poniedziałek, 15 marca 2021

Od Marty CD Tassariona

Dorodne rzęsiska zatrzepotały, rumiane poliki zarumieniły się jeszcze troszkę – i już było dobrze, i już było miło, i wcale nie trzeba było więcej się złościć. I nawet jeżeli Marciuchę kusiło, by tu i teraz rzucić się na tę Tasiową, zmęczoną całą podróżą, chudziutką szyjkę, która prawdopodobnie po takim geście złamałaby się w pół, tak zrezygnowała z aż tak wylewnego okazywania swego szczęścia – nie daj bogowie, nie daj matki, jeszcze, cały czas przytrzymywany jedną dłonią, ręczniczek by się rozwiązał, padł wprost pod tasiowe i marciuszkowe stopy, jedne w butach i pewnie okropnie poobcierane, drugie nagie i chłonące sobą ból całego ciała, jak i chłód płytek. A wtedy? A wtedy to już tragedia, kolejna katastrofa kontynentu, bo kto to słyszał, żeby nagusieńka kobieta przytulała się do całkowicie odzianego mężczyzny z przybrudzonymi szramami, w tym jedną na poliku?
Dla matki i dla babek Martuni byłoby to na pewno nie do dopuszczenia, na szczęście rudowłosa pannica już od dawna wiedziała, że starych bab nie ma co słuchać – zbyt religijne, zbyt święte, zbyt zgrzybiałe i zgorzkniałe, by z czegokolwiek czerpać szczęście. A Marta szczęście chciała przecież chłonąć litrami, wlewać w swą duszę nieograniczoną jakimikolwiek tradycjami beztroskę i rozkosz. W końcu w życiu należało sobie dogadzać.
— Dziękuję — parsknęła w końcu i jednak nie rzuciła mu się na szyję, tak z grzeczności i z troski o te przypadkowe, duchowe złamania mające być spowodowane jej nieprzewidywalnym ruchem. A ileż to już słyszała o poobijanych kochankach, którzy w lekkomyślności momentu rzucali się na siebie, by obudzić się z potłuczonymi kośćmi! — Ty też, Stasiu złoty, jesteś nie najgorszy — oświadczyła po chwili i dała mu delikatnego, ograniczonego ściskającym ją ręcznikiem, kuksańca w bok. — I wiem, wiem, mam nigdy nie przepraszać — pstryknęła go w ten spiczasty nos — bo co złego, to nie ja, nie! Cnotliwa dziewica, szczerze poświęcona wychwalaniu Erishi. — I nawet pokusiła się o klaśnięcie w dłonie, złożeniu ich w pozycji do szlachetnej modlitwy, zupełnie zapominając o ręczniku ściskającym krągłe piersi i krągłe biodra.
Gdy dłoń opuściła materiał, ten zjechał odrobinę, na szczęście nie za wiele, w ten sam sposób pozostawiając jednak zdecydowaną większość kobiecego ciała męskiej wyobraźni. I dobrze, bo przecież za wiele od razu też nie mógł dostać, jeszcze by folgowania mu tylko zabrakło! 
— Oj — jęknęła cicho i z paniką chwyciła za materiał, podciągając go odrobinę wyżej. — Tak, ubranie się to dobry pomysł. Zdecydowanie. Oj, tak, tak.
I obróciła się na pięcie, oczywiście przy okazji zapominając o śliskich, łaźniowych płytkach – stópka odjechała już po raz kolejny, ale rudowłosej udało się odzyskać równowagę, nawet jeżeli ręcznik zasłaniający ciało podskoczył przy okazji, ukazał prawy lub lewy pośladek. Małymi i ostrożniejszymi już kroczkami podeszła do czystej koszuli nocnej. Zrzuciła z siebie ręcznik, a powoli wychładzające się powietrze musnęło różową skórę, na której wyskoczyła drobna, gęsia skórka. Poliki Marciuchy zarumieniły się w zażenowaniu, nie skomentowała jednak tego faktu. Bo w końcu jej takiej nie widział, po co miałaby mu o tym mówić? Jeszcze by głupio parsknął. Czy coś.
— Ale mam nadzieję — rzuciła za swoje ramię, prostując cienki, biały materiał na swych udach — że jednak jutro się, Tasiu, wykąpiesz. Bo, jak ciebie uwielbiam w całości, tak trochę śmierdzisz. I na te twoje szramy też ktoś powinien rzucić okiem. Wiesz, tak na wszelki wypadek, nie? — zapytała, wyprostowała się i kilka sekund później znalazła się przy mężczyźnie. Ciekawski opuszek wylądował na jego bladym poliku, modre oczęta zmrużyły się z troską. — Nie chciałabym, żebyś mi padł z jakiegoś zakażenia czy coś. Wiesz, u nas na wsi kiedyś był taki, co go jakiś byk drasnął. I nie wyczyścił rany, i musieliśmy mu obcinać nogę. Czy tam rękę, nie pamiętam już, ale coś my jednak mu obcinali. Znaczy, ja nawet nie dotykałam, bo od tego smrodu paść można było obok. Obserwowałam z dzieciakami przez okno, a to wujo obcinał. No! Ale nie wiem, czy taki polik to byłby do obcięcia. Oj, Stasiu, żeby ci do mózgu nie doszło, bo co wtedy?
Marta zapomniała o bolącym ją kilkanaście minut temu brzuchu, o drżących nogach i nieprzyjemnym uczuciu wilgoci, które wybudziło ją z całkiem miłego snu.
[ c h a o s is back] 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz