się, że Olivia sama mu tak nakazała. - Chłopak założył ręce na piersi przypominając sobie poranną rozmowę z blondynką. - Czyli oboje wiedzą coś więcej o sytuacji panującej w mieście.
- Czy panience grozi niebezpieczeństwo? - Ciche, ale przepełnione lękiem pytanie sprawiło, że na chwilę się zamyślił.
Powinien był się domyślić, że jeśli Olivia coś planuje to z pewnością wtajemniczyła w to osobę, której najbardziej ufała. Kogoś musiała się radzić, a Evan wydawał się być mężczyzną trzeźwo myślącym i bez wątpienia lepiej niż ona znał miasto i zwyczaje tutejszych ludzi. Z jego pomocą to "śledztwo" musiało być znacznie łatwiejsze, więc nie mogła przed nim nic ukrywać. Tylko dlaczego, będąc sługą tak dbającym o swoją panienkę, stawiał jej rozkazy nad bezpieczeństwo? Co sprawiło, że pozostał przy ich planach wierząc, że mają one szansę się powieść? Przecież oboje mogli ściągnąć na siebie nieszczęście.
- Jeśli dalej będzie próbowała szukać złodziei, obawiam się, że tak... - wymamrotał w końcu Ignatius i spojrzał na służącą, która momentalnie zbladła i zasłoniła dłonią usta. - Czy Evan jest teraz w domu?
- Nie, niedawno wyszedł, by kontynuować poszukiwania. 
- Mógłbym cię poprosić, byś nie mówiła mu, że tu byłem? Dla dobra Olivii. - Chłopak miał wrażenie, że na ten moment musieli trzymać tę dwójkę osobno. Obecność silnego służącego sprawiała, że Olivia stawała się pewniejsza siebie i z większą łatwością podejmowała nierozważne decyzje. Gdyby się przy nich pojawił, Ignatius i Xavier nie mieliby nic do gadania, a tak przynajmniej mogli spróbować przemówić Olivii do rozsądku. - Porozmawiam z nią dzisiaj i spróbuję się dowiedzieć, co próbują osiągnąć wplątując się w działania szajki złodziejskiej. 
- Co też panienka znowu wymyśliła... - Kobieta westchnęła ciężko i pokręciła głową. - Krnąbrniejsza od swej matki. Może Margo miała rację, może powinnyśmy to były od razu napisać do pani Julii.
- To nie byłby zły pomysł. - stwierdził bez zastanowienia Iggy skupiając tym na sobie zainteresowanie służki. - Spotkajmy się tu jutro. Jeśli uda mi się czegokolwiek dowiedzieć, zdecydujemy, co powinniśmy zrobić dalej. Jeśli natomiast nie przyjdę do godziny piętnastej, pod nieuwagę Evana zgłosicie napad strażom i napiszcie do pani Julii. 
- Nie wiem, czy panience spodoba się nasza interwencja... - Brązowowłosa zawahała się.
- Jej bezpieczeństwo jest ważniejsze od niezadowolenia. I pani Julia z pewnością będzie wam wdzięczna, gdy jej córce nic się nie stanie. - Jego rozmówczyni niepewnie skinęła głową i odwróciła głowę, by spojrzeć na domostwo rodziny Farren i drzwi wejściowe, które pozostawiła uchylone.
Mroźny wiatr owiał ich niespodziewanie sprawiając, że Ignatius zadrżał i odruchowo się skulił. Potarł o siebie zmarzniętymi, zaczerwienionymi dłońmi, które dotychczas starał się trzymać w kieszeniach spodni i westchnął cicho, kiedy nie przyniosło to dlań zadowalających efektów. Po tak długim czasie spędzonym na zewnątrz przestawał się temu dziwić. Był natomiast pod wrażeniem, że dotychczas udawało mu się ten dokuczliwy ziąb tak długo ignorować. Pogoda zdecydowanie nie zamierzała mu sprzyjać. Musiał szybko wrócić do kryjówki i ciepłego ogniska, jeśli chciał uniknąć jakiegoś przeziębienia.
- Ah, ta paskudna pogoda! A panicz zostawił u nas swój płaszcz, kiedy uciekał z panienką! - Stojąca obok niego kobieta natychmiast zareagowała na jego próby rozgrzania się. - Proszę poczekać, zaraz go przyniosę. 
Nim Teroise zdążył cokolwiek powiedzieć zniknęła za rogiem i po chwili wróciła trzymając w dłoniach jego zimowy płaszcz. Chłopak przyjął ubranie z nieskrytą radością, nie tracąc czasu podziękował, założył je i ciasno otulił się grubym materiałem. Całkowicie zapomniał, że mógł o nie poprosić już na początku rozmowy. Opuszczając magazyn rozważał znalezienie jakiegoś cieplejszego odzienia, ale nawet nie przyszło mu na myśl, by po prostu odebrać swój płaszcz, z miejsca, w którym go zostawił. Jakże ciężko było czasem przeoczyć najłatwiejsze rozwiązania. I teraz przynajmniej czuł się bardziej przygotowany do jakichkolwiek działań.
Gdyby tylko jeszcze miał... Podniósł schyloną dotychczas głowę, kiedy przypomniał sobie o jednej, ważnej rzeczy.
- Muszę już iść, ale miałbym jedną, malutką prośbę... Czy macie może jakieś niepotrzebne buty? Najlepiej męskie. - Służka spojrzała na niego ze zdziwieniem, a Ignatius po zapięciu ostatniego guzika płaszcza złożył dłonie w błagalnym geście. - Proszę, zwrócę je jak tylko będę mógł.

Xavier?
Miało być fajnie wyszła kupa, przepraszam
W każdym razie, Ignaś bierze sprawy w swoje ręce

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz