środa, 31 marca 2021

Od Isidoro do Tadeusza

— Goniec na C5 — powiedział w końcu Isidoro po długim czasie namysłu.
Jadący obok Tadeusz wydał z siebie głuche "hm", w zamyśleniu przełożył w łapach wodze swojego kucyka.
Isidoro przywykł już do tego, że Mistrz Cervan miewa niezwykłe pomysły i projekty, i że zleca gildyjczykom przedziwne zadania. Ale polecenie, by wyruszył wraz z Tadeuszem do Vallmory i wygrał odbywający się tam turniej szachowy, było więcej niż egzotyczne. Chyba najlepiej skwitował to Tadeusz, kiedy obaj mężczyźni siedzieli w gabinecie Mistrza słuchając jego pomysłów - na słowa Cervana Tadeusz nawet nie drgnął, jedynie powoli i wymownie mrugnął migotką. Jeden raz.
Sytuacja zmieniła się, gdy Mistrz wziął się do wyjaśniania, dlaczego ów turniej szachowy tak nagle go zainteresował. Otóż okazało się, że sobie tylko znanymi metodami Cervan dowiedział się interesujących rzeczy na temat przewidzianej w nim głównej nagrody. Kielich wykonany z oprawionej w białe złoto muszli nautilusa, był dziełem sztuki sam w sobie. Wskazana przez Cervana rycina nagrody zaparła dech w piersiach Isidoro, który przecież jako szlachcic był przyzwyczajony do drogich, artystycznie wykonanych przedmiotów. Przyciągnęła też uwagę Tadeusza - mag pochylił się, wziął kartkę w łapę, starannie zlustrował rycinę wzrokiem i podsumował, że ten turniej może nie jest takim najgorszym możliwym pomysłem.
— Wieża na G6.
Teraz to Isidoro się zamyślił. Utkwił wzrok między końskimi uszami, pozwolił, by Canopus narzucał tempo. Jego siwek dreptał noga za nogą, niestrudzenie pokonując kolejne staje drogi.
Podróżowali już od dobrych paru dni, a długie godziny spędzone w siodle sprawiły, że Tadeusz zrobił się o wiele mniej skory do rozmowy, niż na początku. W sumie przez ostatni czas jedyne, co robili, to rozgrywali kolejne partie szachów.
— Królowa na E5.
Wąski trakt, którym do tej pory podążali, wpadł w końcu w szeroki, brukowany gościniec, kompletnie zapchany przez zdążających do miasta i z powrotem podróżnych. Isidoro i Tadeusz zaraz wmieszali się w tłum rolników pędzących stada zwierząt na targ, w zgraję kupców usiłujących krzykiem wydrzeć nieco więcej miejsca dla swych obładowanych karawan, w mrowie pojedynczych pieszych taszczących gdzieś swój dobytek. Trafiła się nawet jakaś nieco obdarta trupa akrobatów i muzyków. Mury miejskie wydawały się być blisko, ledwie na wyciągnięcie ręki, ale trudno było oszacować, ile zajmie im dotarcie na miejsce wraz z przebiciem się przez zator na drodze.
— Dokończymy tę partię kiedy indziej — mruknął Tadeusz, wyciągając z juków swoją laskę i chwytając ją strategicznie w połowie długości. — Toruj drogę. I uważaj na bagaż.
Isidoro skinął głową, ponaglił nieco Canopusa. Koń niechętnie wszedł między ludzi, parsknął głośno, zmuszając kilka najbliższych osób do odwrócenia głowy. Ktoś zaprotestował, ktoś w niewybredny sposób skomentował zniewieściałego paniczyka i jego tresowaną żabę. Astrolog zapobiegawczo położył dłoń na klapie juków, zerknął przez ramię na Tadeusza. Medyk wprawnie lawirował między ludźmi, popędzał kuca tym niewielkim przesmykiem, który pozostawiał za sobą Canopus. Ich cel był już blisko - teraz pozostało im tylko zarejestrować się na turnieju i będą mogli w końcu odpocząć w normalnej karczmie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz