niedziela, 21 marca 2021

Od Ophelosa CD Leonarda

Dawno nie czuł się tak doceniany. Nie pamiętał, gdy ostatni raz to cudze usta, a nie te jego, obcałowywały złoto skóry, nie pamiętał, gdy cudze palce z afektem plątały wokół siebie loki, gdy opuszki z zachwytem zatrzymywały się na kościach policzkowych. Czuł się rozkosznie.
Prawdopodobnie już kilka lat temu, że ładnym chłopcem był. Ze sprężystym i dumnym krokiem wypracowanym za pomocą mordęgi treningów, ze skrzącym się, o dziwo, bystrym srebrem okalającym źrenicę. Może się rozleniwił i po prostu przestał dbać o kiedyś całkiem doskonałe, całkiem elastyczne, całkiem kształtne ciało. Odrobinę zazdrościł Leonardowi tej delikatności jego palców, braku jakichkolwiek nagniotków i oznak zmęczenia pracą. Zazdrościł doskonałych paznokci, które raz po raz zahaczały czule o chryzantową skórę, nawilżonych skórek o ładnej barwie.
Ale przecież Chryzant właśnie taki żywot sobie wybrał i jego lenistwo miało przejawiać się też w prowadzeniu siebie – nie przygładzał włosów, nie spoglądał codziennie w lustro i nie stawał już do niego bokiem, obserwując, czy aby na pewno brzuch nie zaokrąglił się za bardzo. Bo kiedyś nie spodobałoby się to szlachetnym paniom i panom na dworze, a on sam nie zmieściłby się w cudownie skrojony frak, nie wspominając już o metalowej puszcze, w której już nigdy nie chciał się gotować.
Teraz musiał porządnie jeść, by mieć energię, teraz musiał spocić się po przerzuceniu beli siana, bo tak po prostu wypadało. Nikogo raczej nie obchodziło, czy przy okazji miał pozostać świeży i pachnący egzotycznymi zapachami, które bogate rodziny sprowadzały sobie zza granic znanych im krajów, czy jednak wręcz odwrotnie. Plama potu na plecach w końcu świadczyć miała jedynie o dobrze wykonanej robocie. Nic do wstydu, raczej powód do dumy.
Ale jak miło było jednak zostać ponownie docenionym z ciut innego powodu, niż ilość przerzuconych kostek siana w stajni. Jak przyjemnie było poczuć szlachetne, darzące uznaniem kości jego twarzy, delikatne opuszki. Blondyn westchnął cicho, ciut bardziej się rozmarzył, gdy nos zaplątał się na jego twarzy, gdy wargi musnęły nierówno ogolony zarost.
Powinien był już dawno się tym zająć, ale po prostu zapomniał.
Przeniósł swoją dłoń na łopatkę Leonarda, przycisnął, narysował kciukiem krąg, niby to zapamiętując, gdzie dokładnie znajdowała się kość. Chciał szepnąć, że młodszy od niego chłopak jest dla tego przebrzydłego pastucha ciut za dobry i ciut za rozkoszny, że on, Chryzant z nikąd, nie zasługuje na tak mocny afekt i uwielbienie. Ale jednak samolubnie nic nie szeptał, nic nie mówił, pozwalał mu dogadzać, a sobie pozwalał rozkoszować się cudzym dotykiem, o którym już dawno zapomniał.
W końcu jednak wypadało się odwdzięczyć i, kto wie, może wykorzystał swą przewagę w postaci własnej masy i siły, by przerzucić szlachetnego panicza na uwłaczającą mu trawę, by tej pozwolić pobrudzić ciemne, drogie stroje oraz kilka chwil temu rozczochrane włosy. Chryzant oparł się na łokciu, nie chcąc przecież delikatnego młodziana zgnieść, po czym pozwolił swoim wargom poznać cudzą twarz, zbadać ją dokładnie i wycałować tak często zmarszczone w złości czoło, tak często ściągnięte w gniewie oraz tym specyficznym zagubieniu brwi. Wolną dłoń przeniósł pod jego brodę, sugerując, by chłopak odchylił głowę i nie obawiał się wilgotnej ziemi, bo dzięki temu pastuszkowe usta mogły wycałować go porządniej, tak, jak na to każdy kochanek zasługiwał.
[ teraz się będą lizać przez 24902402 odcinków ]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz