środa, 17 marca 2021

Od Hekate

Nosz ja pierdole - splunęłam krwią- Lambert Ty chuju.
Odskoczyłam w bok i sekundy później wściekły minotaur uderzył w drzewo roztrzaskując je. Ta walka trwała już zdecydowanie za długo, a stwór, z którym walczyłam miał o wiele za dużo energii. Po raz nie wiem już, który zwyzywałam w myślach Lamberta- zleceniodawcę polowania na minotaura. Bestia znowu zaczęła biec w moim kierunku- dotarło do mnie, że ganiając się z nią nie wygram. Odbiegłam na znaczny kawałek i szybko ułożyłam na ziemi pułapkę, która chociaż na chwilę miała spowolnić stworzenie.
-Tutaj jestem kupo mięsa!- krzyknęłam i wskoczyłam na drzewo.
Minotaur zaczął biec w stronę mojego głosu i na szczęście jego racica wpadła w pułapkę. Skoczyłam na jego plecy, złapałam za grzywę by odchylić mu głowę do tyłu i najgłębiej jak mogłam wbiłam sztylet w jego szyję i przeciągnęłam nim po gardle. Poczułam jak bestia opada na plecy więc odskoczyłam na bezpieczną odległość. Chwilę leżał nieruchomo, dostał drgawek i ostatecznie padł. Jeszcze upewniłam się, że na pewno nie oddycha po czym odcięłam jego łeb i zapakowałam w płócienny worek.
-Wróciłam!- krzyknęłam na wejściu do karczmy.
Mężczyzna przy barze odwrócił się w moim kierunku ze zdziwionym wzrokiem. Podeszłam do niego i położyłam na blacie wór, z którego wyciągnęłam łeb bestii.
-Lambert, oj Lambert. Liczyłeś, że mnie zabije?- uśmiechnęłam się lekko- Jesteś wyjątkowo głupi. A teraz zapłata.
Czarnowłosy mężczyzna niepewnie sięgnął do kieszeni i podał mi mieszek złotych monet.

***

Właśnie wchodziłam do miasta o dumnej nazwie Hallasholm leżącego w Nalaesi. Podróżowałam już parę porządnych lat, lecz nadal nie znalazłam tego jednego miejsca, w którym mi się spodoba i mogłabym się osiedlić. Chodziłam od miasta do miasta w różnych krajach na różnych kontynentach wykonując różne zlecenia. Pierwszym co rzuciło mi się w oczy był młody chłopak- na oko 13 lat- który przeganiał stado owiec przez drogę. Szło mu to niezbyt dobrze, co chwilę jakaś owca uciekała mu ze stada. Postanowiłam podejść i spytać czy mu pomóc. Młodzieniec przestraszył się na mój widok- wcale mu się nie dziwę- ale po chwili przybrał poważny wyraz twarzy i zapytał:
-Czy mogę w czymś Pani pomóc?
-Właśnie chciałam zaproponować Tobie pomoc- uśmiechnęłam się delikatnie.
-Bardzo by mi się przydała, dziękuję.
Po tych słowach zaczęłam pilnować owce i zaganiać je do stada, gdy jakaś próbowała się oddalić. Chwilę później chłopiec już był na drodze na pastwisko. Pomachał mi ręką i skinął w podziękowaniu. Moim kolejnym celem było znalezienie jakiegoś miejsca gdzie mogę się przespać i zjeść coś. Nie było to trudne- już po chwili zobaczyłam duży budynek, który miał na sobie tablicę z rysunkiem łóżka. W środku za ladą stała miło wyglądająca kobieta, podeszłam do niej i powiedziałam:
-Dzień dobry, są jakieś wolne miejsca na nocleg?
-Jakieś się znajdzie, człowiek czy nie człowiek?
Nigdy nie wiedziałam kto i jak jest nastawiony do nie ludzi więc dla bezpieczeństwa odpowiedziałam, że jestem człowiekiem. Kobieta uśmiechnęła się i wręczyła mi klucz do pokoju o numerze sześć. Poszłam tam odnieść swoje rzeczy po czym znowu wróciłam na ulicę. Skoro sprawę noclegu załatwiłam to należałoby coś zjeść. Znalezienie knajpy nie należało do rzeczy ciężkich- była dosłownie naprzeciwko miejsca gdzie spałam. Siedziało w niej parę ludzi, orków i para sukkubów.
-Czyli miasto przyjazne nie ludziom- pomyślałam.
Usiadłam przy barze, na wolnym stołku i zawołałam kogoś żeby przyjął moje zamówienie. Po chwili podszedł do mnie starszy, wielki mężczyzna i spytał czego sobie życzę. Wybór padł na kurczaka z jabłkiem i ziemniakami. Nie musiałam długo czekać na posiłek- jeśli chodzi o smak to po prostu niebo w gębie. Bardzo szybko zniknął z mojego talerza. Poprosiłam jeszcze o wodę, którą powoli piłam. Postanowiłam jeszcze chwilę posiedzieć w barze i podsłuchać niektóre rozmowy. Jedna szczególnie mnie zaciekawiła.
-Brakuje mi pieniędzy, wszędzie zlecenia ciężkie, a pieniędzy jak pies nasrał.
-Widzisz te dwa sukkuby? Słyszałem jak rozmawiają o Tirie. Ponoć bardzo dobrze płacą.
-Dość daleko.
-Co prawda to prawda, ale kiedyś musimy się wybrać.
Tyle informacji mi starczyło, więc zapłaciłam i wyszłam. Robiło się powoli ciemno więc weszłam do budynku naprzeciwko i podeszłam do kobiety, która dała mi klucz. Przeprosiłam ją za to, że ją okłamałam, ale ona nie miała z tym problemu- rozumiała czemu zrobiłam tak, a nie inaczej. Postanowiłam, że płacąc za nocleg zostawię trochę napiwku.

***

Szłam do tego przeklętego Tirie sześć dni, a nadal nie było go widać. Już chciałam to pierdolnąć i dać sobie spokój, gdy zobaczyłam drogowskaz z ledwie widocznym “T”. To musiało być to, na pewno. Ruszyłam w tamtym kierunku i nie zawiodłam się. Po chwili zobaczyłam pierwsze zabudowania.
-W KOŃCU!- krzyknęłam entuzjastycznie w myślach.
Jednak od wsi odciągnęła mnie jedna rzecz- piękna rzeka o spokojnym nurcie. Mogłam co prawda umyć się w normalnych warunkach, ale co to za zabawa? Szłam wzdłuż rzeki do miejsca, w którym uznałam, że nikt mnie nie zobaczy. Rozebrałam się i wskoczyłam do wody. Zimny, kojący nurt opływał moje ciało rozluźniając spięte mięśnie. Położyłam się na powierzchni i swobodnie po niej dryfowałam.
Gdy stwierdziłam, że starczy relaksu to wyszłam na brzeg i założyłam świeżą bieliznę po czym uprałam tą brudną. Założyłam wszystko co miałam założyć i stwierdziłam, że pójdę głębiej. Skoro na początku spotkałam coś tak cudownego to może coś jeszcze lepszego mnie spotka? Za rzeką rozciągała się duża łąka, a na jej środku stały ogromne zabudowania.
-Tak, to jest to. Miejsce, w którym chcę mieszkać.- powiedziałam sama do siebie.
Wiedziałam, że za wszelką cenę będę starała się odkupić to miejsce od kogoś kto tam mieszka, a jak się nie uda to będę próbowała się dogadać żeby tam zamieszkać. Ruszyłam w jego kierunku jednak za daleko nie zaszłam. Przed moimi oczami…

Ktoś?

1 komentarz: