poniedziałek, 8 marca 2021

Od Lei

Wstrzymałam oddech, obserwując zająca obgryzającego leniwie gałązki krzewu. Zima nikogo nie rozpieszcza, niezależnie od gatunku, ale zwierzęta doskonale wiedzą, jak sobie radzić. Choć wszystko zdawało się być ospałe, w letargu oczekując nadejścia wiosny, zające nie mogły sobie pozwolić nawet na chwilę nieuwagi. Całe szczęście, miałam już przygotowany łuk oraz strzałę - gdybym teraz musiała to wszystko zdejmować z siebie, czułe uszy szaraka z pewnością by to wychwyciły. I tak miałam wystarczająco utrudnione zadanie z powodu zarośli, w których skrył się zwierzak, wymierzyć czysty tor lotu dla strzały to było spore wyzwanie, choć mimo wszystko chciałam spróbować. Wypuściłam z płuc już trochę zbyt długo przetrzymywany oddech, a z moich ust uleciał mały kłąb pary. Jest zimno, zaraz trzeba będzie wracać. Potarłam o siebie zmarznięte dłonie, lekko już zaczerwienione. Gdzieś nad nami przeleciała wrona, moszcząc się na jednej z gałęzi. Utkwiła swoje paciorkowate oczy w sobie tylko znanym punkcie i zaskrzeczała głośno, jakby z pretensją - co ten człowiek robi w naszym lesie?! Szarak najwidoczniej był przyzwyczajony do podobnych hałasów, bo jego uszy drgnęły tylko minimalnie i dalej przeżuwał spokojnie gałązki.
Powoli nałożyłam strzałę na cięciwę i wycelowałam. Ta pomknęła, wydając z siebie przeciągły świst i trafiła cel - zwierzak próbował uciekać, ale ubiegł raptem kilka metrów, by zaraz paść. Wstałam i podeszłam w jego stronę, ostrożnie omijając plamy krwi. Oczyściłam strzałę, po czym szybko zdjęłam skórę ze zwierzyny - oddzielnie zapakowałam je do płóciennej torby i wstałam, czując lekkie trzeszczenie w stawach kolanowych.
Skoro skończyłam z obowiązkami, mogłam już spokojnie iść i przyglądać się otoczeniu. Byłam naprawdę szczęśliwa, że znalazłam w okolicy tak piękny las - w krajobrazie dominowały pola uprawne, ale tu i ówdzie zdarzały się większe skupiska drzew. W najlepsze trwała sobie zima, więc nie miałam okazji poznać pełnej flory i fauny okolicy, ale przecież planowałam zostać tu na dłużej, a i ta pora roku ma swój urok. Tęskniłam za wszechobecną zielenią, ale gołe gałęzie drzew też były na swój sposób pociągające - choć w dzieciństwie się ich bałam, przypominały mi wyciągnięte ręce potworów. Teraz przywodziły mi raczej na myśl smutne i osamotnione istoty, które czekają na nowe życie. Jeszcze trochę i faktycznie się doczekają - przynajmniej taką miałam nadzieję. W tym świecie, pełnym kataklizmów i innych niebezpieczeństw, jutro zawsze było niepewne.
Spochmurniałam - ech, zimowe poranki jednak rzadko kiedy sprzyjają szampańskim nastrojom, choć obstawiałam, że kiedy dotrę do gildii, raz dwa to się zmieni, zupełnie jak w moim rodzinnym domu. Będę musiała przy okazji napisać do nich listy, przez dłuższy czas to będzie nasza jedyna forma komunikacji, więc warto byłoby o nią dbać.
W pewnym momencie dostrzegłam znajomą sylwetkę - o proszę, ktoś z gildii. Nie pamiętałam jeszcze większości imion, ale mniej więcej kojarzyłam twarze - zapewne nie wszystkie, ale zawsze coś. Tak właściwie, jak w danej sytuacji najlepiej się przywitać? Bardziej oficjalnie czy mniej, powinnam użyć jakiejś formy grzecznościowej? Postać była już raptem kilka metrów ode mnie, więc trzeba reagować - wyciągnęłam rękę i lekko pomachałam
- Dzień dobry - uśmiechnęłam się. - Wybierasz się może na spacer?

Ktoś?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz