niedziela, 14 marca 2021

Od Cahira

Wnętrze karczmy było zatłoczone, panowała w nim duchota. Cahir, wachlując się kartami, westchnął.
— Gotowa? Możemy sprawdzać?
— Ale — zająknęła się Fiona, rzuciwszy mu spłoszone spojrzenie. — Ale że już?...
Skinął głową przesadnie głęboko, w geście pełnym powagi.
— Miałaś dostatecznie wiele czasu, by się namyślić. Ile już siedzimy nad tym rozdaniem? Chyba najwyższa pora je zakończyć, co?
— Nie skończyłam jeszcze — zaoponowała gwałtownie. — Poczekaj chwilę. — Lekko wysunęła ze swego wachlarza kartę, przyjrzała się jej uważnie, zawahała się, zmieniła zdanie, schowała ją z powrotem. Wyjąwszy inną, odrzuciła ją na bok, niepewnie pociągnęła z równiutkiego stosu, dobrała nową. — No dobrze. Teraz. Teraz chyba możemy. 
Cahir, choć wiedział, że wygra, nie uśmiechnął się.
— Odkrywamy na trzy-cztery?
Cisza. 
— Fiona.
Dziewczyna uniosła wzrok znad kart, popatrzyła na niego lśniącymi od alkoholu oczami.
— Co?
— Na trzy-cztery?
— Tak. Może być — przełknęła głośno ślinę. — Na trzy-cztery.
— Razem?
— Razem.
— Już?
— Tak.
— Trzy-czte-RY! 
Karty odsłonili w tym samym momencie.
Fiona podniosła się na krześle, pochyliła nad stołem, żeby lepiej widzieć. By zachować równowagę, musiała podeprzeć się ręką. Mrużąc oczy, nieco niezgrabnie odgarnęła z czoła kilka rudych kosmyków, które, wymsknąwszy się z klamry, swobodnie opadały jej po obu stronach twarzy. 
— Wygrałam? — zapytała z przejęciem w głosie.
Cahir nie poruszył się. Porównał karty szybko, niedbale, dla pozoru. Spojrzawszy na Fionę, pokręcił głową.
— Przegrałam? — domyśliła się. Jej spojrzenie przygasło, muśnięte czerwienią kości policzkowe jakby pobladły. 
— Piąty raz z rzędu — wytknął jej Cahir. — Powinnaś się skupić.
Fiona jęknęła, opadła na siedzenie.
— Jak to: przegrałam? Znowu? Cholera jasna, przecież to — czknęła, zasłoniła ręką usta — przecież to niemożliwe... Dobrze sprawdziłeś? Naprawdę dwie damy, dwie dziewiątki i as są słabsze od trzech waletów i dwóch dziesiątek?
— Naprawdę.
Jednym ruchem zgarnął karty ze stołu, przetasował je szybko, z niewymuszoną zręcznością, nie patrząc na dłonie. Nonszalancko rzucił je na miejsce.
— Nalejesz sobie wina, czy cię wyręczyć?
— Wyręcz mnie, kurwa.
Sięgnął po butelkę, podstawił sobie kieliszek Fiony, nalał z czubkiem. Zasady gry, którą wymyślili na poczekaniu, nudząc się w karczmie, były nieskomplikowane. Osoba, która przegrała rozdanie, musiała wypić lampkę wina. Naraz, jednym haustem. Cahir odetchnął głęboko, zawadzając wzrokiem o swój kieliszek. Wciąż lśnił czystością.
— Jak to możliwe, że cały czas masz takie mocne karty? — zapytała, patrząc na niego przez szkło, niechętnie mocząc wargi w winie.
— Mam doświadczenie. Poza tym, wiesz, znam zasady.
— Shhh — uciszyła go. — Dopiero się uczę, jasne? Dawaj jeszcze raz. Tym razem mi się uda, zobaczysz. Nie można przecież przegrywać w nieskończoność... Dasz mi fory?
Cahir się zaśmiał.
— Dam.
Rozdał karty, zaczęli grać. Fionie szło, oczywiście, nie najlepiej. Cahir nie przykładał zbytniej uwagi do rozgrywki, wątpił w umiejętności elfki, nie uważał jej za trudnego przeciwnika. Rozglądał się po pomieszczeniu od niechcenia, łowił strzępy rozmów, mimowolnie przemykał spojrzeniem po mijających ich stolik osobach, po ich błyszczących wisiorkach, skrzących się pierścieniach, kołyszących kolczykach. Nigdy się z tego nie wyleczę, uśmiechnął się krzywo, wracając spojrzeniem do kart.
— Cahir?
— Hm?
— Mogę wymienić?
— Wymieniłaś już dwa razy — przypomniał.
— Dlatego pytam, czy mogę. Zgadzasz się?
— Zasady gry mówią, że...
Fiona popatrzyła na niego oskarżycielsko.
— Miałeś dać mi fory!
— No dobrze — uśmiechnął się bezradnie. — Nagnijmy reguły. Ten jeden raz.
Rozdanie trochę się przeciągało. Po raz kolejny. Fiona kombinowała na wszystkie sposoby, przesadnie długo deliberowała nad każdym ruchem. Cahir obserwował zebranych przy kontuarze mężczyzn. 
Syriusz stał tuż przy barze, nieopodal ich stolika, ale Cahir nie rozpoznał go od razu. Mężczyzna ubrany był w kruczą czerń, trochę ginął w mrokach nie najlepiej oświetlonej karczmy. Wyraz twarzy miał, jak zawsze, niewzruszony, spojrzenie beznamiętne, jakby puste. Cahir nie lubił tego wzroku, coś mu się w nim nie podobało. Znał wielu ludzi, którzy patrzyli w ten sposób. Wszyscy pochodzili z Ovenore.
Fiona, zobaczywszy skrytobójcę, poderwała się z miejsca.
— Syriusz, cześć! — przywitała się wesoło. — Co tu robisz?
Mężczzyna nie spojrzał na nią od razu. A gdy spojrzał, nie wyglądał na zdumionego.
— Cześć — odpowiedział obojętnie, tonem pozbawionym emocji. — Nic szczególnego. Tylko się rozglądam.
Fiona błysnęła zębami w uśmiechu.
— Czyli nie jesteś zajęty?
— Możliwe, że nie. O co chodzi?
— Może usiądziesz z nami? Popatrz, tam siedzi Cahir — powiedziała w taki sposób, jakby prezentowała mu jakieś wyjątkowo egzotyczne zwierzę. — Cahir jest miły i w ogóle, poza tym mamy wino i karty, i żarcie nawet, to już w ogóle fajnie, nie? Pograsz z nami w karty? Wymyśliliśmy zabawną grę.
Syriusz nie odwzajemnił uśmiechu.
— Nie sądzę. Nie jestem w nastroju.
— Jak to nie? Dlaczego nie? Zagraj, prooooszę! — pisnęła Fiona przeciągle. — We dwójkę jest nudno. Jak nie zagrasz, Cahirowi będzie przykro. Prawda, Cahir?
Cahir uśmiechnął się w połowie grzecznie, w połowie wymuszenie. 
— No oczywiście.
— Widzisz?.... Syyriuusz — jęknęła błagalnie, ciągnąc go za rękaw.
Skrytobójca zbył ją nonszalanckim machnięciem ręki.
— Może następnym razem, dobrze?
— Ale jesteś — nadąsała się Fiona. — Teraz będzie mi smutno. Mnie i Cahirowi. Popatrz na niego. Widzisz, jaki jest rozczarowany?
Cahir zaśmiał się, tym razem szczerze. Odsunął wolne krzesło.
— Siadaj, Syriusz. Chociaż na chwilę. Chyba nie odmówisz kobiecie?

Syś? ;3

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz