środa, 17 marca 2021

Od Antaresa cd. Aries

"Chłopie, weźże siądź na tyłku i zacznij jeść! Też jestem głodny! Będziesz tak stał na środku, to w końcu cię coś trafi!"
Mag się nie mylił, ale Antares jeszcze o tym nie wiedział. Cały czas stał na środku jadalni, niepewnie błądząc wzrokiem wśród stołów i twarzy, robiąc niewielki krok w którąś stronę tylko po to, by zaraz się rozmyślić i cofnąć. To musiało źle się skończyć. Rycerz nie spodziewał się tylko, co dokładnie go dopadnie.
Biały cień pojawił się tuż przy nim. Antares drgnął, zaskoczony, instynktownie sięgnął do lewego biodra - tam, gdzie tkwiła rękojeść jego wiernego miecza, z którym mężczyzna nigdy się nie rozstawał. A raczej sięgnąłby, gdyby w prawej dłoni nie trzymał właśnie talerza pełnego parującej strawy. Rycerz zachwiał się, ruchem nadgarstka przechylił talerz tak, by nie uronić z niego ani jednego obsmażonego przez Irinę ziemniaczka. Nie wiedział jednak, jak próżne są jego starania.
Skupił się na wilku, w zamieszaniu nie dostrzegł, że istota tylko częściowo przypomina owo zwierzę.
"Co do kurwy nędzy?!" warknął ten drugi, już po raz drugi w ciągu ostatnich paru dni.
Antares próbował ocalić talerz, nie zwrócił jednak uwagi, że starając się go odsunąć od wilka, przysuwa go bliżej do jego długiego, łuskowanego ogona. Ogon wygiął się i smagnął, niczym zupełnie odrębne, żywe stworzenie. Talerz zawirował jak rzucona w powietrze moneta, jego zawartość poleciała wprost na podłogę.
"Nasze ziemniaczki!" zawył mag z rozpaczą w głosie.
Pozostali gildyjczycy gruchnęli śmiechem, Antares zrobił się purpurowy. Nie zdążył nawet pomyśleć o tym, by zacząć jakoś sprzątać bałagan u stóp, kiedy wilczyca błyskawicznie zajęła się jedzeniem. Dobrze wysmażony schabowy zniknął w jej przepastnej paszczy, szeroki ozór zamiótł rozsypane ziemniaki i po obiedzie Antaresa nie została nawet plama tłuszczu.
Na to wszystko do pomieszczenia wpadła dziewczyna, której Antares nigdy wcześniej nie widział. Drobna i smukła, najpewniej niknęłaby w tłumie, gdyby nie charakterystyczna, błękitna barwa włosów. Wartkim krokiem podeszła do rycerza, przeprosiła za swą podopieczną.
— Nie, nic się nie stało — zapewnił ją Antares, ściskając w dłoni pusty talerz. Zerknął ze smutkiem na przylepioną tłuszczem gałązkę koperku. — Ja, uhm... nazywam się Antares. Miło mi poznać. — Rycerz zwrócił się i do wilczycy. — Ciebie też, nicponiu.
Mężczyzna nie czuł się urażony tym, że pozbawiono go obiadu, nie denerwował się też na samą Aries. Nie można było powiedzieć tego samego o magu.
"Kolejny nieodpowiedzialny właściciel! Przecież psom nie wolno jeść kartofli i smażonego!"
"To raczej nie jest pies" zauważył Antares, zwróciwszy uwagę na łuskowany ogon Shio.
"Ale nadal!"
— Nic jej nie będzie od tych ziemniaków? — Antares odezwał się do Aries. Miał nadzieję, że odpowiedź kobiety uciszy wątpliwości tego drugiego, nie chciał słuchać jego narzekań i wywodód w środku nocy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz