środa, 10 marca 2021

Od Cahira cd. Madeleine

Wkroczywszy do Sali Wspólnej, zmarszczył brew, zatrzymał się w pół kroku.
— Madeleine?
Dziewczyna siedziała sama w kącie pomieszczenia. Głowę opartą miała o blat stołu, twarz ukrytą w ramionach, włosy lekko zmierzwione. Cahir zbliżył się do niej po chwili ociągania, krokiem leniwym, nieco rozkołysanym.
— Wszystko w porządku?
Nie odpowiedziała, nie zareagowała w żaden sposób. Cahir złapał ją za ramię, lekko nim potrząsnął.
— Madeleine.
— Zost... — wybełkotała, lekko unosząc się na łokciach, na oślep próbując odepchnąć jego rękę.
— Co?
— Zost... zostaw mnie. 
Cahir objął spojrzeniem porozstawiane na stole butelki, podparł się pięścią pod bok, pokręcił głową. Stał chwilę w bezruchu, niepewny, co zrobić.
— No ładnie — mruknął, siadając naprzeciw. Rozparł się na oparciu, założył nogę na nogę. — Wiesz, że pannom nie wypada doprowadzać się do takiego stanu, prawda?
Madeleine się nie poruszyła. Cahir sięgnął po butelkę, jedyną, która nie została całkowicie opróżniona, nalał sobie wina do szklanki dziewczyny.
— Zamierzasz tu spać? — zapytał bez przejęcia w głosie, śledząc wzrokiem bordową, lśniącą w mroku strugę.
Cisza.
— Słyszysz w ogóle, co mówię?
Madeleine burknęła coś pod nosem, nieznacznie poruszyła ramionami. 
— Słucham? — zapytał.
— Spieeerd...
— No tak — parsknął, uśmiechając się krzywo. Uniósł szklankę do ust. Wino było ciepłe, nieco zwietrzałe. Skrzywił się jeszcze bardziej, tym razem ze zdegustowaniem. — Jak uważasz, co powinienem z tobą zrobić? Bo ja myślę, że nic. Po tym wszystkim, co się między nami wydarzyło, twój los nie powinien mnie obchodzić. I chyba nie obchodzi.
Madeleine, nie patrząc na niego, milczała. Siedzieli dłuższą chwilę w ciszy. W końcu Cahir westchnął, podniósł się opieszale.
— Masz szczęście, że nigdy nie robię tego, co powinienem. I że jesteś w tak śmiesznie złym stanie, że prawie mi cię żal.  I że twoja kwatera jest obok mojej, więc mam po drodze.
Madeleine, oczywiście, nie odpowiedziała.
— Wstawaj, hrabianko. — Złapał ją pod ramionami, podniósł, postawił na nogi, powstrzymał przed upadkiem, bo była półprzytomna, leciała przez ręce. — Zbieraj godność z blatu, wracasz do swojej komnaty.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz