sobota, 13 marca 2021

Od Mattii - What greater gift than the love of a cat

Cytat w tytule ― Charles Dickens



Początek marca przyniósł ciepłe, słoneczne dni, nie zrezygnował jednak z lekkich przymrozków w nocy. Przyroda wciąż jeszcze smacznie spała, utulona chłodnym dotykiem zimy, jednak słońce ściągnęło z niej ową puchatą, białą kołderkę. Cały śnieg spłynął już do rzek i stawów, a w powietrzu czuć było nadciągający wiosenny wybuch zieleni.
Mattia siedział w obserwatorium, kiwał się na krześle. Westchnął po raz kolejny. Oderwał rysik od kartki, przestał smarować na marginesie kolejne tornada. Bez względu na to, ile się namyślał, żadne dobre pomysły nie przychodziły mu do głowy. Wszystkie wydawały się banalne, proste, takie... zwyczajne. Nie miały w sobie za grosz indywidualności, tego specyficznego elementu, który odróżniał prezent udany od miernego.
Astrolog odchylił się na krześle nieco bardziej, w zamyśleniu podrapał się rysikiem po skroni, następnie wsunął go pomiędzy wydęte wargi i nos. W tej jakże dostojnej, kontemplacyjnej pozie zastał go Isidoro.
Młodszy D'Arienzo wparował do obserwatorium, otwierając sobie drzwi kopniakiem, a że sam nie był przyzwyczajony do takiego sposobu otwierania drzwi, to zachwiał się w progu i niemal przewrócił. Mattia prawie zleciał z krzesła, rysik spadł mu na podołek, poturlał się gdzieś pod biurko. Astrolog zaraz jednak się pozbierał i wstał, widząc stan Isidoro.
Isidoro był przemoczony. Woda kapała mu nawet z włosów, wręcz ciurkała na podłogę, zostawiając mokrą plamę na drewnianej podłodze. Isidoro przyciskał do piersi skłębiony, brudny gałgan, a wyobraźnia Mattii momentalnie doprawiła tam jakąś poważną, krwawiącą ranę.
― Ravi...!
― Javiera!
― Co?
Dopiero wtedy Mattia zauważył, że brudny gałgan wcale nie jest zakrwawiony. Do tego trochę się rusza. I jeszcze na dodatek miauczy.
― Znalazłem go w worku. W rzece ― wyjaśnił Isidoro, widząc spojrzenie brata. ― Jak poszedłem zmywać chochle, coś się rzucało w nurcie, między kamieniami.
Młodszy astrolog odsłonił kawałek gałgana, spomiędzy fałd materiału wychynęła drobna łapka. Mattia podszedł bliżej.
― Daj go. Ja zaniosę go do Javiery, niech go zbada, a ty się przebierz. I idź do Iriny, na pewno będzie miała jakieś jedzenie dla kota. ― Astrolog odebrał zawiniątko od Isidoro, popatrzył na zwierzaka. ― Jak myślisz, ile on może mieć? Z miesiąc? Więcej?
Chciałoby się powiedzieć, że kot wyglądał jak obraz nędzy i rozpaczy - rude futerko zmierzwione było wodą i błotem, oblepiało jego sylwetkę sprawiając, że wyglądała na chudą i zabiedzoną. Jednak nie była to prawda - oczy kota błyszczały żywo, nie było w nich ani strachu, ani pustki. Mattia mimowolnie uśmiechnął się na ten widok. Podobały mu się te oczy, lśniące niczym dwa odpryski tanzanitu, z zainteresowaniem śledzące poczynania obcych mu ludzi.
― Jak będziesz w kuchni, to przy okazji oddasz też te chochle ― dodał Mattia, zerknął z powrotem na Isidoro. ― Masz je, prawda?
― Nie przy sobie...


― Zastanawiałeś się nad imieniem? ― zagaił Mattia, ale nie odwrócił się do brata.
Całą jego uwagę pochłaniał igrający na podłodze rudy kot. Astrolog trzymał w dłoni krótki patyk, na jego końcu dyndała stara szmatka. Obserwował, jak kociak próbuje dopaść ów skrawek, lekki uśmiech błąkał się na jego twarzy. Jakimś cudem przeprawa w rzece wcale nie nadszarpnęła kociego zdrowia. Javiera sprawdziła, że nie jest ranny, pomogła go umyć i wysuszyć. Isidoro go nakarmił, Mattia napalił w piecyku i poświęcił nieco poduszek i ubrań, by zrobić dla niego wygodne posłanie. Kociak wyspał się w spokoju, a następnego dnia nie dało się poznać, że dopiero co otarł się o śmierć. Mattia po prostu nie potrafił objąć umysłem tego, jak ktoś mógł w ogóle podnieść rękę na takie urocze stworzenie.
― Nie powinniśmy go nazywać.
Dziwaczna odpowiedź w końcu odwróciła uwagę Mattii od kota. Zerknął na Isidoro, uniósł brew.
― Dlaczego? Nie będziemy przecież cały czas nazywać go po prostu kotem.
― Nie jest nasz.
Mattia westchnął.
― Znalazłeś go w worku, w rzece. Poprzedni właściciel go nie chciał.
Isidoro pokręcił głową. Kot, korzystając z chwili nieuwagi, wyrwał Mattii patyk z ręki, wpił wszystkie pazury w chusteczkę. Młodszy astrolog wstał od biurka, podszedł i uklęknął przy kocie. Ten przestał męczyć materiał, zamiast tego wspiął się na kolano Isidoro i położył się, moszcząc między fałdami haftowanego płaszcza. Wszystkie zwierzęta w jakiś cudowny sposób łagodniały w obecności Isidoro, ten jeden rudy łobuz nie były wyjątkiem.
― Będzie lepiej, jeśli go sobie nie zatrzymamy ― powiedział astrolog, głaszcząc puszysty łepek. ― I tak chciałeś dać prezent, prawda? I nadal nie masz pomysłu.
Mattia zdziwił się, ale zaraz połączył wątki.
― Niestosownym jest dawać prezent, który nic nie kosztował, a do tego wymaga opieki i poświęcenia ― zaczął, ale nim skończył zdanie, już wiedział, że jego brat ma rację. ― Chyba, że ma się pewność, że zostanie dobrze przyjęty.
Mattia popatrzył na kotka, wyciągnął do niego rękę, dotknął puszystej łapki. Dziwne, normalnie nie oddałby nikomu przygarniętego zwierzęcia, chyba że absolutnie nie miałby możliwości go zatrzymać. Tym razem jednak perspektywa przekazania kotka nie tylko go nie bolała, ale wręcz napawała radością.
― Daleko nie pójdziesz. I trafisz w bardzo dobre ręce.


Mattia włożył poduszkę do płytkiego koszyka, następnie okrył ją jeszcze kolejną warstwą materiału. Udrapował nadmiar po brzegach tak, by wymościć również i ścianki, tworząc przytulne gniazdo. Wziął następny pas materiału, przywiązał końce po przeciwnych stronach kosza - oto powstał wygodny uchwyt. Podniósł, sprawdził, czy koszyk nadmiernie się nie chybocze.
― Jesteś pewien, że będzie grzecznie siedział? ― rzucił do stojącego obok Isidoro. Młodszy astrolog zajęty był głaskaniem trzymanego w ramionach kota.
― Dzisiaj, wyjątkowo - owszem.
Isidoro zawsze potrafił bezbłędnie przewidzieć nawet najbardziej pokomplikowany bieg wypadków, i Mattia widział to już wielokrotnie, jednak miał pewne wątpliwości, gdy chodziło o przewidywanie zachowania rudego kociaka.
― Na pewno?
― Na pewno ― Isidoro pochylił się, ułożył kota w koszyku. ― Dzisiaj jest przecież wyjątkowy dzień.
Kocur popatrzył na astrologów przelotnie, następnie udeptał sobie posłanie, zwinął się w kłębek i ziewnął przeciągle.
― Śpij, śpij, nie przeszkadzaj sobie ― powiedział do niego Mattia, ostrożnie okrywając koszyk cienkim materiałem.
W normalnej sytuacji materiał zostałby już dawno upolowany i przerobiony na ścinki. Ale to był w końcu wyjątkowy dzień, toteż kot nie poruszył się nawet, a jedynie wsunął puchate łapki w fałdy poduszki i poszedł spać. Mattia ostrożnie podniósł koszyk uważając, by nie chwiać nim za mocno., miarowe kołysanie wydawało się jednak tylko bardziej usypiać kota.
Mattia znalazł Cahira późnym popołudniem. Akurat tego dnia szpieg musiał zastąpić Fionę na patrolu nocnym, toteż wrócił do siedziby Gildii nad ranem, potem odsypiał zarwaną noc i wstał dopiero na obiad. Ale dzięki temu po obiedzie był najedzony i wyspany, a więc i w dobrym humorze.
― Dziś jest wyjątkowy dzień ― zaczął Mattia tymi samymi słowami, które powiedział do niego Isidoro, wywołując na twarzy szpiega wyraz wpierw zaskoczenia, potem lekkiej podejrzliwości.
― Cervan czegoś chciał? Nie przypominam sobie...
Astrolog parsknął śmiechem, pokręcił głową zrezygnowany.
― Wszystkiego najlepszego! Mam coś dla ciebie ― To mówiąc wyciągnął przykryty materiałem koszyk w stronę Cahira.
Drugi mężczyzna zamarł na chwilę, trudno było odczytać cokolwiek z jego wyrazu twarzy. Mattia odniósł jednak wrażenie, że czubki uszu Cahira zrobiły się nieco czerwone.
― Poważnie... ― mruknął, z ociąganiem odbierając od niego koszyk. ― Nie musiałeś. Nie potrzebuję żadnych nowych rzeczy.
― Wiem. Dlatego nie daję ci rzeczy.
Materiał poruszył się. Kot widać znudził się spaniem, zaczął wiercić na poduszce i szybko zrzucił okrycie. Niebieskie oczy momentalnie zogniskowały się na Cahirze, kociak wbił pazury w poduszkę i miauknął bojowo.
― Mam nadzieję, że wymyślisz dla niego odpowiednie imię.

1 komentarz: